23 czerwca 2011

Kto zdrowy a kto chory czyli z pamiętnika psychoanalityka

Chciałabym się z Państwem podzielić obserwacjami, poczynionymi ostatnio w dwóch obszarach polskiej rzeczywistości: rzeczywistości szpitala psychiatrycznego, w którym obecnie odbywam staż kliniczny, i rzeczywistości politycznej.

Zacznijmy od obserwacji klinicznych
Z codziennych rozmów z pacjentami, jak również ze studiowania ich historii choroby wynika, że bardzo często zaprzeczają oni własnej patologii i jednocześnie wykazują duże zaangażowanie w wynajdowaniu jej u innych osób, np. "kolegów" z oddziału, czy znanych sobie polityków (Tak, tak! Oni także co żywo lubią toczyć dysputy polityczne, co skrzętnie odnotowują psychiatrzy w indywidualnych historiach pacjenta; uwzględniają je bowiem w stawianych przez siebie diagnozach). Dość często można usłyszeć, jak pacjent z rozpoznaniem schizofrenii paranoidalnej mówi: "Ja z innymi pacjentami nie rozmawiam, bo to wariaci", albo pacjent z rozpoznaniem CHAD (drzewiej określanym mianem zaburzenia maniakalno - depresyjnego) twierdzi: "Jarosław Kaczyński, to dopiero wariat!". Okazuje się, że wielu z nich woli nie identyfikować się z napiętnowanym publicznie liderem Prawa i Sprawiedliwości, lecz Donaldem Tuskiem, czy Bronisławem Komorowskim. Nieraz słyszałam wśród pacjentów wypowiedzi,  które wskazywały na typowe dla psychozy rozszczepienie: np. idealizowali czołowych polityków PO, a dewaluowali Jarosława Kaczyńskiego. Jakież było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że chorzy szpitala psychiatrycznego, osoby głęboko odrealnione, z poważnie zaburzoną percepcją rzeczywistości, wypowiadają te same słowa, co politycy i wyborcy Platformy Obywatelskiej! Nie wierzycie? To proszę zapisać się na staż do szpitala, a wówczas poznacie  rzeczywistość!

Jakie wypływają z tego wnioski? Z psychoanalitycznego punktu widzenia wynika, że:
  • wyborcy PO, podobnie jak pacjenci szpitala psychiatrycznego, identyfikujący się z Donaldem Tuskiem i Bronisławem Komorowskim, są jedną z najbardziej podatnych na manipulację grup społecznych; ta podatność wynika z głębokiej zależności i braku krytycyzmu, tym głębszego, im głębsze jest zaburzenie; wynika również z silnego, wręcz atawistycznego lęku przed etykietką psychiatryczną,
  • na propagandę polityczną polityków PO i SLD najbardziej podatni są wyborcy, którzy mniej lub bardziej świadomie odczuwają lęk przed własną chorobą psychiczną; z wielu badań klinicznych wynika (o czym nawet pisał Jacek Santorski, mocno zaangażowany w politykę Platformy Obywatelskiej), że osoby, które emocjonalnie reagują (silnym lękiem lub/i agresją/odrzuceniem) na chorych psychicznie (bądź na samo słowo, symbolizujące tę patologię), sami noszą w sobie jakieś części psychotyczne, ukrytą psychozę, która jeszcze nie uległa ujawnieniu,
  • czym bardziej osoba jest psychotyczna, tym bardziej zaprzecza swoim zaburzeniom (co wyraźnie widać było w podanych przykładach pacjentów psychiatrycznych) i tym bardziej nie przyznaje się do znajomości z podobnymi sobie ludźmi (obojętnie, czy realnie chorującymi, czy  takimi, którym tylko w celu ich dewaluacji przyklejono łatkę chorego).
Zatem jak widać z podanych wyżej przykładów, czym więcej psychotyczności jest u danej jednostki, tym większe ma ona skłonności do posądzania innych o chorobę psychiczną. Zjawisko to określamy mianem projekcji, a dokładnie identyfikacji projekcyjnej, która spotykana jest u głębiej zaburzonych osobowości. 

Procesy te doskonale zostały już dawno rozpoznane w społeczeństwie polskim i uwzględniane są od dłuższego czasu w propagandzie politycznej polityków lewicowych i liberalnych. Gdy politycy wiedzą, jaki rodzaj psychopatologii reprezentują określone grupy społeczne, tym skuteczniej odstraszają od określonego polityka.W grupach bowiem występują bardzo podobne psychologiczne zjawiska, jak u pojedynczych jednostek, o których wiadomo, że cierpią na chorobę psychiczną. O tym szczegółowo można przeczytać w publikacjach angielskich psychoanalityków, zwłaszcza specjalizujących się w diagnozowaniu procesów grupowych/społecznych. Hanna Segal, autorka książki "Psychoanaliza, literatura i wojna" zauważa także (o czym pisałam już wielokrotnie w poprzednich wpisach), że grupy społeczne identyfikują się głównie z tymi politykami, którzy reprezentują ich własną patologię. Z przytoczonej przeze mnie kazuistyki medycznej (ze szpitala psychiatrycznego), nietrudno jest zatem wysnuć wniosek, jaki rodzaj psychopatologii bliższy jest politykom i wyborcom PO oraz panu sędziemu Maciejowi Jabłońskiemu, który nie wiadomo dlaczego (nie jest przecież ekspertem w dziedzinie psychiatrii, tylko w dziedzinie prawa), nie wiadomo na jakiej podstawie, nagle uznał, że podobnie, jak wielu przestępcom, mordercom, złodziejom czy gwałcicielom, należy zbadać stan zdrowia psychicznego Jarosława Kaczyńskiego. Czyżby myślenie pana sędziego łączyło coś z myśleniem pacjentów psychiatrycznych?

Na zakończenie pragnę także zauważyć: jako osoba, która na co dzień zobligowana jest do stawiania pacjentom diagnoz klinicznych, informuję, że Jarosław Kaczyński nie wykazuje żadnych zaburzeń psychicznych, a tym bardziej zaburzeń osobowości; ci zaś, którzy tak twierdzą (nie przechodząc zapewne nigdy w życiu własnej psychoterapii, czy choćby terapii treningowej; dotyczy to również niektórych psychiatrów i psychologów), dokonują tzw. identyfikacji projekcyjnej; klasyczne rozszczepienie i rzutowanie na zewnątrz własnych patologicznych części osobowości jest typowym zjawiskiem psychicznym dla jednostek paranoidalnych, narcystycznych, psychopatycznych, borderline i zależnych (zależnych od tzw. autorytetów i bezrefleksyjnie przyjmujących ich wypowiedzi). 

Kto zatem zdrowy, a kto mocno chory? Odpowiedź narzuca się sama. 

PS.
Polecam także komentarz Rafała Piotra Szymańskiego
http://szymanski.jg24.pl/?txt=174#comments

Brak komentarzy: