23 grudnia 2008

Ranking nieufności: ponad 60% Polaków to paranoicy

Najnowsze sondaże CBOS -u podają:

"Największą nieufność wśród badanych nadal budzą prezes PiS Jarosław Kaczyński (62 proc.) deklaracji braku zaufania) oraz prezydent Lech Kaczyński (57 proc.). Wysoką pozycję w tym negatywnym rankingu, jednak ze znacznie lepszym wynikiem, zajmuje szef klubu parlamentarnego PiS Przemysław Gosiewski (44 proc.) - głosi najnowszy raport CBOS.

Relatywnie dość często z nieufnością ze strony ankietowanych spotyka się jeszcze Janusz Palikot (36%). Pozostali politycy wyraźnie rzadziej budzą tak negatywne emocje.

Jeśli chodzi o ranking zaufania, to grudzień przyniósł zmianę na pozycji lidera. Pierwsze miejsce wśród polityków najbardziej powszechnie darzonych zaufaniem zajmuje w tym miesiącu Lech Wałęsa (62 proc.), minimalnie wyprzedzając premiera Donalda Tuska (61 proc.) oraz szefa MSZ Radosława Sikorskiego (60 proc.). Do ścisłej czołówki tego rankingu od dłuższego już czasu należą również: marszałek Sejmu Bronisław Komorowski (51 proc. deklaracji zaufania) oraz wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak (47 proc.). Pozostali przedstawiciele sceny politycznej uwzględnieni w naszym badaniu wyraźnie rzadziej darzeni są zaufaniem przez ankietowanych
."

http://wiadomosci.onet.pl/1885996,11,item.html

Taka podejrzliwość i nieufność?

Wynikałoby z tego,że aż 60% Polaków, to paranoicy! To by się po części zgadzało z tym, co podawał w latach 90-tych J. Santorski, że 90% znajduje się na pograniczu nerwic i zaburzeń osobowości...

Cechy związane z osobowością paranoiczną według Blaney [edytuj]

  • nieufność,
  • podejrzliwość,
  • czujność,
  • cynizm
  • rywalizacyjność (porównywanie się z innymi),
  • poczucie krzywdy,
  • zazdrość,
  • nadwrażliwość na krytykę,
  • przepełnienie złością,
  • mściwość,
  • ostrożność,
  • niezachwiane przekonania,
  • zazwyczaj brak poczucia humoru,
  • dychotomiczne myślenie,
  • samowystarczalność,
  • zadufanie,
  • przekonanie o własnej wyższości,
  • usprawiedliwienie samego siebie.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Osobowo%C5%9B%C4%87_paranoiczna

19 listopada 2008

Czy to już koniec mojego poparcia dla PiS-u?

Zaczynam się coraz b-j niepokoić tym co dzieje się wewnątrz partii PiS-u. Moje odczucia opieram m.in. na podstawie zachowania Małgorzaty Gosiewskiej, która idzie do programu Ewy Drzyzgi w TVN nadawać na swojego byłego męża - czołowego przedstawiciela partii, do której sama także należy. Nie mogłam i do tej pory nie mogę zrozumieć, dlaczego ta kobieta wymierza, także pośrednio ,we własną partię, w prawą rękę J. Kaczyńskiego!

uż druga osoba z rzędu zasugerowała mi, że jakieś skrzydło PiS-u, b-j liberalne, chce odsunąć od dotychczasowej władzy Gosiewskiego. Ktoś zawistny, kto wszystkie zasługi tego faceta chce sobie przypisać i odebrać mu dotychczasową władzę (bezsprzeczne, namacalne zasługi dla regionu, na terenie którego działał).

Jakież było moje zaskoczenie, gdy postawiłam takie pytanie na forum KP PiS! W mig wycięto moje pytanie! Moderatorzy, związani m.in. ze stroną IV RP, powiadomili mnie, że powielam wątki (jakie wątki powielam, jak wpisałam się po raz pierwszy po kilku miesiącach nieobecności), że każdy taki następny wyląduje w koszu!

To skandaliczne! Napiszę do samego administratora -Tomka, a może i nawet do samego Gosiewskiego wyślę jakiegoś maila, bo to czego przed chwilą doświadczyłam, to zachowanie SKANDALICZNE! Nie spodziewałam się tego, że spotka mnie coś takiego - osobę, która do tej pory głosowała na PiS!

Kaczyński miał rację, że nic dobrego internet nie może wnieść dla PiS-u. Ludzie, którzy zostali zatrudnieni do prowadzenia forum KP PiS , to jedna wielka porażka dla partii Kaczyńskich! Takie traktowanie dotychczasowych wyborców tej partii jest NIE DO PRZYJĘCIA. Oni zamiast żeby przyciągać do partii, jak najwięcej Polaków, robią dosłownie wszystko na odwrót!

Jeśli tak będzie się traktować dotychczasowych i potencjalnych wyborców PiS-u, to nigdy więcej na tę partię NIE ZAGŁOSUJĘ!

Okazuje się, że stawanie w obronie Gosiewskiego i powoływanie się na to, co zrobił dotychczas dla regionu i wyrażenie swojego oburzenia dla zachowania jego byłej żony - jest czymś, co należy natychmiast wyrzucić do KOSZA! A ja jako dotychczasowy wyborca PiS-u nie mam prawa zadawać pytań. W końcu dla kogo zostało utworzone to forum, jak nie dla wyborców?

Moderatorzy - smarkateria - z forum KP PiS - utwierdziła mnie w tym,że ktoś wewnątrz partii, chce zniszczyć Gosiewskiego, a zadane przez mnie pytanie, wywołało poczucie zagrożenia w tych, co chętnie by się go pozbyli!
Ręce opadają! Widzę, że PiS, na które do tej pory głosowałam, już nie istnieje! To chyba była jakaś jedna wielka ILUZJA!
P.S.
Zdążyłam się jedynie tylko dowiedzieć (zanim zniknął wątek zamieszczony przeze mnie w Hyde Parku), że Kaczmarek nie jest jedynym z listy... Jakiej i czyjej listy? Co to za rozsyłanie plotek nastronie KP PiS?

18 listopada 2008

Neurotyczna duma Małgorzaty Gosiewskiej

Dzisiejsze media reklamują program Ewy Drzyzgi "Rozmowy w toku". W najnowszym odcinku wielki "hit" - wywiad z Małgorzatą Gosiewską, byłą małżonką polityka PiS-u - Edwarda Gosiewskiego. Fragmenty rozmowy redaktorki z Gosiewską można zobaczyć tutaj:
http://www.onet.tv/28962,4451,1,4181306,1,1,0,0,wideo.html#forum:NCwyNjAsOCw1Nzk1NzU4LC0xLDAsMCxmb3J1bTAwMS5qcw==
Co mnie m.in. uderzyło w wypowiedzi Gosiewskiej; gdy Drzyzga zapytała się, dlaczego wyprowadziła się ze wspólnego mieszkania, Gosiewska odpowiedziała: "Bo to nie było moje mieszkanie, a poza tym byłam zbyt DUMNA".
No właśnie "dumna"! Od razu nasunął mi się termin psychoanalityczny, której autorką była Karen Horney - "DUMA NEUROTYCZNA".
Karen Horney, twierdziła m.in.:
"Drugim istotnym źródłem nerwicy, na jakie wskazuje Horney, jest wyidealizowany, a więc nieautentyczny obraz siebie. Owo wyidealizowane własne "ja" w nerwicy otrzymuje status bardziej realnego, aniżeli "ja" prawdziwe [14]. "Samoidealizacja – pisze Autorka – w jej różnorodnych aspektach – jest fenomenem, który proponowałabym nazwać neurotycznym całościowym rozwiązaniem, to znaczy rozwiązaniem nie tyko poszczególnego konfliktu, ale takim, które w istotny sposób zapewnia zaspokojenie wewnętrznych potrzeb zrodzonych w jednostce w danym okresie" [15]. To tutaj tkwi główne źródło marnotrawienia potencjału jednostki. Cała bowiem energia, jaka mogłaby zostać zrealizowania w procesie autentycznego rozwoju jednostki, zostaje wyeksploatowana do prób urzeczywistnienia "ja" idealnego. W pogoni za własną nierealną, wyimaginowaną wielkością, człowiek wchodzi w stan przeróżnych konfliktów z własnym realnym "ja". Nie mogąc osiągnąć stanu idealności, jednostka cierpi, męcząc się sama z sobą.

Jednym z najtrudniejszym problemów nerwicy jest gloryfikacja siebie. Według Horney "są to dążenia do wartości absolutnych, nieograniczonych, nieskończonych. To, co byłoby poniżej absolutnej odwagi, mistrzostwa czy świętości, nie może pociągać neurotyka powodowanego obsesją pogoni za wielkością" [16]. Neurotyk nie dostrzega wyraźnie ani nierealności swoich żądań, ani też przeszkód, które realnie uniemożliwiają urzeczywistnienie jego dążeń. Żyje on w błędnym przekonaniu, że w istocie może on wszystko. Do pokonania jest tyko jedna przeszkoda. Horney cytuje wypowiedź jednego ze swoich pacjentów, który stwierdził: "Gdyby nie rzeczywistość, wszystko byłoby ze mną w porządku" [17]. Neurotyczne cierpienie powiązane jest z brakiem jasnej i wyraźnej odpowiedzi na pytanie: jak naprawdę jest? Z jednej strony duma nie pozwala neurotykowi zaakceptować prawdy o sobie takim jakim on naprawdę jest, z drugiej zaś nie jest on w stanie osiągnąć stanu na miarę swojego własnego wyidealizowanego wyobrażenia. Sprzeczność zaczyna wypełniać wnętrze neurotyka. Odtąd będzie on walczył w sobie z realnym obrazem rzeczywistości. Jego celem jest bowiem potwierdzenie idealności. Duma nie pozwala uczynić mu na tej drodze ani jednego kroku w tył. Jeżeli będzie trzeba, gotów jest paktować z samym nawet diabłem. "Diabeł – pisze Horney – czy jakakolwiek inna forma spersonifikowanego zła kusi jednostkę udręczoną materialnymi lub duchowymi strapieniami obietnicą daru nieograniczonych mocy. Warunkiem korzystania z owych nadprzyrodzonych sił jest jednak zaprzedanie duszy diabłu, wyrok piekła. Pokusa taka nawiedzić może każdego, zarówno bogatego, jak ubogiego duchem, odwołuje się bowiem do dwóch potężnych ludzkich pragnień: tęsknoty za tym, co supremalne, nieograniczone, oraz poszukiwania łatwego wyjścia z trudnej sytuacji"[18]. Pozostając przy tym obrazie, można powiedzieć, że za obietnicę osiągnięcia wszystkiego człowiek ma zapłacić tylko jedną cenę, ma wyrzec się siebie. W ten sposób w życiu człowieka rozpoczyna się straszny dramat – dramat piekła. "Gdy człowiek sięga po doskonałość w kategoriach niedościgłego absolutu – wyjaśnia Autorka – rozpoczyna dzieło samozniszczenia. Kiedy zawiera pakt z diabłem, obiecującym mu wielkość i chwałę, musi się godzić na piekło – piekło we własnym wnętrzu" [19].

Prawem, które rządzi wszelkim piekłem jest nienawiść. Dosięga ona w destrukcyjny sposób neurastenika. Nienawidzi on siebie i gardzi samym sobą za to, że jest mały, mierny, beznadziejny, daleki od ideału, którym powinien przecież być. Zgniewany jest nie tylko na siebie, ale na wszystko i na wszystkich, którzy winni są tej jego tragicznej sytuacji. Nie muszą oni wcale wiele robić. Wystarczy, że są świadkami jego małości. Neurastenik krzyczy w sobie słowami Jeana Paula Sartre’a: "piekło to inni!". Z drugiej strony człowiek ten potrzebuje jak wody i tlenu do życia poprawnych relacji z innymi. "Nasz pacjent – pisze Horney – według własnego odczucia zajmuje tak niską pozycję w hierarchii ludzkich wartości, że czuje potrzebę usprawiedliwienia swej egzystencji, udowodnienia sobie, że jest coś wart" [20]. Próbując je zdobyć, znów pogardza sobą za to, że nie potrafi być zawsze sobą. Tworzy bowiem albo relację "nad innymi" – prezentując swoisty charakter "ja" władczego, albo relację "pod innymi" – tworząc obraz "ja" pokornego (w negatywnym sensie rozumienia pokory jako poddaństwa, rezygnacji z siebie).
(...)
Ostatecznie człowiek chory na nerwicę doświadcza braku bezpieczeństwa, czuje w sobie potrzebę absolutnej akceptacji ze strony innych (albo akceptacja bezwarunkowa i całkowita, albo żadna), potrzebuje innych nie potrafiąc jednocześnie nawiązać właściwych z nimi relacji. Chce być kochanym, nie potrafiąc kochać. Na przeszkodzie staje jego własne dumne "ja", wyniesione tak wysoko, że w żaden sposób nie można go dosięgnąć."
http://psychologia.net.pl/artykul.php?level=376
Ponadto psychologowie twierdzą, że do rozwodu dochodzi najczęściej wówczas, gdy małżonkowie nie potrafią się ze sobą komunikować; jedna ze stron wykazuje także niewłaściwą tożsamość płciową na płaszczyźnie psychologicznej. Nierzadko jest właśnie tak, że to kobiety są winne tego, że mąż odchodzi, ponieważ żona identyfikuje się z płcią męską i zachowuje się jak facet.M ęska tożsamość kobiety może się m.in. przejawiać w tym, że zachowuje się jak "kobieta kastrująca". J. Santorski podaje przykłady na zachowania tego typu kobiet:

'(...) Wyśmiewaj go albo przypomnij o obowiązkach, kiedy przyjdzie mu ochota pobiegać. (...)Cokolwiek osiąga, robi dla Ciebie, dla rodziny - mów mu, że to nie to, co trzeba, nie tak, jak trzeba i nie wtedy, kiedy trzeba. Zorientuj się, gdzie lokuje swoją męskość (zarobki, osiągnięcia w pracy, rodzicielstwo, aktywność społeczna, seksualność, hobby) i KRYTYKUJ go w tej dziedzinie przy osobach trzecich. (...) Próbuj go doprowadzić do stanu, w którym cokolwiekzrobi, będzie źle: np. jest w domu - przeszkadza, nie umie zaopiekować się dziećmi, nie zarabia, drażni CIę; nie ma go - jest winny, bo opuszcza dzieci, a Ty wykończysz się przez to, że masz wszystko na swojej głowie. Gdy przyjdzie mu do głowy, żeby zmierzyć sobie ciśnienie lub zrobić sobie jakieś badania, powiedz że jest hipochondrykiem. Albo prowadzaj go bez przerwy do lekarzy (...) Cokolwiek wymyśli- mów mu, że to się nie uda, albo że on się do tego nie nadaje (...). Pamiętaj, ze masz do dyspozycji:"zrzędzenie", "wiercenie dziury w brzuchu", "sceny przy świadkach", "ciche dni", wykazywanie, że nic nie potrafi i odziedziczył to po swojej rodzinie'

Ten tekst pochodzi z książki J. Santorskiego - "Jak żyć żeby nie zwariować".
Jaki mężczyzna może dłużej znieść fakt, gdy widzi, że kobieta, którą się poślubiło zachowuje się rywalizacyjnie i walczy z nim o pozycje macho, która chce pozbyć jego męskich cech?
Także pani Drzyzgo i pani Gosiewska, nie dla nas takie programy.

GOSIEWSKA WCIĄŻ ROBI MĘŻOWI SCENY PRZY ŚWIADKACH! POWTARZA NA OCZACH MILIONÓW WIDZÓW TE SAME NEUROTYCZNE MECHANIZMY, JAKIE URUCHAMIAŁA WCZEŚNIEJ W RELACJI Z MĘŻEM,ZANIM DOSZŁO DO ROZWODU.

Okazuje się, że żona Dorna przyjęła zupełnie inny styl; zwróciła się o pomoc do prezesa PiS-u, a nie PAPLAŁA O PRYWATNYCH SPRAWACH PRZED KAMERAMI! Ekshibicjonizm? Egocentryzm? Duma i nienawiść? Chce być pępkiem całego świata? Chyba tak, skoro znajduje przyjemność w tym, że patrzy na nią tysiące widzów. Ja czuję zażenowanie, bo wiem,że zanim zacznie zmieniać męża, powinna wcześniej zacząć od siebie.

16 listopada 2008

PO TO PARTIA NARKOMANÓW

Sprawdza się pogląd psychoanalityków, że ludzie tworzą grupy i podgrupy na zasadzie podobieństwa struktury osobowości (p. J. L. Moreno).


Nie zdziwił mnie więc fakt, że w PO znaleźli się narkomani. Ryba psuje się od głowy. Jak Tusk rozpowiada wszem i wobec o swej NARKOMANII i robi z tego swój PR, że to jest cool, to nie ma co się dziwić, że głosują na niego i idą do jego partii inni narkomani, czyli tzw. osobowości zależne.

Hanna Segal, słynna psychoanalityczka polskiego pochodzenia, pisała w swojej książce - "Psychoanaliza, literatura, wojna. Pisma z lat 1972 - 1995" (Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne. Gdańsk 2005) - m.in.:

"Grupy wybierają lidera zgodnie ze swoją orientacją.Te, które pozostają pod wpływem mechanizmów psychotycznych, mają skłonność do wybierania bądź tolerowania takich liderów, którzy reprezentują ich patologię. Jednak grupy te nie tylko wybierają niestabilnych przywódców, ale także na nich oddziałują. Narzucają im omnipotencję, a potem popychają ku megalomanii. Między zaburzoną grupą a zaburzonym liderem dochodzi do niebezpiecznej interakcji, w której obie strony wzajemnie wzmacniają swą patologię" (s. 234 - 235)".

Działacze Platformy złapani z narkotykami

Działacze Platformy złapani z narkotykami
Szef sejmiku zachodniopomorskiego i starosta policki zostali złapani przez policję. Obaj samorządowcy PO mieli przy sobie narkotyki i próbowali przekupić mundurowych - podaje Radio ZET."
http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article265815/Dzialacze_Platformy_zlapani_z_narkotykami.html

"Tusk palił trawkę i pił tanie wina

Palił marihuanę i nie wylewał za kołnierz. Dorastał buntując się przeciw Kościołowi, a po śmierci ojca odetchnął z ulgą. Tak wyglądała młodość Donalda Tuska - donosi "Newsweek", który prześwietlił życie premiera.

"Newsweek" zapytał premiera nie tylko o używki i religię, ale także o wczesne dzieciństwo, które niezbyt dobrze kojarzy się Tuskowi. Głównie ze względu na ojca. "Był dla mnie surowy. Jak coś zmalowałem, nie wahał się sięgnąć po pas i mnie lał - opowiada Donald Tusk. "Dlatego poczułem nawet jakąś ulgę po jego śmierci, o czym myślę dzisiaj z pewnym zażenowaniem" - dodaje.

Młody Donald buntował się nie tylko przeciw ojcu. Jako nastolatek nosił długie włosy i spodnie dzwony. Przyjaciele premiera wspominają też, że nie stronił od tanich win. Nie ukrwa też, że zdarzało mu się palić trawkę. "Życie w hotelach robotniczych i ten typ pracy nie sprzyjają lekturom Platona" - mówi "Newsweekowi" Tusk. Marihuanę dostawał od kolegi.

W podstawówce też nie był święty. Jak wspomina jego szkolny kolega Sławomi Neumann: "Donald zawsze chciał stać na czele. Był liderem grupy, która rządziła klasą."

http://www.dziennik.pl/polityka/article171610/Tusk_palil_trawke_i_pil_tanie_wina.html

P.S.

Pragnę zaznaczyć, że narkomanem, tak jak alkoholikiem, pozostaje się do końca życia.

07 listopada 2008

Obrażanie się i obrażanie

Dzisiaj nieco z innej beczki.

Zaintrygował mnie temat "obrażanie się" na innych. Wiemy dokładnie, że jeśli ktoś nas obraża, to zachowuje się wobec nas inwazyjnie, przemocowo. Nie ma wyczucia granic, jest brutalny, nierzadko chce demonstrować swoją siłę, władzę, dominację. Być może obrażając nas ktoś chce coś na nas wymusić i podporządkować sobie. Osoby mające skłonności do obrażania innych, często wykazują w mniejszym, bądź większym stopniu jakieś deficyty w rozwoju osobowości, bądź niepełne zdrowie psychiczne.

A co z drugą osobą? Czy obrażanie się na innych za to, że w nas "uderzają", odcięcie się od nich, jest przejawem zdrowia czy może neurotyzmu?

Wielokrotnie ostatnimi czasy obrażano Prezydenta Kaczyńskiego. Wiemy, że ogromny udział w tym ma partia Donadla Tuska. Jednocześnie wielu dziennikarzy, czy tzw. autorytetów, wyśmiewa reakcję obrażanego,również go przy tym obrażając, twierdząc np.,że Prezydent Kaczyński zachowuje się dziecinnie i neurotycznie, jak "dziecko z piaskownicy".

Ciekawa jestem, co inni sądzą nt. obrażania i obrażania się? Czy wolno nam kogoś bezkarnie obrażać i czy wolno nam się obrażać? Czy obrażanie się jest wyrazem słabości i tchórzostwa, li neurotyzmu, czy może zdrowym przejawem braku neurotycznego masochizmu. Czy jednostka obrażana powinna odciąć się od obrażającego, czy może powinna kłaść po sobie uszy, uśmiechać się i podporządkować manipulacji "kastrującej" kobiety, li "kastrującego" mężczyzny? Czy powinna go ukarać, odcinając się od niego, czy może powinna się ugiąć i podporządkować osobie obrażającej?

Co zrobić, gdy osoba obrażająca nas nie reaguje na nasze sygnały ostrzegawcze i głucha jest na nasze protesty? Imputuje nam złe cechy i złe intencje, dalej brnąc w obrażaniu. Odciąć się od niej, czy może ugiąć? Co w takiej sytuacji jest słabością: odcięcie się, czy może ugięcie? Oto jest pytanie

Czekam na odpowiedzi.

02 listopada 2008

Granice i tożsamość.Komentarz muzyczny i psychoanalityczny...

Dzisiaj Errata w blogmedia.24.pl napisała m.in.taki komentarz:

"Byliśmy bezsilni wtedy [ w czasach komuny; przyp. od autora],a jednak łączyła nas wszystkich nieprzekraczalna granica My/Oni,której nigdy nie chcieliśmy zrównać!Dziś znowu zaznacza się granica MY/Oni i jest to jak dla mnie dobra oznaka wywalczenia wolności w przyszłości,której tak naprawdę nigdy nie zaznaliśmy po roku 1944 do dziś! Zwierzęta wciąż z NAMI walczą!"

http://www.blogmedia24.pl/node/4303#comment-11111

Bardzo cenny komentarz Erraty, która przypomniała nam o tak ważnym aspekcie naszego życia, jakim są GRANICE.

Granice między MY/ONI są niezbędne. Granica to piękne słowo i jednocześnie zaczątek zdrowej kreatywności. Bez GRANICY nie może być mowy o poczuciu odrębności i tożsamości. Dlatego psychoanalitycy są przeciwni zacieraniu granic m.in.w sztuce, bo to negatywnie wpływa na podświadomość całych zbiorowości ludzkich i na ich tożsamość. Dlatego zaleca się słuchania muzyki wybitnych twórców, gdyż ta ma wyraźnie zarysowane granice (w konstrukcji architektonicznej). Nie zaleca się nadmiaru jazzu i rocka, bo w tego rodzaju muzyce nie ma granic, bo jest ich zatarcie...I... wypływa z niej popędowość,rozumiana jako popęd ku destrukcji.

GRANICA, to zaczątek nie tylko zdrowego tworzenia, to także początek autentycznej wolności, niezależności, tożsamości i zdrowej państwowości.

Państwo rodzi się w duszach, a dusze karmione są "sztuką"...I na odwrót: "sztuka" rodzi się w duszach, które są wolne,bądź zniewolone... To od nas zależy na co otwieramy naszą podświadomość: na granicę w sztuce, czy plamę bez granic...

30 października 2008

Nienawiść Tuska do braci Kaczyńskich. Psychospołeczne uwarunkowania konfliktu

W jednym z najnowszych wywiadów, udzielonych dla "Dziennika", prof. Śpiewak m.in. powiedział :

'Uważam, że nienawiść między PO a PiS jest prawdopodobnie silniejsza niż była między SLD a "Solidarnością", gdy AWS dochodziła do władzy. Wymagałoby diagnozy to, jakie są społeczne i kulturowe źródła tak wielkiej wzajemnej niechęci.'


Bardzo proste zadanie do rozwiązania! Po co jeszcze badać przy użyciu nie wiadomo jakiej to batalii narzędzi socjologicznych:)!

Wg mnie należy wyróżnić 3 psychospołeczne źródła nienawiści PO do PiS-u; są nimi: czynniki społeczne, kulturowe i intrapsychiczne. A nie jak podaje socjolog:źródła społeczne i kulturowe.

Oto, główne przyczyny (psychospołeczne) braku porozumienia między PO a PiS:

- czynniki społeczne: Tusk pochodzi z rodziny robotniczej; Kaczyńscy - z rodziny inteligenckiej

- czynniki kulturowe: Tusk, jako dziecko robotnika i pielęgniarki, nie otrzymał najlepszych wzorców kultury osobistej, miał także ograniczony dostęp do szeroko rozumianych dóbr kultury; Kaczyńscy odebrali lepsze wychowanie w domu; poza tym wpojono w nich miłość i szacunek do POLSKIEJ KULTURY; jak przystało na rodzinę inteligencką od wielu pokoleń

-czynniki intrapsychiczne: nieprawidłowo ukształtowana osobowość Tuska; brak odpowiednich wzorców społecznych ze strony rodziców; Tusk wychowywał się w rodzinie niepełnej; ojciec przed śmiercią znęcał się fizycznie nad synem; teraz "ofiara" staje się "katem"; Tusk posiadając nieprawidłowo ukształtowaną osobowość (p. wysoki poziom neurotyczności, idący raczej w kierunku zaburzeń osobowości; wysoki poziom cech zależności), myli przeszłość z teraźniejszością i rzutuje całą swą nienawiść, żywioną do ojca, na obu braci Kaczyńskich, a zwłaszcza na symbolicznego ojca, jakim jest Prezydent.Jednym słowem Tusk myli fikcję z rzeczywistością, przeszłość z teraźniejszością.Takie zacieranie granic jest charakterystyczne dla większości jednostek neurotycznych, psychotycznych, jak i z zaburzeniami osobowości.

I na koniec pozwolę sobie jeszcze raz powtórzyć słowa słynnej psychoanalityczki - Hanny Segal - z wywiadu dla GW (2004 r), pt. "Freud i polityka":


'Kiedy gra się w piłkę nożną, to może być symbolizacja konfliktu zbrojnego.'

Uważam, że w przypadku POLITYKA, robiącego sobie z piłki nożnej PR,może okazać się to trafione w 100%! To ostatnie zdanie całkowicie wyjaśnia przyczynę nienawiści między PO i PiS.

Tusk nastawiony jest na silną rywalizacje, wojnę, walkę i na całkowite 'ZNISZCZENIE' dawno już nie żyjącego ojca, ale w jego głowie wciąż żywego!

P.S.

I niech nie rozśmieszają mnie Piotr Zaremba i prezydent Wrocławia -Dutkiewicz - którzy ostatnio rozgłaszają wszem i wobec, o wysokiej inteligencji emocjonalnej Tuska:)Oj, bo tylko boki zrywać:)) Co obaj chcą ugrać,wygadując takie dyrdymały:)

28 października 2008

Centralny System Zarządzania

Niedawno prof. Sidorowicz napisał w swoim blogu:

"(...) rządy mieszając się do gospodarki rozbijają zdrowe zasady - ostrożności. oszczędności, że wywierając presję na banki mogą doprowadzić do kryzysu. Obecny kryzys to nie tyle kryzys gospodarki rynkowej, co bankructwo polityki w gospodarce i w polityce pieniężnej. Całkowicie chybione są więc próby szukania recepty na rozwój kraju poprzez centralizację, nacjonalizację etc. , bo źródłem kryzysu nie jest niedobór władzy państwa, a jego nadmierna, wieloletnia interwencja w procesy gospodarcze i społeczne. Dziś rządy naprawiają to, co przez dekady psuły."

http://sidorowicz.blog.onet.pl/

A ja mu odpowiedziałam to co poniżej.

Jeśli porównać organizm państwa polskiego do organizmu ludzkiego, to chyba rzeczą oczywistą jest fakt,że za chorobę organizmu wszelakiego, odpowiedzialna jest GŁOWA - MÓZG. Ciało państwowe, pozbawione kontroli ze strony Centralnego Systemu Zarządzania, z dnia na dzień będzie podlegać coraz większemu rozregulowaniu i dezorganizacji.

Póki nie uleczy się GŁÓW SPOŁECZEŃSTWA POLSKIEGO, póty nie będzie mowy o ZDROWEJ GOSPODARCE WOLNORYNKOWEJ.Daj wolność niewolnikowi, a zobaczysz co zrobi z darowaną mu wolnością.Oddaj majątek polski w ręce zniewolonego umysłu, a majątku polskiego więcej nie zobaczysz...

21 października 2008

O Dornie archaicznie

Dorn wydaje się być, jak kapłan z kultu bogini Kybele, który w czasie obrzędów płodności, doprowadza się do stanu inscenizowanego szaleństwa - ekstazy - by na koniec dokonać autokastracji...

20 października 2008

Psychologowie o politykach PO

Widzę, że już nawet psychologowie tracą nerwy do polityków PO i zaczynają OTWARCIE potępiać zachowania ludzi Donalda Tuska! Sam prof.Zbigniew Nęcki - wybitny przedstawiciel polskiej psychologii - który zawsze kojarzył mi się z wyborcą PO, dokonał miażdżącej krytyki wspomnianych tu osób .

Wypowiedział się o nich, jako NIEDOROZWINIĘTYCH ETYCZNIE, a to znaczy, że myśli o nich w kategoriach psychopatologii. Wiadomo bowiem, że to głównie ludzi z zaburzeniami osobowości, a zwłaszcza SOCJOPACI wykazują wysoki poziom deficytów w zakresie uspołecznia, przestrzegania norm społecznych, jak i rozwoju moralnego.

Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, jakich ludzi reprezentuje premier Donald Tusk?

Czy ktoś może mieć jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, jak może wyglądać nasz kraj, gdy GŁOWĄ POLSKI zostaje Donald Tusk?!

Chyba wszystkim są znane takie maksymy jak: "przykład idzie z góry", "ryba psuje się od głowy", "jaki nauczyciel, taki uczeń", "jaki lekarz, taki pacjent", "jaki szef, taki podwładny".

"Prywatne kolacje na koszt podatnika

Służbowy przelew za kolację ministra

Prywatne kolacje na koszt podatnika

Krucjata PO przeciwko politykom, którzy używali służbowych kart płatniczych do prywatnych celów przyniosła niespodziewane efekty - donosi "Newsweek". Zapanowała nowa moda. Politycy już nie szastają kartami. Teraz - za nie do końca służbowe przyjemności - płacą... przelewem. Zrobił tak ostatnio minister kultury Bogdan Zdrojewski. W restauracji poprosił o przesłanie rachunku do ministerstwa.

Dwa tygodnie temu minister zaprosił na kolację posłów Platformy zasiadających w sejmowej komisji kultury - donosi "Newsweek". Spotkanie odbyło się w Prowansji, jednej z droższych warszawskich restauracji. Gdy przyszło do płacenia, Bogdan Zdrojewski, zamiast wyciągnąć z kieszeni własne pieniądze, sięgnął do portfela podatnika. I poprosił kelnera o przesłanie rachunku na ponad 1300 złotych do Ministerstwa Kultury.

"Przelew miał nastąpić dopiero wtedy, gdy resort otrzyma i zaksięguje fakturę" - wyjaśnił informator "Newsweeka".

Na fakturze nie było wzmianki o kosztach alkoholu i innych napitków. Za zamawiane napoje każdy z biesiadników przezornie zapłacił na miejscu.

Gdy dziennikarze "Newsweeka" zapytali w ministerstwie, dlaczego Bogdan Zdrojewski zorganizował partyjną nasiadówkę za publiczne pieniądze, usłyszeli, że przez... roztargnienie. "Pan minister pomylił się i zapomniał zapłacić, ale oczywiście ureguluje ten rachunek ze swoich prywatnych funduszy" - zapewniła tygodnik Iwona Radziszewska, rzeczniczka resortu.

Także szef dyplomacji Radosław Sikorski, pewnie również przez roztargnienie, poprosił o przesłanie rachunku za kolację z przyjaciółmi do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. O jego spotkaniu ze znajomymi w restauracji Dom Polski pisał "Fakt". Po tej publikacji minister zapowiedział: "Zapewne dla świętego spokoju będę chciał uregulować to osobiście".

"Te przykłady budzą niesmak. Posłowie i politycy na tak wysokich stanowiskach powinni świecić przykładem. Ich zachowanie świadczy jednak o głębokim niedorozwoju etycznym" - powiedział "Newsweekowi" prof. Zbigniew Nęcki, psycholog, dyrektor Instytutu Ekonomii i Zarządzania Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. "Obawiam się, że to, co ujawniają dziennikarze, to tylko wierzchołek góry lodowej" - dodaje profesor".


http://www.dziennik.pl/polityka/article253660/Sluzbowy_przelew_za_kolacje_ministra.html

19 września 2008

Ucieczka od siebie

W dzisiejszym wpisie , poświęconym osobie prof. Wolszczana, ks. Artur Stopka pisze:

"Media twierdzą, że prof. Wolszczan w związku z ujawnieniem jego współpracy z esbecją rozważa zerwanie kontaktów z Polską. To się może udać. Ale czy da się zerwać raz na zawsze kontakty z własnym sumieniem?"

Cóż, pytanie trudne i chyba retoryczne, ale postaram się na nie znaleźć odpowiedź.

Zapewne Wolszczan wychodzi z założenia (jakże niezwykle racjonalnego), że jak zmieni położenie w przestrzeni, to uwolni się od siebie, od swego prawdziwego JA. Już na samym wstępie wydaje się, że pan profesor głęboko się myli. To autentyczne ja z paskudną przeszłością, jest jego własnością i będzie podążać za nim, jak cień. Bo jego przeszłość, to właśnie cień.


Właściwie odnosi się wrażenie, że Wolszczan zachowuje się, jak jakiś socjopata, który nie tylko, że nie ma żadnego kontaktu z własnymi uczuciami (a tym samym z uczuciami innych osób ; stąd całkowity brak empatii i z ZIMNĄ KRWIĄ donoszenie na innych, nawet na NAJBLIŻSZE MU OSOBY!), ale ma niedorozwiniętą uczuciowość wyższą i sferę moralną.

Czy on ma sumienie? Ktoś powiedział kiedyś, że psychopaci, najwięksi zwyrodnialcy, to ci, którzy przeżywają przewlekłą utajoną depresję. Dlaczego więc przeciętny Kowalski wraz z samym psychopatą tego nie widzą/nie czują? Bo socjopata tak odciął się od uczuć, a więc i sumienia, że nawet nie wie, że cierpi.Tak je wyparł głęboko do podświadomości, tak je zdusił i zamroził, że gdyby dopuścił do świadomości całe ZŁO, jakie wyrządził innym, zapewne popełniłby samobójstwo. Wypracował sobie zatem latami najbardziej przewrotny mechanizm obronny, by zachować komfort psychiczny i dobre samopoczucie.

Sumienie u Wolszczana zapewne jest głęboko zakopane i zakryte pod grubą warstwą neurotycznej racjonalizacji.Albo w ogóle nie jest rozwinięte dostatecznie, skoro miało się za ojca zatwardziałego komunistę i wieloletniego członka PZPR-u. Czego można spodziewać się po osobowości takich ludzi? Że to ludzie normalni? O prawidłowo ukształtowanej osobowości? Z wykształconą uczuciowością wyższą? Ich intelekt był i jest ograniczony, bo podporządkowany niskim instynktom, popędom i potrzebom, czasami neurotycznym.Totalny egoizm i ślepota emocjonalna.Dla takich ludzi najważniejsze były i są pieniądze, przyjemności zmysłowe i egoistyczne ambicje.

Prof. Kazimierz Dąbrowski - polski psycholog, psychiatra i filozof, twórca teorii dezintegracji pozytywnej oraz pionier ruchu higieny psychicznej, który miał możliwość w czasie II W.Ś. obserwować różnego typu zwyrodniałe postawy nie tylko wśród Niemców, ale i Polaków, w ramach swojej teorii wyróżniał IV poziomy rozwoju osobowości człowieka. Wg autora,najniższy szczebel - tzw. integracji pierwotnej - zajmują jednostki prymitywne (ale niekonieczne niewykształcone, czy upośledzone umysłowo!), bo z ograniczoną emocjonalnością i uczuciowością wyższą. Profesor wyjaśniał: "Integracja pierwotna – jednostka kieruje się swoimi popędami i potrzebami fizjologicznymi. Działania podejmowane automatycznie, zgodnie z nawykami. Brak poczucia odrębności psychicznej. Jednostki przystosowane do aktualnej rzeczywistości. Postawa bezrefleksyjna."1

Na poziomie integracji pierwotnej zwykle znajdują się dzieci, bądź jednostki upośledzone uczuciowo i społecznie, czyli tzw. psychopaci. Wg K. Dąbrowskiego, psychopatia to " zintegrowana na niskim poziomie struktura prymitywnych popędów. Brak konfliktów wewnętrznych "psychopata jest głuchy i ślepy na wyższe wartości. W realizacji swoich ambicji jest silny i realizuje je nie bacząc na innych."2

Przeciwieństwem psychopatów są tzw. psychonerwicowcy (tak często nazywani przez komunistów "wariatami"), zdolni do wielopoziomowego rozwoju. Jak podaje profesor: " Psychonerwicowcy są zahamowani, bojaźliwi, przeżywają lęki i depresje. Są wybitnie wrażliwi na hierarchę wartości. Cechuje ich empatia wobec innych, zdolność rozumienia i współodczuwania z innymi, jednak ze względu na skonfliktowanie wewnętrzne nie potrafią tych postaw wyrażać. Jest „pozytywnie nieprzystosowany” – twórczo, samodzielnie dąży do rozwoju."3

Proszę sobie teraz przyrównać osobowość prof. Wolszczana, prof. Dąbrowskiego oraz wszystkich tych, którzy nigdy w życiu na nikogo nie donosili, zawsze kierowali się w życiu empatią i nie niszczyli cudzego życia, do przytoczonych wyżej definicji. Która z wymienionych tu postaci plasuje się na najniższym poziomie rozwoju osobowości , a która przekroczyła własne ograniczenia i niskie, zautomatyzowane instynkty?


Czy prof. Wolszczan swoje racjonalizowanie na usługach podkorowych popędów skonfrontuje ze swoim sumieniem? Bardzo trudne pytanie. Jeśli w trakcie jego życia wykształciły się w nim zalążki sumienia, to prędzej czy później go dopadnie, bez względu na kraj, który będzie zamieszkiwać. Wybuchnie, jak lawa z uśpionego wulkanu.Dopadnie go w najmniej spodziewanym momencie. Może na łożu śmierci? Kto wie. Natomiast, jeśli ojciec Wolszczana w ogóle nie wypracował u syna nawet zalążków sumienia,to facet pozostanie martwy na zawsze! W każdym razie na pewno nie ucieknie od siebie.

1. http://pl.wikipedia.org/wiki/Kazimierz_D%C4%85browski_(ur._1902)

2.Ibidem

3. Ibidem

01 września 2008

Podróże kształcą

Właśnie wróciłam z wakacji nad morzem. Przez dwa tygodnie przebywałam w małej miejscowości k. Gdyni - Rewie. Jakież było moje rozbawienie, a zarazem swoiste zdziwienie, gdy dowiedziałam się od zamieszkałych tam Kaszubów, że słowo "tusk" w języku kaszubskim, oznacza nic innego, jak "piesek":)

Nie ma to,jak podróże. Ileż to ciekawych rzeczy można się dowiedzieć o znanych nam ludziach:)

08 sierpnia 2008

PREZYDENT KACZYŃSKI GÓRĄ! Czyli kto wygrał "walkę" na zdrowie.

Od wczoraj nie cichną dysputy na forach i nie tylko na forach, na temat faktu ujawnienia przez premiera Tuska wyników badań dot. jego stanu zdrowia. Nie milkną także różne spekulacje na temat tego, dlaczego ostatecznie Prezydent Kaczyński wycofał się z ujawnienia tychże samych badań, a odnoszących się do jego kondycji zdrowotnej.
Jeden z forumowiczów zadał mi takie pytanie:
"Veniss? to dlaczego nasz prezydent odmówił ujawnienia takich badań skoro najpierw jego kancelaria zapowiedziała,że zostaną ujawnione?'

Ja odpowiedziałam w następujący sposób:

Nie zacierajmy granic; kancelaria, to kancelaria, a Prezydent, to Prezydent; tak jak powinniśmy pamiętać,że "JA", to "JA", a "TY", to "TY"; prezydent ma poczucie własnej odrębności i tożsamości i to on, jak słusznie zauważył, ostatecznie wypowiada się w swoim imieniu.

Prezydent jest dobrym psychologiem i wie, że to co Palikot z Tuskiem rozpoczęli, to jest manipulacyjna gra psychologiczna.Jednostka zdrowa emocjonalnie natychmiast rozpoznaje różne gry psychologiczne, jakie stosują na co dzień ludzie i nie daje się w nie wciągać; po prostu odcina się od nich.

Gra w to "który z nas zdrowszy", to gra siłowa, który z nas silniejszy i który z nas lepszy, kto pierwszy ulegnie.

Ostentacyjne afiszowanie się z wynikami badań, dot. własnego zdrowia przez Tuska, to zupełnie to samo, jak prężenie i demonstrowanie klaty i muskułów: JA JESTEM SILNIEJSZYM, PATRZ JAKI JESTEM DOBRZE ZBUDOWANY. Ale to tylko na poziomie fasady, to maska, która ma zamaskować malutkie "ja" i kiepskie wyobrażenie siebie jako premiera.

Na poziomie fasadowym może to wyglądać tak, że "Ja jestem szczery, taki jestem, jestem zdrowy i silny, a ty Prezydencie? Widocznie masz coś do ukrycia." Ale oczywiście tak nie jest, że Prezydent ma coś do ukrycia, tylko dobrze wie, że gdyby zgodził się odkryć swój stan zdrowia, to i tak zostałby uznany za słabego, bo uległ naciskom kogoś, kto jest niżej od niego. Prezydent chroni własnych granic i wyraźnie je stawia, co jak najlepiej świadczy o jego zdrowiu psychicznym, a co za tem idzie, somatycznym .W tej gierce, to on wygrał, a nie Tusk. Prezydent nie da się sprowadzić do poziomu rozwojowego "piaskownicy", na jakim znajdują się Tusk, Schetyna i Palikot.

Poza tym, Tusk tym demonstracyjnym afiszowaniem się zdrowiem daje przekaz społeczeństwu, że człowiek chory, to ktoś gorszy; wywyższa się nad chorymi, deprecjonuje ich, uważa ich za gorszą kategorię człowieka. Czy aby nie znamy z historii Europy takich przekonań? Nasuwa się wręcz tu skojarzenie z myśleniem wyznawców eugeniki, czyli przekonaniem , że należy eliminować ze społeczeństwa jednostki słabsze, chore i nieproduktywne .
A Jan Paweł II nie bał się pokazywać przed kamerami swojej choroby...

21 lipca 2008

Marek Suski - Ludwik Dorn, czyli jak się nie komunikować.

Wczoraj dużym rozgłosem na wielu portalach internetowych "odbił się" wpis Ludwika Dorna o tzw. "ubolewaniu". Jak okazało się autor ubolewał z powodu słów, jakie wypowiedział pod jego adresem Marek Suski w wywiadzie z Żakowskim w Radiu TOK FM (18 lipca): „Ludwik Dorn jako osoba o niezwykłej inteligencji wykazuje pewne cechy autystyczne”.

Pan Ludwik Dorn poczuł się urażony określeniem "autystyczny" i w związku z powyższym napisał obszerny komentarz w blogu na dwóch portalach: Salonie24 i onecie. Stwierdził, że porównanie go do "autystyka", jest określeniem obraźliwym i poniżającym, co nie pohamowało go jednak od napisania Suskiemu riposty w podobnym, a może i jeszcze ostrzejszym tonie:

"Nie komentowałbym w żaden sposób stwierdzeń pana posła Suskiego na mój temat, gdyby był,tak jak ja, szeregowym posłem i szeregowym członkiem partii. Jednakże pan poseł Suski należy do bardzo elitarnego grona najważniejszych i najbardziej wpływowych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Jest prezesem okręgowym partii, członkiem ścisłego Prezydium Klubu Parlamentarnego i rzecznikiem dyscypliny klubowej, odpowiada za przygotowanie programu PiS w dziedzinie stosunków i przekształceń własnościowych, a od stycznia jest członkiem Komitetu Politycznego - najważniejszej instancji mojej partii, podejmującej kluczowe i strategiczne decyzje.

Autyzm to ciężka choroba psychiczna o podłożu neurologicznym, skomplikowany zespół upośledzenia rozwoju, w którym istotną rolę odgrywa funkcjonowanie mózgu. Wyrażam ubolewanie, że w gronie kilkunastu osób podejmujących decyzje bezpośrednio brzemienne w skutki dla mojej partii, a przez to, pośrednio, dla mojego kraju, są osoby,którym inteligencja niejako automatycznie kojarzy się z ciężkim schorzeniem psychicznym. Mam nadzieję, że wśród członków PiS nie jestem w tym ubolewaniu osamotniony
."
Odnoszę wrażenie, że mamy tu kolejny przykład na wadliwą komunikację w "rodzinie". Psychologowie twierdza, że główną przyczyną rozpadu różnych związków,są błędy komunikacyjne,popełniane przez obie strony - jeden urazi "ego" drugiego, urażony urazi "ego" pierwszego, pierwszy znów urazi "ego" drugiego, aż temperatura wzajemnej niechęci i wrogości urasta do tego stopnia, że dochodzi do rozpadu związku, czy grupy społecznej. Taką formę komunikacji określa się mianem komunikacji skrzyżowanej .


Z punktu widzenia analizy transakcyjnej Erica Berna "dla zdrowia psychicznego ważne jest pozytywne ocenianie zarówno własnej osoby, jak i otoczenia społecznego. Patologia natomiast charakteryzuje się odmiennym sposobem wartościowania siebie (pozytywnie lub negatywnie) niż innych ludzi bądź przypisywania ujemnego znaczenia zarówno własnej osobie, jak i otoczeniu społecznemu (Harris,1979). Wzory emocjonalne również kształtowane są na podstawie doświadczeń wyniesionych z kontaktów z rodzicami"*.

Jak twierdzą psychoterapeuci: "Transakcje równoległe są źródłem wzajemnej satysfakcji, prowadzą do porozumienia. Natomiast konflikty i dyssatysfakcję wywołują transakcje skrzyżowane. tj. takie, w których dwie osoby komunikują się, aktywizując odmienne stany ego"*. Przykładowo, jeden wypowiada się z pozycji "rodzica", drugi z pozycji "dziecka", albo "dorosłego".

Do czego zmierza tzw. komunikacja/transakcja skrzyżowana? Ano: "W rezultacie transakcje skrzyżowane prowadzą do "gier". "Gra", w ujęciu analizy transakcyjnej, jest interakcją z ukrytą pułapką. Polega na wymianie komunikatów, w której oprócz treści wyrażonych explicite (określanych jako poziom społeczny komunikatu) zawarte są impulsy ukryte (zwane psychologicznym poziomem komunikatu). Uczestnicy "gry" powodowani są motywacją nieświadomą - zmierzają do pokonania przeciwnika i przeżycia satysfakcji z jego upokorzenia. Z pozoru, na poziomie społecznym, "gry" są bez zarzutu, lecz w gruncie rzeczy są nieuczciwe. Polegają bowiem na manipulowaniu partnerem interakcji (Berne, 1987). "Gry" cechuje destrukcyjność; prowadzą one do ostrych konfliktów, dyssatysfakcji, a w rezultacie do przerwania komunikacji".

Moim zdaniem, główną przyczyną konfliktów między politykami i ciągłego rozpadu partii, czy trudności w tworzeniu koalicji, jest stosowanie w kontaktach społecznych komunikacji skrzyżowanej. Proszę się zatem nie dziwić, że Santorski wypowiada się o politykach w następujący sposób: "Dzisiaj jest czas dla innych ludzi. Powyżej pewnego poziomu stresu osoba neurotyczna zaburza się,psychopatyczna zaś mobilizuje i "czuje, że żyje". Dziś nie ma miejsca dla narcyzów "neurotycznych", ale dla "psychopatycznych". Dla nich problem z własnym "ja" nie polega na tym, że trzaskają drzwiami, gdy ktoś ich obrazi.Oni kombinują, jak wrócić na to miejsce przez okno.Godność? Bez przesady.Raczej władza! "**. Oczywiście pod pojęciem "narcyzów neurotycznych" autor miał na myśli prawicę, a pod pojęciem "narcyzów psychopatycznych" - lewicę. Konsekwencją takich, a nie innych zdarzeń wśród polityków, jest później to, że tzw. autorytety w dziedzinie psychologicznej wypowiadają się o nich w taki, a nie inny sposób, a później powielają to w WYPACZONY sposób PO-wcy, SLD-wcy, a ostatnio coraz częściej niektórzy ludzie z PiS-u. Różnica jednak między psychologiem a politykiem, jest taka , że ten pierwszy "diagnozuje" zastany stan rzeczy z myślą o naprawie polskiej rzeczywistości, a "drugi" - używa "etykiet" psychiatrycznych/neurologicznych, w celu poniżenia i niszczenia "partnera" dyskusji.

Niechaj więc opisany wyżej incydent między politykami, posłuży do wyciągnięcia następujących WNIOSKÓW: jedynym i najlepszym PR-em dla polityka jest zmiana stylu komunikacji; chcesz podtrzymać relacje? chcesz zdobyć sympatię innych osób? bądź asertywnym.


Przypisy:

*L. Grzesiuk (red.), Psychoterapia. Teoria. Podręcznik akademicki, Warszawa 2005, s.222 - 223.
** J. Santorski, Jak żyć żeby nie zwariować, Warszawa 1997, s. 28

12 maja 2008

CHA, CHA, CHA!

Przepraszam najmocniej, ale ograniczę się dzisiaj tylko do tego komunikatu: CHA, CHA, CHA!

"Kontrowersyjny poseł się przebadał

Palikot ujawnia: Jestem zdrowy psychicznie

Palikot: Jestem zdrowy psychicznie

Wymachiwał gumowym penisem i pistoletem, sugerował, że prezydent ma problemy alkoholowe, paradował przed kamerami w koszulce z napisem "Jestem gejem". Ale twierdzi, że wszystko z nim w porządku. Na dowód ujawnia wynik badania psychiatrycznego. "Jestem zdrowy" - zapewnia poseł PO Janusz Palikot.

"Opinia pani psychiatry jest taka, że jestem zdrowy psychicznie, nie mam wad charakteru, ani żadnych patologicznych elementów własnej osobowości i nadaję się nie tylko do wykonywania zawodu polityka, ale też do tego, żeby być ojcem i mężem" - wyliczał parlamentarzysta w radiu TOK FM.

Kompletny raport o stanie swojego zdrowia Palikot ujawni w poniedziałek. Przebadał się, by zachęcić prezydenta do tego samego i wciąż domaga się profesjonalnego raportu o stanie zdrowia Lecha Kaczyńskiego. "Oczekuję przynajmniej wykazu procedur, imion i nazwisk lekarzy, którzy wydali te opinie i - jeśli to możliwe - jak najwięcej szczegółowych danych. Takich, które oczywiście nie naruszają jakiejś intymności, która obejmuje sferę erotyczną na przykład. Ale wszelkie inne dane - tak" - upiera się poseł Platformy.

W styczniu Palikot pytał na swoim blogu: "Czy prezydent Lech Kaczyński nadużywa alkoholu? Czy prawdą jest, że jego pobyty w szpitalach mają związek z terapią antyalkoholową? Czy ucieczki do Juraty i czerwone wino, to nie środki terapeutyczne stosowane przezeń w reakcji na problemy w relacjach rodzinnych z bratem i matką?".

Z tych sugestii będzie musiał wytłumaczyć się przed prokuratorem. W poniedziałek będzie przesłuchany jako świadek. Razem z nim śledczy wezwali Julię Piterę, minister do spraw korupcji. Ona także będzie musiała wyjaśnić, od kogo słyszała o "problemach alkoholowych prezydenta", co przyznawała komentując kontrowersyjny wpis Palikota."

http://www.dziennik.pl/polityka/article171267/Palikot_ujawnia_Jestem_zdrowy_psychicznie.html

02 maja 2008

LUDWIK DORN NA MOTOCYKLU? ROZRYWKA MOTOCYKLOWA I ANTYPATRIOTYZM

Ludwik Dorn spłodził ostatnio w salonowym blogu wpis, w którym utożsamia się z pielgrzymującymi motocyklistami.

"WPIS O PRZEMILCZANIU PAMIĘCI
Tagi:


Warszawa, dn. 30 kwietnia 2008 r.

Napisał do mnie i do wielu jeszcze osób Pan Wiktor Węgrzyn, organizator, wraz z paroma innymi kolegami, Rajdu Katyńskiego – corocznej wyprawy grupy motocyklistów do Katynia, Kozielska, Miednoje i innych miejsc kaźni na Golgocie Wschodu. Pan Wiktor poprosił, by rozsyłać pocztą internetową komunikat z Pielgrzymki-zlotu motocyklistów na Jasnej Górze. W tym roku zjechało na Jasna Górę 15 tysięcy motocyklistów, w roku zeszłym – 12 tysięcy. Jednocześnie Pan Węgrzyn informuje w swoim mailu, że pisma i magazyny motocyklowe systematycznie ignorują informacje o zlotach na Jasnej Górze. Z radością spełniam prośbę i zamieszczam komunikat oraz link do strony www.rajdkatynski.pl.

(...)


http://ludwikdorn.salon24.pl/72631,index.html


Dyskusja potoczyła się w niespodziewanym kierunku, którego zapewne i Ludwik Dorn nie przewidział. Przytoczyłam tam mnóstwo argumentów na NIE, że wycieczki grupowe na motocyklach kłócą mi się z pielgrzymką na Jasną Górę, czy w ogóle z przeżywaniem wzniosłych uczuć patriotycznych, mają w sobie wiele destrukcji i autodestrukcji.

