Od pewnego czasu czytanie działów kulturalnych dzienników i tygodników przychodzi mi z największą trudnością. Mam bowiem nieodparte wrażenie , że redagowane są one nie dla mnie ani nie dla ludzi mnie podobnych. Pisząc o „ludziach mnie podobnych” mam na myśli tych, którzy interesują się kulturą poważną, którzy czytają poważne książki przejęci są poważnymi ideami. Dla nas gazety nie mają wiele do zaoferowania. Redaktorzy działów kulturalnych zajmują się przede wszystkim muzyką rockową, filmami, koncertami gwiazd młodzieżowych, bestsellerami traktującymi o seksie, przemocy i podobnych tematach. Krótko mówiąc, działy kulturalne wydają się być redagowane nie dla ludzi dojrzałych, lecz dla smarkaczy bądź dla ludzi o mentalności smarkaczy.
(...)
Ale i to jest tylko część prawdy.. Powiedziałbym, że oprócz skażenia pokoleniowego obserwujemy wśród polskiej inteligencji głębszą fascynację młodzieżowością i wszystkim, co ona niesie. Można to wiązać z syndromem Młodziaków opisywanym przez Gombrowicza, można tłumaczyć inaczej, ale sam fakt wydaje mi się niepodważalny.Żyjemy w czasach kulturowej infantylizacji, czy – wyrażając to dosadniej – kulturowej pedofilii.*

Od siebie dodałabym, że żyjemy w czasach, gdy telewizję i inne różne redakcje "kulturalne" zdominowali panowie - krytycy filmowi i innej maści krytycy sztuki(którzy nota bene nic wspólnego ze sztuką nie mieli i nie mają) - nie dający sobie rady z własną andropauzą...Stąd ich liberalne, a wręcz obsesyjno - kompensacyjne  podejście do seksu  w sztuce. Tylko na miłość Boską, czy muszą to robić kosztem słuchaczy, widzów i czytelników?
*Prezentowane fragmenty pochodzą z felietonu wydanego w zbiorze “Czasy wielkiej imitacji”; Wydawnictwo ARCANA, Kraków 1998 r.