02 marca 2008

STOP PRZEMOCY W RODZINIE! Polemika z Dorotą Arciszewską - Mielewczyk

Wśród wielu psychologów istnieje pogląd (co potwierdzają wieloletnie praktyki terapeutów), że OFIARA prędzej czy później staje się KATEM i staje po stronie przemocy...

Pojęcie przemocy fizycznej jest szerokim terminem i oznacza różne formy przekraczania granic fizycznych osób jej podlegającym. Na stronie Niebieskiej Linii można przeczytać, iż przemoc fizyczna to:

PRZEMOC FIZYCZNA popychanie, odpychanie, obezwładnianie, przytrzymywanie, policzkowanie, szczypanie, kopanie, duszenie, bicie otwartą ręką i pięściami, bicie przedmiotami, ciskanie w kogoś przedmiotami, parzenie, polewanie substancjami żrącymi, użycie broni, porzucanie w niebezpiecznej okolicy, nieudzielanie koniecznej pomocy,
itp.

Z danych policji, do jakich dotarł "Dziennik" wynika, iż: "liczba ofiar przemocy domowej w ciągu 7 lat wzrosła prawie dwukrotnie. W 2006 r. było ich 157 tys. Według danych fundacji Mederi w 70 proc. przypadków sprawcami przemocy wobec dzieci są rodzice, a 93 proc. sprawców przemocy doświadczyło jej w dzieciństwie".

Z kolei Fundacja Dzieci Niczyje, Komenda Główna Policji , podaje, iż:

• 15 442 - tyle przypadków przemocy domowej wobec dzieci do 13 roku życia zanotowała policja w pierwszej połowie 2007 r.

• Około 60 proc. dzieci w Polsce doświadcza łagodnych (klapsy), a blisko jedna czwarta surowych kar fizycznych (bicie pasem)

• 80 proc. z nas doświadczyło przemocy w dzieciństwie

• 80 proc. dorosłych Polaków bije swoje dzieci

• 43 proc. rodziców twierdzi, że nie bije swoich dzieci

• 5 proc. rodziców przyznaje, że pobiło swoje dziecko tak mocno, że wywołało to uraz

• Najczęściej bite są dzieci w wieku przedszkolnym (20 proc.) i dzieci poniżej 3 lat (14 proc.)

• 87 proc. dzieci doświadczających różnych form krzywdzenia w rodzinie czuło, iż w takich sytuacjach potrzebuje wsparcia, ale aż 13 proc. z nich nigdy się o pomoc nie zwróciło, bo nie wiedziało do kogo.

Od wielu lat psycholodzy, pedagodzy, lekarze alarmują, że bicie dziecka, uznawane wśród Polaków, jako środek wychowawczy, jest bardzo rozpowszechnione i powinno być prawnie zabronione. Tymczasem tylko 35 proc. Polaków uważa, że kary fizyczne nie powinny być w ogóle stosowane, natomiast 50 proc, dorosłych respondentów twierdzi, że: "choć nie pochwala bicia dziecka przez rodzica „za karę”, uważa, że w wyjątkowych sytuacjach jest to usprawiedliwione".

Nie może być tak, by za to samo przewinienie wobec dorosłego, napastnik szedł do więzienia, a wobec dziecka - istoty przecież znacznie słabszej i kruchej - wymienione wyżej zachowania pozostawały bezkarne. Czym różni się człowiek dorosły od człowieka - dziecka? Chyba tylko tym, że ciało tego drugiego jest delikatne i b-j podatne na uszkodzenia. Podobnie tyczy się to psychiki.

Najnowsze badania, przeprowadzone przez OBOP, wskazują, że blisko 40% Polaków twierdzi, iż: "Klaps to przecież nie przemoc" i "Od czasu do czasu spranie dzieciaka tylko mu wyjdzie na dobre". Tymczasem specjaliści alarmują: "Zaczyna się od klapsa, a kończy na szpitalu" i przyłączają się do apelu rzecznik praw dziecka Ewy Sowińskiej domagającej się ustawowego zakazu bicia dzieci.

Kilka dni temu wiadomości „Dziennika” podały, iż rzeczniczka praw dziecka domaga się ustawowego zakazu bicia dziecka - wprowadzenia zapisu do Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego mówiącego o poszanowaniu godności dziecka.

Jednocześnie dowiadujemy się (p. "Dziennik" ) iż obecny Minister Sprawiedliwości - Zbigniew Ćwiąkalski - sprzeciwia się propozycji Ewy Sowińskiej, twierdząc, że "Nie trzeba wprowadzać kar za klapsy. To wyważanie otwartych drzwi. Są już przepisy, które karzą za naruszenie nietykalności cielesnej, a nawet za bicie bez pozostawiania śladów. Rzecznik praw dziecka nie odkrywa Ameryki". Według szefa resortu, właśnie dzięki tym przepisom także można karać rodziców, choćby za to, że dają dzieciom klapsy.



Jak to możliwe, że zupełnie innego zdania jest mecenas Jacek Kondracki z Warszawy ("Co prawda o zakazie przemocy mówi konstytucja, ale w sposób zbyt ogólny. I najwyraźniej nie do każdego to dociera"), który podkreśla z naciskiem, że należy "jak najszybciej doprecyzować i zaostrzać przepisy chroniące dzieci w naszym kraju, bo sytuacja jest przerażająca".

W podobnym tonie wypowiada się dziennikarz śledczy Michał Karnowski (przypomnę, że jego żona jest psychologiem) :" Problem w tym, że nie jesteśmy w naszym kraju sami. Są rodzice, którzy pod karcenie podciągają zwykłą przemoc, brutalne bicie, okrutne znęcanie się nad dziećmi. I państwo jest wtedy, niestety, bezsilne. Kiedy poszliśmy tropem listu Sowińskiej do ministra sprawiedliwości, szybko odkryliśmy wielką lukę w polskim prawie. Bo żeby ktoś mógł patologicznym, znęcającym się nad maluchami rodzicom zrobić cokolwiek, musi mieć ofiarę. A więc musi dojść do tragedii, takiego pobicia, że przyjeżdża pogotowie. Musi pojawić się policja i wszystkie zwabione nieszczęściem instytucje."

Z kolei Mirosława Kątna, przewodnicząca Komitetu Ochrony Praw Dziecka twierdzi: "że przyjęta w 2005 r. ustawa o zapobieganiu przemocy w rodzinie nie zawiera wyraźnego zakazu bicia dzieci. "Taki zapis był w projekcie tej ustawy, ale został uchylony ze względów ideologicznych" - tłumaczy. "Stwierdzono, że byłaby to ingerencja w prawa rodzicielskie"

Jak to jest, że w kwestii przepisów regulujących problem przemocy w rodzinie co innego mówi minister Ćwiąkalski, a co innego rzecznik praw obywatelskich, inni prawnicy, czy dziennikarze śledczy oraz osoby pracujące na co dzień z ofiarami przemocy domowej? Kto tu się myli, albo może inaczej: kto tu wykazuje dobrą, a kto złą wolę?

Należy przy okazji przypomnieć, jak problem karania dorosłych, w tym również rodziców, za znęcanie się nad dzieckiem, wygląda zagranicą:

"Zachód uznał to za barbarzyństwo. Pół roku temu komisarz praw człowieka Rady Europy Thomas Hammarberg w liście do ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego wypomniał Polakom brak prawnego zakazu stosowania kar cielesnych wobec dzieci. A taki przepis obowiązuje niemal w całej Unii Europejskiej i w USA (..). W Ameryce Północnej i w Skandynawii za uderzenie dziecka czy wymierzenie mu klapsa idzie się do więzienia, a młody człowiek może zaskarżyć rodzica lub opiekuna. Doświadczenia Szwecji pokazują, że wprowadzanie tego przepisu działa lepiej niż tysiące uświadamiających rozmów z rodzicami. Już w 1965 r. zniesiono tam przyzwolenie na bicie dzieci w kodeksie karnym, a w 1979 r. jako pierwszy kraj na świecie Szwecja wprowadziła ścisły zakaz stosowania kar cielesnych. W efekcie radykalnie zmalało poparcie społeczne dla bicia dzieci. Zamiast klapsa ustne karcenie, zamiast popychania mniej godzin przed telewizorem"

Szerzej na temat istoty przemocy fizycznej dorosłych wobec dzieci mówi dr Aleksandra Piotrowska – psycholog dziecięcy z Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego. Zachęcam do przeczytania całości. Okazuje się, że bicie dziecka, choćby ograniczające się do serii klapsów, jest najbardziej prymitywną metoda perswazji stosowaną przez dorosłego wobec nieukształtowanej jeszcze osoby i świadczy o braku umiejętności panowania nad własnymi emocjami "dojrzałego" i "mądrego" rodzica. Że takie metody wychowawcze świadczą o pewnej niewydolności intelektualnej rodziców, chyba nie muszę się rozwodzić.

Warto w końcu jeszcze raz przypomnieć podaną na początku tezę: ofiara, prędzej czy później staje się KATEM i staje po stronie przemocy... Wchodzenie w rolę "ofiary" jest czymś bardzo niebezpiecznym, bo jak twierdzi Wojciech Eichelberger, to tylko forma przejściowa, to jak larwa u owadów - "z ofiary, jeśli nic ze sobą nie zrodzi, wcześniej, czy później wylęgnie się kat" (Zatrzymaj się, Wojciech Eichelberger w rozmowach z Renatą Dziurdzikowską, Jacek Santorski & Co, s. 59.).

Wydaje mi się, że gdyby już dawno wprowadzono przepisy zakazujące bicia dzieci, nasz kraj reprezentowaliby zupełnie inni poitycy. Apelujmy więc do ministra Ćwiąkalskiego, by spojrzał b - j przychylnym okiem na list rzeczniczki Ewy Sowińskiej...

P.S.

Niniejszy post jest m.in. polemiką z panią senator Dorotą Arciszewską-Mielewczyk.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

"Czym różni się człowiek dorosły od człowieka - dziecka?"

Ano choćby tym - droga Venisso - że człowiekowi dorosłemu można wytłumaczyć, czemu pewnych rzeczy robić nie wolno (choćby się miało na to ochotę) - natomiast człowiek-dziecko po pierwsze, że pewnych rzeczy jeszcze nie jest w stanie pojąć na drodze rozumowej, a po drugie: nie zawsze (a nawet rzadko kiedy) jest w stanie zapanować nad swoimi emocjami - i właśnie również m.in. dlatego określamy takiego człowieka jako "dziecko". Inaczej mielibyśmy samych dorosłych.

A zatem, skoro nie da się wytłumaczyć - trzeba wyrobić odruch, np. "złe zachowanie może być dla mnie bolesne". I nie musi to oznaczać jakiegoś "skatowania" dziecka - parę klapsów spełni swoje zadanie, gdy podniesiony głos nie wystarczy, i czemu zaraz robić z tego tragedię, i wypisywać takie płomienne elaboraty.

Przymij do wiadomości: dzieci nie są jednakowe. Dzieci są różne. Jedne uspokoją się po zwróceniu uwagi - a inne nie "odpuszczą", dopóki nie zostaną skarcone fizycznie. I brak takiej możliwości prowadzi potem do tego, że się "stwierdza" u dziecka różne zmyślone dolegliwości, jak np. ADHD. Owoż "ADHD" to jest wymysł psychologów szukających sposobu na zarobek - w rzeczywistości zaś jest to coś, co określamy jako "rozwydrzenie". Może być także "brak wychowania". To tak samo, jak z tzw. "dysleksją", "dysgrafią" czy "dyskalkulią" - które w 95% (szacunkowo...) są zwyczajnym nieuctwem.

A w ogóle prawny "zakaz klapsów" od lat obowiązuje w Nowej Zelandii - i właśnie szykują się tam do zniesienia tej bzdury, tak więc nieco się spóźniłaś z tego rodzaju "oświaty kagańcem"; świat pomału się z tych nowinek rakiem wycofuje.