Agresja i patriotyzm, kłócą mi się niebywale . Może to wydać się dla niektórych dziwne, ale bombardowanie uszu rykiem silnika (p. wysokość dB), zakłócanie ruchu na drogach, dodatkowe zanieczyszczanie środowiska spalinami, a także narażanie samego siebie przez motocyklistę poprzez wdychanie oparów benzyny, nie ma nic wspólnego z miłością do ojczyzny, lecz niszczeniem jej pięknych krajobrazów i pięknych jej mieszkańców.

Nawet, jeśli wspomniana grupa nie jest agresywna na drogach, to w każdym razie przyczynia się do niszczenia środowiska i zdrowia wielu Polaków na drogach (patrz dB!)...

Mnie jako kierowcy, bardzo przeszkadzają motocykliści na drogach, nie znoszę ryku silników motocyklistów, nie znoszę smrodu spalin. Dla mnie ryk silników nie ma nic wspólnego z subtelnością uczuć, lecz brutalnym naruszaniem granic jednostki o zdrowym słuchu i zdrowych płucach.

Ci motocykliści w grupkach, mogą i sprawiać wrażenie romantycznych "cyklistów", ale to że czynią także dla Polski (jej środowiska) wiele szkód, nie mam najmniejszych wątpliwości.

Polskie drogi, to nie western prerie. Co innego urządzać sobie takie wojaże in USA, a co innego na terenie Polski.


Dla mnie patriotyzm jest przeciwieństwem egoizmu i nie jest rozrywką, ani zabawą. Nie jest też sublimacją tęsknych uczuć za romantycznym kochankiem. Motocykl, to nic innego, jak męska zabawka, służąca demonstracji swej seksualności. Eksponowanie seksualności kłóci mi się z uczuciowością patriotyczną i uduchowieniem wyciszonego pielgrzyma. Jazda na ogierze- motocyklu do Jasnej Góry jest dla mnie prawie tym samym, co wymachiwanie wibratorem przez Palikota...

Seksualność zwykle idzie w parze z agresją. Agresja może być dobra i zła. Z obserwacji codziennej rzeczywistości wynika, iż w przypadku polskich motocyklistów (na czarnych rumakach i w opinającej ciało czarnej skórze),mamy do czynienia z destrukcją i autodestrukcją.

Dla mnie motocykliści w polskich warunkach, to sklonowani narwańcy - "aktorzy" Cybulscy.

Moje wypowiedzi w blogu Ludwika Dorna uruchomiły wiele mechanizmów obronnych u amatorów - cyklistów. Pojawiło się wiele zaprzeczeń, że jakoby polscy motocykliści nie mieli nic wspólnego z rozbojami na drogach, czy destrukcją szeroko rozumianej polskiej ekosfery. Że motocykliści nie należą do istotnych prowodyrów wypadków drogowych.

A tym czasem obiektywne dane wskazują na zupełnie coś innego:

FUNDACJA MOTOCYKLOWA
"DUAE ROTAE"

KIM JESTEŚMY

Fundacja "DUAE ROTAE" powstała w roku 2003 jako odpowiedź na coraz to wiekszą liczbę wypadków wśród motocyklistów jak i też spowodowanych przez motocyklistów. Jak pokazują doświadczenia ostatnich lat ilość motocykli znacznie wzrasta, niestety nie poprawia się jakośc naszych dróg ani też sposób kształcenia kierowców. W chwili obecnej każdy posiadający prawo jazdy kategorii A, może bez wykazywania się doświadczeniem jeździć nawet najszybszym motocyklem. To niestety rodzi bardzo często zagrożenie na drodze i w wielu wypadkach tragiczne wypadki.

Nie chcemy moralizować i powtarzać do upadłego nadmierna prędkośc, brawura, alkohol, zły stan techniczny motocykla, brak odpowiedniego ubioru (kasku). To praktycznie wiedzą lub powinni wiedzieć wszyscy.




Dla mnie nie jest autentycznym patriotą ten, kto pod fasadą "patriotyzmu" niszczy środowisko własnej Ojczyzny i zdrowie swoich rodaków.

Na koniec zostawiłam tam coś bardziej głębszego:

"Ludwik Dorn na motocyklu?

Panie Marszałku, radzę zmienić środek lokomocji. Ludwik Dorn na motocyklu? Na motocyklu można nieźle narozrabiać, namieszać i zrobić zadymę, ale i można także szybko zwiać...Można też łatwiej złamać nogę, skazując ciało na długie lizanie ran... Czy o to Panu chodzi w życiu? Może by jednak zmienić pojazd na inny, wówczas szybciej i łagodniej "dojedziesz" do Kaczyńskiego bram..."

25 kwietnia 2008

Czy to żart, tynfa wart?

Na portalu Niezależna.pl natknęłam się na taką oto ciekawostkę:

KAWA ZA "ZDROWAŚKĘ"

F3e440172757a56f07222b44789f252e

Kawa czy coca-cola za odmówienie określonej liczby modlitw? Tak działa kawiarnia Jedro w Zagrzebiu. Cola to tylko pięć „zdrowasiek”, a za cappuccino należą się cztery "Ojcze nasz".

W lokalu nie podaje się napojów alkoholowych, a przedsięwzięcie finansuje lokalna parafia. – Kiedy zaczynaliśmy, mieliśmy zaledwie 5 stolików. Przychodziło jednak tylu ludzi, że teraz jest ich już 20, a będzie jeszcze więcej – opowiada rozradowany rzecznik przybytku.

Nie można zaprzeczyć, że to ciekawy pomysł na połączenie edukacji religijnej i spotkań towarzyskich przy filiżance wybornej kawy.
"

Muszę przyznać, że bardzo mnie udziwiła ta metoda pogłębiania wiary u katolików. Zachęcanie do pielęgnowania potrzeb duchowych, przez oddziaływanie na popędy biologiczne? I to jeszcze przy użyciu środków uzależniających? Słyszałam, że producent coca coli dosypuje do niej jakieś środki narkotyczne, by uzależnić konsumenta od tegoż napoju. Poza tym, nie od dziś wiadomo, że kofeina jest środkiem mocno stymulującym CUN oraz układ krążenia.Nie zdziwiłoby mnie, gdyby po odmówieniu kilkudziesięciu "zdrowasiek", czy "Ojcze nasz", klient dostał szału i zdemolował lokal. Albo inna hipotetyczna wersja wydarzeń - po prostu wykopyrtnąłby się na zawał serca, bądź udar mózgu i wylądował na tamtym świecie...Kto wziąłby odpowiedzialność za śmierć człowieka?

05 kwietnia 2008

Wrażliwość na wolność słowa a wyczucie granic

Są granice, których przekraczać nie wolno.

Granice w szeroko rozumianej twórczości, w tym i pisarskiej, li dziennikarskiej, są niezbędne, bo warunkują autentyczny, a przede wszystkim zdrowy jej rozwój. Są źródłem zdrowego myślenia i zdrowego funkcjonowania umysłu.

Ciekawie na temat znaczenia granic wypowiadają się psychologowie sztuki, którzy twierdzą, iż granice w sztuce, czyli pewne kanony, zasady, normy, są potrzebne chociażby po to, by w ogóle mogła uruchomić się wyobraźnia (zdrowa wyobraźnia, a nie jej postać zdeformowana, czy jej brak) i rzeczywista twórczość. Jeśli zatem nie będzie się wyznaczać pewnych wzorów, choćby w "twórczości" pisarskiej, li dziennikarskiej , to nie będzie mowy o pisarstwie profesjonalnym. Brak odpowiednich standardów i liberalne podejście do słowa, daje przyzwolenie na nieustanne naruszanie granic "twórcy", ale i odbiorcy . Zacieranie ich we wzajemnej komunikacji , nie prowadzi do WOLNOŚCI, lecz do anarchii, choroby, chaosu i przemocy.

Dla mnie wrażliwość na wolność słowa to taka, w której występuje wyczucie granic w aspekcie relacyjnym. Gdy daję przyzwolenie na ich łamanie, sprawiam sobie i innym krzywdę. Prawdziwa wrażliwość na wolność słowa jest tam, gdzie jest wrażliwość na słowo i wrażliwość na człowieka...

29 marca 2008

Dziwny tekst Sakiewicza. Muzyczne refleksje urażonej internautki...

Same dziwy mają miejsce od dwóch dni w naszych mediach. Dziwy tym większe, że dotyczą one cenionych, li szanowanych do niedawna przeze mnie postaci.

Najpierw zaskoczył mnie niemiło Jan Wróbel, który jeszcze kilka miesięcy temu (do momentu nagłego zamilknięcia w Salonie24; "Dziennika" już dawno nie kupuję) w moich oczach uchodził za wyważonego, acz i humorystycznego publicystę. Swoim nie najwyższych lotów pod względem merytorycznym tekstem "Czas odwołać prezesa PiS", tak mnie zadziwił, że nie omieszkałam pozostawić pod jego artykułem parę ostrych słów, wymierzonych w jego osobę. Pan nauczyciel historii, pewnie i wychowawca,a i ponoć swego czasu dyrektor szkoły, napisał tak niskich lotów pod względem kultury słowa i kultury społecznej tekst, że pomyślałam przez moment, że pomyliłam portale! Pomyliłam portal "Dziennika" z portalem "Wybiórczej"! Ciekawa jestem, jakby zachował się jako wychowawca, gdyby uczniowie szkoły zaczęli wykrzykiwać w jego stronę takie oto słowa: "Pozbyć się ze szkoły Wróbla! Precz z Wróblem!"?

Teraz zaskoczył mnie pan Tomasz Sakiewicz, z którym ostatnimi czasy chyba najbardziej się identyfikowałam. Na nowym portalu Niezależna.pl, autor zamieścił taki oto tekst (artykuł?):

"SAKIEWICZ: KIEDY ZACZYNA SIĘ CENZURA

TS, 29-03-2008 00:48

Jak zaczyna się cenzura
Ilość obelg i pomówień jakie wylała pod moim adresem Gazeta Wyborcza przekracza nawet ich bardzo szerokie normy. Jednak nigdy ich ani zadnego dziennikarza nie podałem do sądu.

Najlepszy przykład to choćby sprawa odejścia Wierzbickiego z "GP". Sprowokowana przez niego awantura od poczatku do końca mająca swój finał w wyssanym z palca donosie opublikowanym w GW. I choćby zakłamanie oczywistej prawdy łatwej do sprawdzenia w dokumentach sądowych, że byłem razem z Wierzbickim założycielem Gazety Polskiej, i tego że to ja wymyśliłem szesnaście lat temu "GP" i namówiłem go wbrew jego oporom na budowę nowego pisma. A szczytem paranoi jest to, że o tym jak powinna wyglądac Gazeta Polska chce rozstrzygać Gazeta Wyborcza.

Byłem przeciwnym procesom Targalskiego i publicznie wezwałem go do tego, zeby się z niego wycofał. Nie podałem TVN do sądu mimo, że wobec nas posługiwali się w pewnym momencie inwektywami.


A co do lustracji to stałem się wrogiem lewej strony, gdy opisaliśmy sprawę Suboticia i większości prawej gdy nagłośniliśmy sprawę abp. Wielgusa. Nie jest prawdą, że PiS miał cokolwiek z tym wspólnego. Było raczej dokładnie odwrotnie. Z obdywu stron posypały sie wtedy identyczne inwektywy.


Natomiast to co mnie przeraża to brak wrażliwości równiez wsród wielu internautów na wolność słowa. Nie kasuję nawet obraźliwych pod moim adresem postów w tym ewidentnie osoby chorej pschicznie niejakiego poczytnego, tylko dlatego, żeby dawać przykład innym. Każdy ma prawo wygłaszać swoje poglądy, a podjrzliwie nalezy patrzeć na tych,którzy je ograniczają, a nie na tych którzy mówią to co myślą
."

O ile zgadzam się z autorem w pierwszej części jego tekstu, to już w jego końcówce w ogóle. Oczywiście, również jestem zdania, że podawanie do sądu osób za same słowa krytyki, jak to ma miejsce w wydaniu dziennikarza Michnika, jest posunięciem absurdalnym, karygodnym, karykaturalnym i ośmieszającym samego pracownika mediów. To nie tylko przejaw jego bezsilności i niemocy intelektualnej, czy braku zdolności do prowadzenia polemik piórem, ale najwyższej bezczelności, bo chęci zamknięcia ust osobom o odmiennych poglądach i krytycznie patrzących na jego osobę. Można by rzec nawet, że to objaw przerośniętego "ego"!

Nie mogę się natomiast zgodzić w żadnej mierze z przekazem, jakoby kasowanie agresywnych, obraźliwych,napastliwych i nasyconych przemocą komentarzy jest przejawem podejrzanego braku wrażliwości internauty na wolność słowa w ogóle. Co tu jest podejrzane? Co tu się kryje? Głęboko skrywana tendencja anonimowego człeka do zapędów dyktatorskich? Co autor chciał przez to powiedzieć? Czy T. Sakiewicz uważa, że wolno dopuszczać się agresji i przemocy wobec drugiej osoby? Czy obrona własnych, bądź cudzych granic, obrona godności ludzkiej, mówienie NIE przemocy psychicznej jest przejawem braku wrażliwości na wolność słowa? A może odwrotnie? Może wyrazem asertywności, wrażliwości na emocje i odczucia człowieka? Wyrazem empatii i subtelności jego duszy? Czy jeszcze inaczej - inteligencji społecznej i emocjonalnej oraz przeciwieństwem schamienia, prymitywizacji, li nawet psychopatyzacji? Nie rozumiem, jak mam się do tego odnieść: czy Pan Sakiewicz,psycholog z wykształcenia i jednocześnie przeciwnik szerzenia przemocy w Chinach, jest jednocześnie zwolennikiem uprawiania PRZEMOCY PSYCHICZNEJ w Polsce? Nawet Pogotowie Przeciwdziałania Przemocy "Niebieska Linia" ostrzega potencjalnych KATÓW przed naruszaniem słowem granic psychicznych u drugiej osoby, opowiadając się jednocześnie za pociągnięciem do odpowiedzialności karnej werbalnego agresora! A redaktor co?

Pozwolę sobie przypomnieć co pisze Niebieska Linia nt. przemocy psychicznej:

pod pojęciem przemoc psychiczna, rozumie się takie zachowania, jak:

"wyśmiewanie poglądów, religii, pochodzenia, narzucanie własnych poglądów, karanie przez odmowę uczuć, zainteresowania, szacunku, stała krytyka, WMAWIANIE CHOROBY PSYCHICZNEJ, izolacja społeczna (kontrolowanie i ograniczanie kontaktów z innymi osobami), domaganie się posłuszeństwa, ograniczanie snu i pożywienia, DEGRADACJA WERBALNA (wyzywanie, poniżanie, upokarzanie, zawstydzanie),stosowanie gróźb itp."


http://old.niebieskalinia.pl/katalog.html it

Ponadto:

szerzenie przemocy psychicznej w jakiejkolwiek formie może być podstawą do wszczęcia postępowania karnego z art. 191 §1 k.k.

"Kto stosuje przemoc wobec osoby lub groźbą bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia - podlega karze pozbawienia wolności do lat 3 (ścigane z urzędu)*."

http://www.niebieskalinia.pl/index.php?assign=informacje_prawne

Jak więc mam postrzegać słowa i intencje redaktora Sakiewicza i słowa specjalistów od człowieczej duszy? Czy pan redaktor jest przeciwnikiem, czy zwolennikiem przemocy? Czy autor jest zwolennikiem obelg, insynuacji, inwektyw, bo to wyraz zdrowej osobowości, która ceni własną i cudzą wolność a i godność zarazem, czy jest zwolennikiem anarchii społecznej, w której każdemu wolno robić, co żywnie się podoba? Aż dziw bierze, gdy nagle dostrzega się podobieństwo myślenia pana Sakiewicza do prof. Sadurskiego:) Ot, jaki liberał słowa odsłonił się nagle przed oczyma memi. Ale czemuż więc używa takich określeń, jak: obelga, inwektywa i pomówienie, skoro oznaczają one nic innego jak bolesne naruszenie granic u drugiej osoby? Ten przecież używa takich zwrotów, kto odczuwa psychiczny ból, gdy w niego się godzi! Pan Sakiewicz jest masochistą? :)

A jaką intencję miał, gdy napisał: "Nie kasuję nawet obraźliwych pod moim adresem postów w tym ewidentnie osoby chorej pschicznie niejakiego poczytnego" ? Oj, to ja takiego przykładu sobie nie życzę! Myślę, że nie godzien on naśladowania:( A i śmiem przypuszczać, że pan Sakiewicz próbował tym zdaniem zamknąć usta, a uwiązać palce, jakowemuś internaucie!

Memento dla Wróbla i Sakiewicza:

"Wyrazy i sylaby - to dźwięki. Zdania to frazy. Akapity to sekwencje melodyczne lub całe melodie. Wreszcie rozdziały to symfonie lub koncerty do zagrania. Eliminowanie fałszywych nut, fałszywych dźwięków, stanowi jeden z fundamentalnych sekretów pisarstwa profesjonalnego."

/Waldemar Łysiak/
k

23 marca 2008

Wesołych Świąt



Zdrowych, Pogodnych Świąt Wielkanocnych,
pełnych wiary, nadziei i miłości.
Radosnego, wiosennego nastroju,
serdecznych spotkań w gronie rodziny
i wśród przyjaciół
oraz wesołego "Alleluja" życzy wszystkim


Venissa

18 marca 2008

Pekin 2008: Powiedz słowo

W Tybecie znów się leje krew. Chińskie oddziały rządowe strzelają do ludzi. Znów przypomniano nam brutalnej i wieloletniej kolonizacji Tybetu przez komunistyczne Chiny. Zapewne w natłoku tysięcy nowych faktów już za kilka dni świat zapomni o tych ludziach i wydarzeniach. Sprawa wolności Tybetu i łamania prawa człowieka w Chinach wróci na półkę spraw godnych i przegranych. Nie pozwólmy na to. Zwłaszcza dziś, na kilka miesięcy przez organizowanymi hucznie przez komunistyczne Chiny Igrzyskami Olimpijskimi.

Idea olimpijska to idea ludzi wolnych, idea pokoju a nie zniewolenia. Byłoby wielką niesprawiedliwością, gdyby ogrom nieszczęścia ofiar komunistycznego reżimu został zasłonięty olimpijskim sztandarem. Dlatego namawiamy ludzi mediów, narodowe komitety olimpijskie, samych sportowców, by nie zapominali o grzechach ich organizatorów. By także tam, w Chinach, biorąc udział w igrzyskach i relacjonując je głośno o tym mówili. Prosimy sportowców, by podczas każdej konferencji prasowej, każdego wywiadu przed i w trakcie Igrzysk wypowiedzieli choć jedno zdanie na temat łamania praw człowieka w Chinach. Apelujemy do dziennikarzy, internautów, kibiców: naciskajcie na swoich ulubieńców, na sportowców, by mówili o tym. Jedno zdanie, jedno słowo o tym, że w Chinach łamane są prawa człowieka. Na każdej konferencji prasowej.

Publikujcie ten tekst na swoich blogach, w swoich gazetach, stacjach radiowych i telewizyjnych. Albo podpiszcie się pod naszym apelem na tym blogu. Namawiajcie do tego swoich przyjaciół.

Blogerzy Salon24.pl:

Sławomir Sierakowski „Krytyka Polityczna"
Edwin Bendyk "Polityka"
Ernest Skalski

Paweł Wroński „Gazeta Wyborcza"

Wojciech Sadurski
Igor Janke "Rzeczpospolia"
Bogdan Chrabota "Polsat"

Kataryna
Jan Wróbel "Dziennik"
Jan Pospieszalski TVP
Tomasz Sakiewicz "Gazeta Polska"

Michał Orzechowski World Solidarity

Venissa

16 marca 2008

Kto będzie Brutusem Donalda Tuska? Powtórka z historii.

Ciekawą notkę zamieścił dzisiaj w swoim blogu Ryszard Czarnecki:

"Brutus Donalda Tuska

Równo 2052 lata temu zamordowano Juliusza Cezara. Zmieniły się nieco metody załatwiania wrogów politycznych, ale popyt na Brutusów jest cały czas spory.

Kto będzie Brutusem Donalda Tuska? Czy to będzie ktoś z rządu? A może ktoś z klubu parlamentarnego PO?

Politycy często zapominają, że wszystko już było, tylko zmieniają się dekoracje."


Ciekawe porównanie i ciekawy tok myślenia. Po głębszym zastanowieniu się, rzeczywiście można by tu dopatrzyć się wielu analogii, wielu zbieżności pomiędzy Donaldem Tuskiem, a Juliuszem Cezarem. Premier, podobnie jak cesarz, dąży do marginalizacji senatu (co budzi sprzeciw nawet wśród ludzi z jego obozu), widać zapędy do dyktatury, wiele wskazuje, że wielkimi krokami zmierza do jedynowładztwa.


Przypomnijmy sobie zatem fragmenty z życiorysu Juliusza Cezara:

"Cezar był siostrzeńcem Gajusza Mariusza, przywódcy stronnictwa popularów w Rzymie. Stronnictwo to, forsujące projekty zmian w państwie, znajdowało się w niekorzystnym położeniu, gdyż od roku 82 p.n.e. pełnił w Rzymie dyktaturę Sulla, przywódca konserwatywnego stronnictwa optymatów.

Walka pomiędzy tymi stronnictwami dotykała także Cezara. W wieku szesnastu lat, w roku 84 p.n.e., uzyskał dzięki Mariuszowi pierwszy urząd polityczno-religijny - tytuł kapłana boga Jowisza (flamen Dialis). Jednak już w 82 p.n.e. stracił go, gdyż odmówił spełnienia rozkazu Sulli, który narzucił mu rozwód z Kornelią Cynnillą. Była ona córką Lucjusza Korneliusza Cynny, drugiego po Gajuszu Mariuszu przywódcy popularów. Cezar stracił też posag Kornelii, ale Sulla zagwarantował mu nietykalność.

Cezar nie dowierzał jednak Sulli, który wcześniej łamał przyrzeczenia i uciekł w pośpiechu w Góry Sabińskie. Tam ukrywał się wśród bagien i lasów. Niedogodności tych kryjówek wywołały u niego poważną chorobę. Gdy przewożono go na noszach w inne miejsce, został pojmany przez wojska Sulli. Duży okup wypłacony żołnierzom pozwolił Cezarowi uratować życie i wolność. Jego znajomi w Rzymie, krewni Aurelii, a nawet dziewice Westalki, lecz przede wszystkim lubiany przez Sullę Aureliusz Kotta, wstawiali się za Cezarem, aby umożliwić mu bezpieczny powrót do Rzymu. Udało im się to, mimo iż Sulla ostrzegł, że młodzieniec, za którym się wstawiają, przysporzy stronnictwu optymatów wielu trosk ("strzeżcie się: w tym Cezarze drzemie wielu Mariuszów"). Cezar jednak nie miał zamiaru wracać do Rzymu – wiedział, że w tak niedogodnym położeniu politycznym, w jakim się znalazł, jego kariera polityczna była skazana na klęskę. Wiedział także, że jako polityk musiał się wcześniej wykazać służbą w armii i walką.

Udał się do północno-zachodniej Azji Mniejszej, gdzie wspomagał Marka Minucjusza Termusa w oblężeniu miasta Mitylene na wyspie Lesbos, gdzie powierzono mu misję sprowadzenia okrętów od króla Bitynii Nikomedesa IV. Misję tę wykonał bardzo dobrze, zdążył się nawet bliżej zaprzyjaźnić z królem, co potem stało się piętnem w jego karierze politycznej w Rzymie. Wielokrotnie sugerowano - prawdopodobnie słusznie - że zostali kochankami. Trudno jednak stąd wnioskować o biseksualizmie Cezara (zwłaszcza w świetle jego późniejszej sławy "pierwszego uwodziciela w Rzymie") - ów epizod wynikał raczej z dekadenckiego stylu prowadzenia się dworu Nikomedesa, który prawdopodobnie urzekł młodego rzymianina.

Po zakończeniu misji Cezar zresztą powrócił do Bitynii pod pretekstem prowadzenia spraw sądowych "jakiegoś wyzwoleńca" (jak podaje Swetoniusz). Pogłoski o domniemanym związku Cezara stały się silniejsze, gdy przed śmiercią Nikomedes zapisał w testamencie swoje królestwo Rzymowi.

W samej kampanii wojennej Cezar wykazał się męstwem w zdobywaniu miasta, za co został nagrodzony tzw. corona civica, które było przyznawane tym, którzy ocalili w bitwie obywateli rzymskich. Odznaczenie to wiązało się z wieloma zaszczytami i przywilejami - m.in. senatorzy musieli wstawać, kiedy odznaczona osoba wchodziła do senatu.

Po zakończonej misji wojskowej nie powrócił do Rzymu, w którym wciąż panował Sulla. Przeniósł się do floty Publiusza Serwiliusza Izauryjskiego w Cylicji, gdzie jako oficer prowadził kampanię przeciwko licznym piratom, którzy mieli swe siedziby w górskich rejonach tej krainy.

W 79 p.n.e. Sulla zrezygnował z dyktatury i w rok później zmarł. Śmierć Sulli rozpoczęła nowy okres walki o władzę. Cezar zdawał sobie sprawę, co potem potwierdziła klęska Marka Lepidusa próbującego objąć władzę, że jest jeszcze za wcześnie na przejęcie władzy od optymatów. Byli oni wciąż dominującym stronnictwem politycznym, skupiającym w swoim gronie większość liczących się przywódców.

Cezar postanowił najpierw zdobyć popularność. Podobnie jak wcześniej uczynił to, walcząc i dowodząc, teraz chciał udowodnić, że jest bardzo dobrym mówcą i administratorem oraz znawcą prawa. W tym celu pozwał w 77 p.n.e. do sądu Gnejusza Dolabellę, byłego konsula, o nadużycia i wyłudzenia popełnione w czasie sprawowania władzy w prowincji Macedonia. Osoba ta była wybrana nieprzypadkowo – jako stronnik zmarłego Sulli był on politycznym przeciwnikiem Cezara, ponadto wspierała go ludność prowincji. Jednak Dolabella, głównie dzięki układom, sprawę wygrał.

Cezar zyskał o tyle, że kolejne miasta i prowincje poprosiły go o wytoczenie spraw. I właśnie taką sprawę wytoczono w 76 p.n.e. Gajuszowi Antoniuszowi, który złupił wiele miast greckich podczas panowania Sulli. Tę sprawę wygrał Antoniusz, który choć ostatecznie nie trafił do więzienia, to jednak przegrał moralnie, o Cezarze ponownie było głośno. Podobne sprawy miały miejsce w samym Rzymie. Dodatkowo, w celu zdobycia popularności, urządzał liczne uczty i przyjęcia dla ludzi. Wszystko to czynił, żeby zyskać sobie przychylność i poszerzyć krąg znajomych.

(...)

W Rzymie było już wiadomo, że rządzi trójka polityków, którym nikt nie ośmieli się sprzeciwić. Senat świecił pustkami, ale Cezarowi nie przeszkadzało to w uchwalaniu kolejnych ustaw. Jedną z nich było przyznanie mu na pięć lat namiestnictwa w Galii Przedalpejskiej i Ilirii z granicą na rzece Rubikon oraz Galii Narbońskiej. Zwłaszcza ta ostatnia kusiła Cezara możliwościami prowadzenia tak potrzebnych mu kampanii wojennych i równie – zdobycia pieniędzy.

(...)

Cezar w praktyce stał się jedynowładcą Rzymu. Senat stał się instytucją fasadową (...). W odróżnieniu od Sulli Cezar nie mordował ani nie skazywał na banicję swoich przeciwników, głosząc zasadę clementia (łagodność rządów). Nie mścił się na swych dawnych przeciwnikach politycznych, cofając nawet konfiskaty majątków.

Mimo to został szybko znienawidzony przez starą arystokrację za okazywanie niemal całkowitej pogardy dla starych instytucji republikańskich. Choć formalnie starał się zachowywać pozory legalności swojej władzy, jego faktyczne decyzje prowadziły do niemal zupełnego rozkładu dawnego systemu rządów. Przykładem takiego podejścia było nadawanie sobie i związanym z sobą ludziom najważniejszych stanowisk w państwie. W roku 49 p.n.e. przyjął dyktaturę, która złożył po wyborze na konsula, w 48 p.n.e. ponownie "dał się wybrać" na dyktatora, a w 47 p.n.e., gdy powrócił do Rzymu, a jego władza dyktatorska formalnie ustała, zezwolił na wybór konsulów w normalnym trybie. W roku 46 p.n.e. zerwał jednak zupełnie z tą fikcją, każąc się mianować jedynym konsulem i to od razu na 5 lat. W 45 p.n.e. konsulat Cezara został przedłużony do 10 lat.

Po załatwieniu spraw w Rzymie Cezar rozgromił ostatecznie stronników nieżyjącego już Pompejusza. W listopadzie 46 p.n.e. Cezar, już jako konsul, wyruszył do Hiszpanii, żeby ostatecznie rozprawić się ze swymi przeciwnikami - synami Pompejusza - Sekstusem Pompejuszem i Gnejuszem Pompejuszem. Do walki doszło 17 marca 45 p.n.e. pod Mundą w której armia Cezara, pomimo przewagi wroga, zabiła 30000 pompejańczyków, tracąc tylko 1000 swoich.

Po bitwie pod Mundą nikt już nie był w stanie zagrozić jedynowładztwu Cezara. 14 lutego 44 p.n.e. Senat obwołał Cezara dyktatorem wieczystym (dictator in perpetuum) najwyższym kapłanem, imperatorem i "ojcem ojczyzny". Próbowano go obwołać królem Rzymu, ale Cezar odmówił, gdyż funkcja ta od czasów Tarkwiniuszy była przez lud znienawidzona, ponadto Cezar nadal starał się zachowywać pozory republikańskiej legalności.

Zabójstwo Cezara

Na czele opozycji wobec Cezara stanął Gajusz Kasjusz Longinus i Marek Juniusz Brutus. Longinus był związany wcześniej z obozem Pompejusza, po klęsce pod Farsalos poddał się Cezarowi, jednak nadal głośno wyrażał wobec niego swoją niechęć. Podobnie było z Brutusem - przy okazji Cezar miał romans z jego matką, Serwilją.

Cezara zawsze ostrzegano przed możliwością zamachu na jego życie. Jednak on zawsze podchodził do tego z dystansem, twierdząc, że żyłby cały czas w obawie, gdyby ciągle otaczała go straż przyboczna. Był przy tym pewny, że nikt nie odważy się na dokonanie na nim morderstwa, gdyż wywoła to kolejną wojnę domową. W krytycznym dniu jednak o mały włos Cezar nie pokrzyżował planów skrytobójców. Jego żona błagała go, aby pozostał w domu, bowiem tej nocy męczyły ją krwawe koszmary. Cezar niechętnie, ale chciał się przychylić do jej próśb, jednak wizytujący jego dom wysłannicy zamachowców wyperswadowali mu spełnienie życzeń żony.

Planował wyprawę na Wschód, która miała się rozpocząć 18 marca 44 p.n.e. Na ostatnim posiedzeniu senatu 15 marca 44 roku p.n.e. w dniu idów marcowych, Cezar zajął miejsce na złoconym krześle. Podszedł do niego Tulliusz Cymber, prosząc o łaskę dla wygnanego brata, a za nim zaczęli podchodzić inni wtajemniczeni. Cezar rozdrażniony tą natarczywością próbował wstać, ale wtedy Cymber ściągnął mu togę, co miało być umówionym znakiem dla wszystkich do ataku. Pierwszy cios zadał Publiusz Serwiliusz Kaska, jednak uderzenie było za słabe. Cezar odpłacił się mu ugodzeniem rylcem w ramię, jednak wtedy posypały się na niego, wedle tradycji, 23 ciosy zadane sztyletami. Ostatni cios, zadany ręką Brutusa, którego Cezar uważał za przyjaciela, okazał się śmiertelny. W chwili jego zadawania, Cezar miał wyszeptać: "I ty, Brutusie, przeciw mnie?" ("Et tu, Brute, contra me?"), po czym wielki Rzymianin padł zakryty własną togą u stóp posągu Pompejusza, swego dawnego stronnika i wroga."


http://pl.wikipedia.org/wiki/Gajusz_Juliusz_Cezar

Juliusz Cezar

Juliusz Cezar

Podobno historia kołem się toczy. Co prawda wydarzenia nie przybierają już takich form, jak to miało za czasów Juliusza Cezara (i oby nigdy do tego nie dochodziło!), ale pewien schemat wydarzeń nie zmienił się od lat tysięcy. A więc powtórzymy jeszcze raz za Ryszardem Czarneckim:

Kto będzie Brutusem Donalda Tuska? Czy to będzie ktoś z rządu? A może ktoś z klubu parlamentarnego PO?

http://m.onet.pl/_m/72f2a7e10f83d98e8bd96bec4fd73241,5,1.jpg

Czekam na Wasz pomysły...