16 lipca 2010

Oczyma terapeuty czyli o problemie nieprzepracowanej agresji

Niniejszy wpis jest wynikiem zapoznania się z publikacjami dziennikarskimi (m.in. M.Magierowskiego, K. Kłopotowskiego) na temat powyborczej retoryki Jarosława Kaczyńskiego. Z zamieszczonych przez nich komentarzy zdaje się wynikać, iż wielu z nich ma problemy z zaakceptowaniem stanowczych wypowiedzi prezesa PiS-u (czy pana Brudzińskiego) na temat katastrofy smoleńskiej. Gniewny ton wspomnianych tu osób dla publicystów jest źródłem poczucia zagrożenia, co zdaje się wywoływać w nich liczne mechanizmy obronne,począwszy od zaprzeczenia, poprzez fantazje o rozpadzie Polski, PiS-u, czy skłonnościach "samobójczych" samego Kaczyńskiego. Uważają, że przyjmując taką a nie inną retorykę Jarosław Kaczyński wykonuje strzał w stopę. Z każdym dniem, z każdym wypowiedzianym słowem, traci wszelkie szanse na wygraną w zbliżających się wyborach parlamentarnych. W ich oczach retoryka Kaczyńskiego ma charakter wojenny, konfliktogenny, nastawiona jest na skłócanie Polaków. Wszystko za co weźmie się obóz Jarosława Kaczyńskiego jest zagrażające - jest źródłem rozpadu, dezintegracji i fragmentacji "ego" polskości. Publikując swoje krytyczne oceny postępowania Jarosława Kaczyńskiego, z "czystej życzliwości" naciskają na niego,by zaprzestał retoryki wojennej. 

Gdy czytam wypowiedzi tych dziennikarzy, odnoszę wrażenie, że większość z nich dotknięta jest syndromem Dorosłych Dzieci Alkoholików.To, co rzuca się w oczy terapeuty, to ich ogromny lęk przed agresją. Agresja dla nich to coś bardzo złego, destrukcyjnego, niszczącego. Kojarzy się z licznymi awanturami i przemocą. Tak jakby słowa Jarosława Kaczyńskiego uruchamiały w nich engramy (ślady pamięciowe) z ich własnych doświadczeń, wyniesionych z rodzinnego domu. 

W mojej opinii, wielu Polaków (w tym dziennikarzy, polityków, a nawet psychologów, socjologów) ma nieprzepracowany problem z własną agresywnością. Należy bowiem mieć świadomość, iż miarą powrotu do zdrowia pacjenta,a co zatem idzie sygnałem do zakończenia terapii, jest to, że jednostka nie boi się własnej i cudzej agresji, że jest w stanie ją w sobie pomieścić,że jest w stanie ją zaakceptować. Tymczasem dziennikarze wykazują cechy dziwnej nadreaktywności na najmniejsze nawet przejawy gniewu Kaczyńskiego. Często przypisują jemu znaczenie jakiejś patologii charakterologicznej/osobowościowej, czegoś bardzo niebezpiecznego, co tylko może grozić rozpadem: czy to samego Kaczyńskiego, czy społeczeństwa polskiego. Jakbym słyszała zdania wypowiadane w wielu polskich rodzinach (neurotycznych, często alkoholicznych): “Nie złość się! Czego się złościsz?”, "Złość jest zła", "Jesteś zła/zły. Gdy się złościsz, zachowujesz się jak szaleniec, który traci kontrolę nad sobą i jest niebezpieczny dla otoczenia", "Złość piękności szkodzi", "Spójrz na swoją wykrzywioną twarz, gdy się złościsz. Jak to nieładnie wygląda. Jesteś brzydki/brzydka, gdy się złościsz". Takie komunikaty, zabraniające odczuwania i ekspresji emocji negatywnych, to prosta droga do tłumienia i wypierania agresywności, co w efekcie prowadzi do chorób i przemocy. 

Debata publiczna zdominowana jest retoryką obecną w wielu rodzinach alkoholicznych – “zamiatanie prawdy i emocji pod dywan”, “ukrywanie patologii rodzinnej przed światem”, "zamrażanie uczuć, zwłaszcza gniewu i złości". Wielu dziennikarzom, a nawet psychologom, złość i gniew kojarzy się z awanturami rodzinnymi, przemocą, niszczeniem i rozpadem. Wielu z nich zachowuje się tak, jakby nie była świadoma, że są różne postaci agresywności; agresja to nie tylko destrukcja i niszczenie. Agresja może być konstruktywna, bądź niszcząca. Zdrowa agresywność to taka, która domaga się prawdy; zła-to taka, która niszczy. "Prawda was wyzwoli", to także hasło, często cytowane na szkoleniach psychoanalitycznych.Tymczasem dziennikarze zacierają granice pojęć.Domaganie się przeprowadzenia lustracji, czy rozliczenia rządu Donalda Tuska za katastrofę smoleńską, domaganie się przeprowadzenia rzetelnego śledztwa w celu wyjaśnienia katastrofy lotniczej, w której ginie głowa państwa,kojarzą z paranoją, rozszczepieniem, fragmentacją, dezintegracją "zbiorowego ja".

Zarzucam więc dziennikarzom, w tym Rzeczpospolitej, że przy ocenie formy ekspresji przyjętej przez Jarosława Kaczyńskiego, kierują się m.in. pseudo opiniami teoretyzujących psychologów akademickich, którzy sami nierzadko zniekształcają obraz rzeczywistości poprzez własne nierozwiązane konflikty pierwotne; wyniesione z własnych domów, często alkoholicznych. Przeszkadza im forma komunikacji J. Kaczyńskiego, bo jakakolwiek złość, czy gniew przeszkadzała ich własnym rodzicom; dzisiaj ich dzieci – psychologowie akademiccy – sami powielają patologiczne formy rozwiązywania konfliktów; używając terminów naukowych, przekazują dziennikarzom pseudo diagnozy, zniekształcone ich własną projekcją (identyfikacją projekcyjną). Tak jak nauczyli się w rodzinach alkoholicznych tłumić własne emocje, teraz chcieliby je tłumić u innych; u polityków, Kaczyńskiego i wśród wielu Polaków, którzy domagają się rozliczenia komunistów, czy teraz polityków PO za to, że doprowadzili do katastrofy w Smoleńsku! 

Jak duża bywa rozbieżność pomiędzy wypowiedziami psychologów i dziennikarzy, bezkrytycznie powielających opinie tych pierwszych a opiniami psychoterapeutów, może świadczyć choćby wypowiedź Zofii Milskiej -Wrzosińskiej nt. lustracji w Polsce; to są fragmenty z GW, przedrukowany przez “Arkana”:
27 stycznia – Na s. 8 i 9 rozmowa z psychologami z Laboratorium Psychoedukacji. Mówi Zofia Milska-Wrzosińska: “Oficjalne przesłanie – „nie będziemy się rozliczać” – pozostaje w konflikcie z poczuciem krzywdy. Większość Polaków żyje z poczuciem zmarnowanych lat, niezrealizowania się (…). A tu proponuje się im, by byli wielkoduszni wobec ludzi, którzy wciąż jeszcze są od nich w lepszej sytuacji, w dodatku osiągniętej ich kosztem. (…) W możliwościach zwykłego człowieka prawie nic się nie zmieniło; nie doznał on choćby takiego zadośćuczynienia, by parę osób w jego najbliższym otoczeniu zostało rozliczonych. Zadośćuczynienie ludzkiej krzywdzie wcale nie musi rozpętywać morza nienawiści: złudzeniem jest, że jeśli się tych aktów sprawiedliwości nie dokona, nienawiści nie będzie. Będzie, tylko znacznie mniej kontrolowana.” Zofia Milska-Wrzosińska: “Wielu ludzi, by nie doświadczyć nadmiernej złości, gniewu, frustracji – musiało zobojętnieć, zamrozić się. Ale nie da się tego zrobić selektywnie: zobojętnieć na głupiego szefa czy zatrute powietrze, a pozostać otwartym na radość, miłość, konstruktywną walkę… Achmatowa mówiła kiedyś o dwóch Rosjach, które będą musiały spojrzeć sobie w oczy: ta, która siedziała w obozach i ta, która do obozów wsadzała. U nas usiłuje się tego spojrzenia sobie w oczy uniknąć.


Proszę więc zestawić wypowiedź Zofii Milskiej - Wrzosińskiej z wypowiedziami prof. Reykowskiego,czy psychologów z "Charakterów", którzy upatrywali się w polityce Kaczyńskich przejawów myślenia paranoidalnego. Skąd więc taka odmienność w odbiorze rzeczywistości? Ano, różnica jest taka, że ta pierwsza przeszła własną terapię, a ci drudzy - całkowicie pozbawieni są zdolności do wglądu. 

Nie liczcie zatem dziennikarze i omnipotentni psychologowie akademiccy, że jak będziecie tłumić emocje u polityków PiS-u, czy reszty społeczeństwa, krytykując i dewaluując ich uczucia, że znikną konflikty i zapanuje język miłości. Takie magiczne myślenie, mogą wyrażać jedynie alkoholicy i ich dzieci. A to, że wielu Polaków (w tym psychologów, zwł. akademickich) od lat przejawia taki styl myślenia, i to nie tylko na płaszczyźnie życia politycznego, może potwierdzić niejeden właściciel gabinetu terapeutycznego.

Reasumując, jednym z głównych problemów wielu Polaków (polityków, dziennikarzy, socjologów, czy psychologów) jest nieprzepracowany konflikt z własną agresją. Lęk przed własną i cudzą agresywnością, to objaw, który należy leczyć, a nie tłumić. Zaprzeczanie mu i projektowanie na Jarosława Kaczyńskiego, to problem Wasz i na nic wasze naciski i wywieranie presji. PiS jest partią samodzielną i niezależną i nie przejmuje się tym, co powiedzą inni, czy jak wypadną w oczach nieżyczliwych im środowisk. To nie są osobowości zależne z syndromem DDA, lecz zdrowi ludzie, którzy wołają o ZDROWĄ i NORMALNĄ Polskę.

PS.
Niniejszy wpis dedykuję także psychologowi Norbertowi Maliszewskiemu

Brak komentarzy: