25 lutego 2009

Twórczość a inteligencja emocjonalna

Dzisiaj pozwolę sobie napisać niepolitycznie, lecz muzycznie i psychoanalitycznie. Cóż, nie samą polityką człowiek żyje:)

Jakiś czas temu można było zobaczyć na stronie głównej "CHARAKTERÓW" reklamę książki Beaty Dyrdy:

"Rozwijanie twórczości i inteligencji emocjonalnej dzieci i młodzieży. Poradnik dla wychowawców i nauczycieli".


W krótkiej recenzji pracy, zamieszczono m.in.następującą informację:

Książka podejmuje ważną i aktualną problematykę stymulowania rozwoju aktywności twórczej i inteligencji emocjonalnej dzieci, uczniów i młodzieży. Teksty zawarte w publikacji starają się przybliżyć podstawową wiedzę z problematyki twórczości i inteligencji emocjonalnej.

Całkiem niedawno można było także napotkać w onecie na następującą wzmiankę:

Pisanie wierszy lub piosenek może mieć korzystny wpływ na zdrowie fizyczne i psychiczne. Naukowcy amerykańscy uważają, że pisanie pomaga mózgowi w porządkowaniu emocji i obniża uczucie lęku, niepokoju oraz smutku, zaś opisywanie osobistych doświadczeń ma dodatkowo działanie oczyszczające, ponieważ hamuje obszary mózgu odpowiedzialne za zamęt emocjonalny i zwiększa aktywność w ośrodku samokontroli.

Badacze zapewniają, że poziom powstającej w tym procesie poezji lub prozy nie ma żadnego związku z jakością korzyści psychologicznych. Zdaniem ekspertów, metody terapeutyczne oparte na pisaniu mogą być wykorzystywane w walce z fobiami i lękami społecznymi.

http://wiadomosci.onet.pl/1918520,69,pisanie_wierszy_zmniejsza_lek_i_smutek,item.html

Wydaje mi się, że w poruszonej wyżej problematyce, nie ma nic nowego i odkrywczego. Na temat związków pomiędzy kreatywnością a inteligencją emocjonalną/zdrowiem psychicznym "twórcy" pisali już dawno psychoanalitycy sztuki, w tym psychoanalitycy muzyki.

Pozwolę sobie w tym miejscu podzielić się własnymi refleksjami i tym, co wcześniej przeczytałam w innych publikacjach.

W pierwszej kolejności należałoby zaznaczyć, że zdolności kreatywne są tym większe, im wyższy poziom zdrowia psychicznego, czyli jeszcze inaczej - im wyższy poziom EQ. Czym większe zaburzenia w sferze emocjonalnej,czym niższy współczynnik Inteligencji Emocjonalnej, tym bardziej zanika potencjał twórczy. Dowodzę to liczne badania i obserwacje psychoterapeutów, którzy leczą m.in. przy użyciu sztuki.Czym wyższy poziom neurotyczności, bądź psychotyczności, tym coraz b-j zanika wyobraźnia i zdolności do myślenia hermeneutycznego. Jeśli jednostka odzyskuje zdrowie psychiczne, to zdolności tworzenia ponownie wracają.

Gdy jednak deficyty w sferze psychicznej nie są nazbyt duże, to poprzez stymulację zdolności kreatywnych, można pośrednio stymulować własnymi emocjami, stwarzać odpowiednie warunki do bezpiecznego ich ujścia.

Skoro szeroko rozumiana twórczość zależna jest w istotnym stopniu od swobodnego i świadomego przeżywania emocji, to ich ekspresja (czy to w mowie, czy to pisaniu, czy komponowaniu) umożliwia podtrzymanie, czy wyuczenie asertywnej ekspresji własnego "ja" i własnych emocji, a co za tym idzie podtrzymania zdrowia somatycznego.

To tylko część prawdy.

Niestety, używanie wulgaryzmów w różnego typu wierszydłach, czy muzyczno - słownych wytworach rockowych nie ma nic wspólnego z autentyczną twórczością i najczęściej utrwala istniejące już zaburzenia osobowościowe; autor takiego wytworu tylko nakręca i tak już od dawna istniejącą w nim negatywną agresję oraz tendencje destrukcyjne i autodestrukcyjne. Podobnie "zamazywanie granic" w sztuce, nie przynosi zdrowia,lecz tylko pogłębia zatarcie granic psychologicznych, a więc nie sprzyja podtrzymaniu dobrostanu fizycznego.

Wracając jednak do informacji o dobroczynnym wpływie twórczości,tak jak już wcześniej pisałam, wspominali o tym już dawno psychoanalitycy. Sam proces twórczy np. w tworzeniu kompozycji muzycznych, jest niczym innym jak intuicyjną próbą rozwiązywania wewnętrznych konfliktów, a więc swoistą potrzebą rozładowywania przeżywanych wewnętrznych napięć, a co za tym idzie lęków.Jak widać, psychoanalitycy już dawno to odkryli; widać jak trafne są ich tezy; co prawda weryfikowane pozytywnie (w większości przypadków) na podstawie wieloletnich obserwacji, ale prędzej czy później pozytywnie weryfikowane także przy użyciu innych narzędzi pomiaru; co widać na przykładzie przytoczonych wyżej doniesień.

Jeśli chodzi o zdanie: "zaś opisywanie osobistych doświadczeń ma dodatkowo działanie oczyszczające, ponieważ hamuje obszary mózgu odpowiedzialne za zamęt emocjonalny i zwiększa aktywność w ośrodku samokontroli".

Z całą pewnością ma to miejsce w trakcie tworzenia, rozłożonego w czasie, ale nie podczas np. improwizacji jazzu.Trudno jest zaliczyć proces powstawania jazzu do twórczości przez duże T. Według psychoanalityków muzyki oraz niektórych muzykoterapeutów (reprezentujących nurt psychologiczny w światowej i polskiej muzykoterapii) jazz, to nic innego, jak dawanie spontanicznego upustu własnym popędom. Kiedy to zjawisko ma miejsce, mechanizmy kontroli są znacznie osłabione; przeważa "id", popędowość; muzyka tworzona jest TU i TERAZ bez większej refleksji; to jest nic innego, jak wyrzucanie z siebie różnych napięć; nie jest to jednak głęboka praca z własnym "ja", ani głęboka praca intelektualna, nie ma tu głębokiego zanurzania się we własne emocje i przyglądania się im np. z pozycji "obserwatora". Albo jeszcze inaczej: używając języka psychoanalitycznego, improwizacja np. jazzowa opiera się o zasadę przyjemności, szybkiego rozładowywania popędu, często porównywana do orgiastyczno- ekstatycznych form odreagowania. Muzyka taka często jest niedoskonała, niedopracowana, z różnymi błędami (mniejszymi, bądź większymi).

Jeśli by porównać improwizację jazzową do jakieś techniki terapeutycznej, to można by to zestawić z takimi technikami, jak walenie w worek bokserski, czy materace, albo wydawanie głośnych okrzyków; to przynosi ulgę, ale chwilową; improwizacja nie kończy się trwałym rozwiązaniem jakiegoś wewnętrznego konfliktu; nie prowadzi do integracji skonfliktowanych ze sobą obszarów osobowości;ma to natomiast w trakcie pisania książki, pisania wierszy, czy komponowania utworu w dłuższym okresie czasu.

Warto w tym miejscu przytoczyć psychoanalityczną symbolikę jazzu. Wg psychoanalityków muzyki, jazz utożamiany jest z przewagą popędowościi, "id", zatarciem granic, cechami zależności. "Tworzą" go najczęściej jednostki skłonne do depresji i popadania w różne nałogi. Z tego wynika, że muzyka o takiej strukturze nie odzwiercidla zdrowej struktury osobowości "twórcy", a jeśli wypływa z takiej "umysłowości", czyli umysłowości o niepełnym zdrowiu emocjonalnym, trudno jest tu mówić o prawdziwej twórczości przez duże T i trwałym uwalnianiu się od wewnerznych konfliktów. Wbrew temu co piszą niektórzy muzykolodzy i krytycy muzyczni, pasjonujący się jazzem, jazz nie symbolizuje autentycznej wolności, lecz raczej tęsknotę za wolnością zniewolonego umysłu. Stanowi zupełnie ten sam rodzaj ekspresji,jaka miała miejsce w dawnych wiekach wśród afro-amerykańskiego ludu niewolniczego, którego śpiewy i muzykowanie, stanowiły przecież inspirację dla przyszłych twórców jazzu.

Przechodząc do problematyki autentycznej twórczości,należy zaznaczyć, iż zupełnie inne procesy zachodzą w mózgu, gdy KOMPOZYTOR przez duże K, czyli jeszcze inaczej artysta - twórca, tworzy swą kompozycję przez dłuższy czas; choćby przez rok albo nawet i dłużej; dysponując większą ilościączasu, ma większe możliwości uruchomienia mechanizmów autocenzury, czyli mechanizmów kontroli; tworząc dłużej jakiś utwór, autor ma możliwość dogłębnie przeżyć jakiś wewnętrzny konflikt, dokładniej go przepracować, co pozwala na pełniejsze rozwiązanie jakiegoś problemu.Poza tym,utwór pisze się w ciszy, skupieniu oraz ma miejsce większa kontrola ze strony kory mózgowej.

W innym fragmencie zacytowanych tu doniesień możemy przeczytać: "Zdaniem ekspertów, metody terapeutyczne oparte na pisaniu mogą być wykorzystywane w walce z fobiami i lękami społecznymi."

Nie wydaje się to być żadnym odkryciem. O tym już dawno wspominali psychoanalitycy i psycholowie społeczni, którzy zajmowali się badaniem f. komunikatywnych sztuki i procesami tworzenia. Twórczość rozumieli jako proces komunikowania się na poziomie intrapsychicznym, a co za tym idzie także interpersonalnnym!Jak ktoś potrafi komunikować się z własnym "ja", własnymi emocjami, to potrafi komunikować się także z innymi.

11 komentarzy:

dydek pisze...

Witaj Venisso,
zupełnie przypadkowo trafiłem na wpis Sakiewicza i, wielce zadziwiony, zobaczyłem tam 'swoje' komentarze.
Dałem u Anity_C w BM24 taki komentarz na ten temat:

'Oświadczam, że dalej jestem zabanowany w agorowskim Shalomie24.
Nie przeszkadza to draniom administratorom z tamtego portalu dopuścić pod moim nickiem jakiegoś swojego świrusa. Jego komentarze w poście niżej:
http://tomaszsakiewicz.salon24.pl/393032.html

Żaden uczciwy i przyzwoity portal do czegoś takiego by nie dopuścił.
Ale jak czarno na białym widać u Jankego można.

KPP w całej krasie...

dydek'

Nie mam dostępu do SB24 ale będę wdzięczny za poruszenie tematu 'użyczania' zabanowanych nicków innym.

Pozdrawiam

Venissa pisze...

Witaj dydku, wiem, wiem. Zdążyłam juz to ustalić, bo mocno mnie zdziwiły komentarze "dydka" z Salonu. Zamieściłam już tam odpowiedni komentarz.

Pozdrawiam

PS.
A za co się zbanowali?

dydek pisze...

Witaj,
tamtego roku Ci pisałem.
Za całokształt zapewne, a przede wszystkim za niewłaściwy, zbyt mało czołobitny, stosunek do narodu wybranego i jego lewym nogom w Polsce :)

Czyli za to za co głównie banowali u Jankego:)

Pozdrawiam

Venissa pisze...

Dydku, już zapomniałam kiedy i jak to było. W blogmedia rzadko bywam, ale coś mi nie pasowały teksty tego nowego dydka, więc stałam się czujna.

Ale ciekawa jestem, komu podpadłeś, że zaczął się podszywać pod Ciebie...Masz jakąś wersję wydarzeń?

Pozdrawiam

dydek pisze...

tylko komuś, kto ma dostęp do danych Sh24.
Bo drugi raz tego samego nicka nie można nigdzie zarejestrować bez zmiany haseł, etc.

Więc zrobił to ktoś z naczalstwa lub administracji Jankego.
Tylko tyle i aż tyle.
A po co?
Nie wiem. Na pewno nie po to, by popierać sakiewiczowy protest :)

Venissa pisze...

Dydku, pozwolisz, że zostawię ten komentarz pod blogiem Sakiewicza, ok?

Już pierwszy krok uczyniłam; odezwałam się do Administracji pod blogiem T.S.

Pozdr

dydek pisze...

Czytałem i dziękuję.
Należę do ludzi, dla których w miarę choć dobre imię jest ważniejsze od wielu innych rzeczy. Nawet, gdy to jest tylko nick.
Oczywiście możesz mnie dalej cytować.

Pozdrawiam

Venissa pisze...

Ok, właśnie to czynię. W razie czego, jakbyś chciał coś uzupełnić w moich komentarzach (w Twojej sprawie), to zostaw tu info.

Pozdrawiam

dydek pisze...

tylko tyle, że nie zależy mi już na odbanowaniu.
Nie przez tych ludzi i nie tam.
Nie mam już cienia szacunku dla tego co robi Janke ani dla ludzi dla których on pracuje.
Wpadam tam tylko czasem poczytać niektórych autorów i komentarze pod nimi.
I to mi wystarczy.
Co nie znaczy, że nie mam prawa piętnowania ich praktyk.

Venissa pisze...

Masz rację, to towarzystwo zasługuje na pogardę.Tak jak Romaszewska, która mnie zabanowała:)

Ech, wiesz, wydaje się, że ta cała rzeczywistość polska jest o wiele b-j skomplikowana, niż nam skromnym internautom się to wydaje. Towarzystwo wzajemnej adoracji;np. ojciec Romaszewskiej w PiS-ie, a córka rzuca takie teksty, jakby skręcała na lewo, albo w kier. liberalizmu. Nawet Marek Borowski za nią się stawił!

Oni tam wszyscy się dobrze w Warszawsce znają; spotykają się od lat w swoich mieszkaniach, knajpach itp.i wzajemnie dbają o zapewnianie sobie posadek. A Polaków mają w d...

Opozycja, patriotyzm itd itp.Może tak kiedyś było, ale kasa + metoda kija i marchewki, zrobiła swoje. Rozmiękczyła niektórym mózgi...

Pozdrawiam

Venissa pisze...

Widzę, że Anitka obraziła Cię...No tak, bo przecież ona także ma układy z Salonem...Jak ludzie się zmieniają...