19 czerwca 2011

Raport PEW o mediach społecznościowych

Nie zgadzam się z niektórymi wnioskami raportu PEW nt. mediów społecznościowych (ze szczegółami można zapoznać się na portalu wPolityce.pl). Moja niezgoda szczególnie dotyczy następujących uogólnień:
  •  "ludzie korzystający z mediów społecznościowych w większym stopniu ufają innym"
  • "użytkownicy Facebooka są dużo bardziej zaangażowani politycznie niż ludzie poza tym serwisem".
Nie zgadzam się przede wszystkim z nasuwającą się na podstawie tych wniosków korelacją: internauci zaangażowani na portalach społecznościowych, zwłaszcza politycznych, są bardziej otwarci i ufni w relacjach interpersonalnych.

Z mojej wieloletniej obserwacji strefy internetowej wynika, iż fora  nie sprzyjają większej ufności wśród ludzi; prawie codziennie  jestem świadkiem tego, jak łatwo uruchamiają się wśród nich prześladowcze fantazje nt. innych osób; dzieje się tak zwykle ze względu na zbyt ogólne, często niestarannie pisane komunikaty, bądź odmienne zdanie;  internauci - odbiorcy - dopowiadają sobie wówczas wiele rzeczy, przyklejają sobie nawzajem różne łatki i projekcja odchodzi na całego. To z kolei zawsze prowadzi do zamknięcia się na kontakt z obmawianą jednostką.

 Paranoidalna atmosfera szczególnie uruchamia się na portalach politycznych, bo w politykę z reguły zawsze wpisana jest jakaś paranoja; b. często zjawisko to spotykane jest w społecznościach homogenicznych, tj. w obrębie zwolenników tej samej partii; stąd częste podziały np. prawicowych "ugrupowań" i tworzenie co rusz to nowych stron internetowych. Integracja i współpraca możliwa jest tylko tam gdzie nie ma paranoi i plotek; niestety, tzw. privy np. na  Facebooku, Twitterze, czy innych b-j rozbudowanych portalach  nie sprzyjają powstawaniu twórczych i aktywnych grup społecznych; wręcz przeciwnie - formowaniu się rywalizujących ze sobą podgrup, które wzajemnie siebie oczerniają; na te destrukcyjne i wyniszczające procesy szczególnie narażone są osoby  odróżniające się w jakiś sposób od składu danej podgrupy.
Sceptycznie również podchodzę do tezy, że "użytkownicy Facebooka są dużo bardziej zaangażowani politycznie niż ludzie poza tym serwisem". A dlaczego  miałoby to dotyczyć tylko  Facebooka? Co takiego szczególnego różni  tę stronę od innych? Są przecież inne portale społecznościowe, na których również dyskutuje się o polityce, a nawet projektuje akcje w realu. Chciałam tu zauważyć także, że gadanie o polityce nie jest równoznaczne z aktywnością polityczną. Droga od słowa do działania jest jeszcze daleka: deklaracje słowne nie zawsze muszą być zgodne z realną motywacją.

2 komentarze:

Andrzej.A pisze...

Takie miejsca jak facebook czy twitter to generalnie według mnie śmietnik. Co można napisać w 160 znakach, można kogoś obśmiać, wyszydzić, dokopać, ale nic sensownego o jakiejkolwiek wartości merytorycznej to napisać się nie da. Jakiś newsik sprzedać - owszem, ale nic ponadto.
Ponadto takie miejsca są najzwyczajniej w świecie sposobem szpiegowania ludzi i żeby było śmieszniej to ludzie tam przychodzą i sami o sobie wypisują różne rzeczy. A taka "nasza klasa" jest obecnie własnością kogoś z Rosji. To jak się muszą czuć ci wszyscy, którzy coś tam zostawili o sobie.
Pisanie bloga też oczywiście jest zostawianiem informacji o sobie, ale to jednak trochę co innego.

Venissa pisze...

Witaj Andrzeju, cieszę się, że zawędrowałeś do mnie po dłuższym czasie nieobecności! Przepraszam też za opóźnioną reakcję-nie miałam czasu ostatnio zaglądać do bloga.

Zgadzam się z Tobą, chociaż wydaje mi się,że Twitter jest bezpieczniejszą formą dyskusji. Zaletą jego jest to, że na bieżąco (podobnie jak na czacie) można prowadzić dyskusję. M.in. z politykami:)Nie zapomnę mojej zeszłorocznej wymiany zdań z Adamem Bielanem, kiedy to przekonywałam go, żeby nie wychodził z PiS-u do PJN-u, że będzie żałować. W trakcie rozmowy z nim wyczułam,że b. się waha. No i dał się w końcu przekonać, ale po czasie...

PS.
W Naszej Klasie nigdy się nie logowałam; sama nazwa mnie odstraszała:)

Pozdrawiam