27 czerwca 2011

Ile warta może być diagnoza?

Przewodniczący Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej dr Pobocha twierdzi, że diagnozę Jarosławowi Kaczyńskiemu można postawić m.in. na podstawie wywiadu środowiskowego, czyli opinii osób, które znają prezesa. A ja się pytam: czyjej opinii? Opinii innych "wariatów"? Tych, którzy zioną  nienawiścią i wściekłością wobec Prezesa? Niesiołowskiego? Palikota? Kamińskiego? Joanny Kluzik - Rostkowskiej, która w odwecie za niezaspokojone potrzeby narcystyczne, mści się na Kaczyńskim prawie w każdym wywiadzie? A kto przebada zdrowie psychiczne wytypowanych przez sąd świadków? 

Wiadomo np. że przy zaburzeniach osobowości (nie tylko w psychozie), a nawet w nerwicach, istnieje zawsze w mniejszym lub większym stopniu, zniekształcenie procesów percepcji rzeczywistości. Mnie np. uczono, że do plotkowania (np. powielania negatywnych opinii nt. innej osoby) mają skłonności osobowości zaburzone - zależne, z problemami tożsamości; takie osoby gorzej słyszą (czytają) percypowane komunikaty, a następnie mają problemy z prawidłowym ich przetwarzaniem; klasycznym przykładem tego, jak przebiega zjawisko "plotki" jest tzw. "zabawa w głuchy telefon"

I jeszcze jedna zmienna zakłócająca przy tego typu badaniach: psychiatrzy często przeprowadzają wywiad z członkami rodziny chorych, ale z wielu badań wynika jednocześnie, że na ogół cała struktura rodzinna jest zaburzona; pacjent jest tylko najsłabszym ogniwem, swoistym delegatem  intrapsychicznych problemów pozostałych osób z najbliższego otocznia. Tak naprawdę to solidnego i długotrwałego leczenia wymagają ci właśnie świadkowie - rodzina osoby, która znalazła się w szpitalu.

Jak mocno zniekształcony obraz o chorym dostarcza jego familia przekonuję się niemal codziennie, a co dopiero mówić o świadkach - obcych ludziach, wrogo nastawionych do Jarosława Kaczyńskiego?

23 czerwca 2011

Kto zdrowy a kto chory czyli z pamiętnika psychoanalityka

Chciałabym się z Państwem podzielić obserwacjami, poczynionymi ostatnio w dwóch obszarach polskiej rzeczywistości: rzeczywistości szpitala psychiatrycznego, w którym obecnie odbywam staż kliniczny, i rzeczywistości politycznej.

Zacznijmy od obserwacji klinicznych
Z codziennych rozmów z pacjentami, jak również ze studiowania ich historii choroby wynika, że bardzo często zaprzeczają oni własnej patologii i jednocześnie wykazują duże zaangażowanie w wynajdowaniu jej u innych osób, np. "kolegów" z oddziału, czy znanych sobie polityków (Tak, tak! Oni także co żywo lubią toczyć dysputy polityczne, co skrzętnie odnotowują psychiatrzy w indywidualnych historiach pacjenta; uwzględniają je bowiem w stawianych przez siebie diagnozach). Dość często można usłyszeć, jak pacjent z rozpoznaniem schizofrenii paranoidalnej mówi: "Ja z innymi pacjentami nie rozmawiam, bo to wariaci", albo pacjent z rozpoznaniem CHAD (drzewiej określanym mianem zaburzenia maniakalno - depresyjnego) twierdzi: "Jarosław Kaczyński, to dopiero wariat!". Okazuje się, że wielu z nich woli nie identyfikować się z napiętnowanym publicznie liderem Prawa i Sprawiedliwości, lecz Donaldem Tuskiem, czy Bronisławem Komorowskim. Nieraz słyszałam wśród pacjentów wypowiedzi,  które wskazywały na typowe dla psychozy rozszczepienie: np. idealizowali czołowych polityków PO, a dewaluowali Jarosława Kaczyńskiego. Jakież było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że chorzy szpitala psychiatrycznego, osoby głęboko odrealnione, z poważnie zaburzoną percepcją rzeczywistości, wypowiadają te same słowa, co politycy i wyborcy Platformy Obywatelskiej! Nie wierzycie? To proszę zapisać się na staż do szpitala, a wówczas poznacie  rzeczywistość!

Jakie wypływają z tego wnioski? Z psychoanalitycznego punktu widzenia wynika, że:
  • wyborcy PO, podobnie jak pacjenci szpitala psychiatrycznego, identyfikujący się z Donaldem Tuskiem i Bronisławem Komorowskim, są jedną z najbardziej podatnych na manipulację grup społecznych; ta podatność wynika z głębokiej zależności i braku krytycyzmu, tym głębszego, im głębsze jest zaburzenie; wynika również z silnego, wręcz atawistycznego lęku przed etykietką psychiatryczną,
  • na propagandę polityczną polityków PO i SLD najbardziej podatni są wyborcy, którzy mniej lub bardziej świadomie odczuwają lęk przed własną chorobą psychiczną; z wielu badań klinicznych wynika (o czym nawet pisał Jacek Santorski, mocno zaangażowany w politykę Platformy Obywatelskiej), że osoby, które emocjonalnie reagują (silnym lękiem lub/i agresją/odrzuceniem) na chorych psychicznie (bądź na samo słowo, symbolizujące tę patologię), sami noszą w sobie jakieś części psychotyczne, ukrytą psychozę, która jeszcze nie uległa ujawnieniu,
  • czym bardziej osoba jest psychotyczna, tym bardziej zaprzecza swoim zaburzeniom (co wyraźnie widać było w podanych przykładach pacjentów psychiatrycznych) i tym bardziej nie przyznaje się do znajomości z podobnymi sobie ludźmi (obojętnie, czy realnie chorującymi, czy  takimi, którym tylko w celu ich dewaluacji przyklejono łatkę chorego).
Zatem jak widać z podanych wyżej przykładów, czym więcej psychotyczności jest u danej jednostki, tym większe ma ona skłonności do posądzania innych o chorobę psychiczną. Zjawisko to określamy mianem projekcji, a dokładnie identyfikacji projekcyjnej, która spotykana jest u głębiej zaburzonych osobowości. 

Procesy te doskonale zostały już dawno rozpoznane w społeczeństwie polskim i uwzględniane są od dłuższego czasu w propagandzie politycznej polityków lewicowych i liberalnych. Gdy politycy wiedzą, jaki rodzaj psychopatologii reprezentują określone grupy społeczne, tym skuteczniej odstraszają od określonego polityka.W grupach bowiem występują bardzo podobne psychologiczne zjawiska, jak u pojedynczych jednostek, o których wiadomo, że cierpią na chorobę psychiczną. O tym szczegółowo można przeczytać w publikacjach angielskich psychoanalityków, zwłaszcza specjalizujących się w diagnozowaniu procesów grupowych/społecznych. Hanna Segal, autorka książki "Psychoanaliza, literatura i wojna" zauważa także (o czym pisałam już wielokrotnie w poprzednich wpisach), że grupy społeczne identyfikują się głównie z tymi politykami, którzy reprezentują ich własną patologię. Z przytoczonej przeze mnie kazuistyki medycznej (ze szpitala psychiatrycznego), nietrudno jest zatem wysnuć wniosek, jaki rodzaj psychopatologii bliższy jest politykom i wyborcom PO oraz panu sędziemu Maciejowi Jabłońskiemu, który nie wiadomo dlaczego (nie jest przecież ekspertem w dziedzinie psychiatrii, tylko w dziedzinie prawa), nie wiadomo na jakiej podstawie, nagle uznał, że podobnie, jak wielu przestępcom, mordercom, złodziejom czy gwałcicielom, należy zbadać stan zdrowia psychicznego Jarosława Kaczyńskiego. Czyżby myślenie pana sędziego łączyło coś z myśleniem pacjentów psychiatrycznych?

Na zakończenie pragnę także zauważyć: jako osoba, która na co dzień zobligowana jest do stawiania pacjentom diagnoz klinicznych, informuję, że Jarosław Kaczyński nie wykazuje żadnych zaburzeń psychicznych, a tym bardziej zaburzeń osobowości; ci zaś, którzy tak twierdzą (nie przechodząc zapewne nigdy w życiu własnej psychoterapii, czy choćby terapii treningowej; dotyczy to również niektórych psychiatrów i psychologów), dokonują tzw. identyfikacji projekcyjnej; klasyczne rozszczepienie i rzutowanie na zewnątrz własnych patologicznych części osobowości jest typowym zjawiskiem psychicznym dla jednostek paranoidalnych, narcystycznych, psychopatycznych, borderline i zależnych (zależnych od tzw. autorytetów i bezrefleksyjnie przyjmujących ich wypowiedzi). 

Kto zatem zdrowy, a kto mocno chory? Odpowiedź narzuca się sama. 

PS.
Polecam także komentarz Rafała Piotra Szymańskiego
http://szymanski.jg24.pl/?txt=174#comments

19 czerwca 2011

Raport PEW o mediach społecznościowych

Nie zgadzam się z niektórymi wnioskami raportu PEW nt. mediów społecznościowych (ze szczegółami można zapoznać się na portalu wPolityce.pl). Moja niezgoda szczególnie dotyczy następujących uogólnień:
  •  "ludzie korzystający z mediów społecznościowych w większym stopniu ufają innym"
  • "użytkownicy Facebooka są dużo bardziej zaangażowani politycznie niż ludzie poza tym serwisem".
Nie zgadzam się przede wszystkim z nasuwającą się na podstawie tych wniosków korelacją: internauci zaangażowani na portalach społecznościowych, zwłaszcza politycznych, są bardziej otwarci i ufni w relacjach interpersonalnych.

Z mojej wieloletniej obserwacji strefy internetowej wynika, iż fora  nie sprzyjają większej ufności wśród ludzi; prawie codziennie  jestem świadkiem tego, jak łatwo uruchamiają się wśród nich prześladowcze fantazje nt. innych osób; dzieje się tak zwykle ze względu na zbyt ogólne, często niestarannie pisane komunikaty, bądź odmienne zdanie;  internauci - odbiorcy - dopowiadają sobie wówczas wiele rzeczy, przyklejają sobie nawzajem różne łatki i projekcja odchodzi na całego. To z kolei zawsze prowadzi do zamknięcia się na kontakt z obmawianą jednostką.

 Paranoidalna atmosfera szczególnie uruchamia się na portalach politycznych, bo w politykę z reguły zawsze wpisana jest jakaś paranoja; b. często zjawisko to spotykane jest w społecznościach homogenicznych, tj. w obrębie zwolenników tej samej partii; stąd częste podziały np. prawicowych "ugrupowań" i tworzenie co rusz to nowych stron internetowych. Integracja i współpraca możliwa jest tylko tam gdzie nie ma paranoi i plotek; niestety, tzw. privy np. na  Facebooku, Twitterze, czy innych b-j rozbudowanych portalach  nie sprzyjają powstawaniu twórczych i aktywnych grup społecznych; wręcz przeciwnie - formowaniu się rywalizujących ze sobą podgrup, które wzajemnie siebie oczerniają; na te destrukcyjne i wyniszczające procesy szczególnie narażone są osoby  odróżniające się w jakiś sposób od składu danej podgrupy.
Sceptycznie również podchodzę do tezy, że "użytkownicy Facebooka są dużo bardziej zaangażowani politycznie niż ludzie poza tym serwisem". A dlaczego  miałoby to dotyczyć tylko  Facebooka? Co takiego szczególnego różni  tę stronę od innych? Są przecież inne portale społecznościowe, na których również dyskutuje się o polityce, a nawet projektuje akcje w realu. Chciałam tu zauważyć także, że gadanie o polityce nie jest równoznaczne z aktywnością polityczną. Droga od słowa do działania jest jeszcze daleka: deklaracje słowne nie zawsze muszą być zgodne z realną motywacją.

18 czerwca 2011

O Donaldzie Tusku, prawdzie obiektywnej i psychoanalizie

Celem psychoanalizy jest dotarcie do prawdy obiektywnej: o kliencie i otaczającej go rzeczywistości. Psychoanalitycy wierzą, że istnieje coś takiego, jak obiektywna prawda; natomiast krytycznie podchodzą do tzw. postmodernizmu i wszelkich terapii o takim podejściu.

Jednym z czołowych przedstawicieli postmodernizmu w psychoterapii jest prof. de Barbaro (ujęcie systemowe) - mąż pani de Barbaro, której pomoc w kampanii prezydenckiej w 2005 roku okazała się fiaskiem; Tusk przegrał w rywalizacji z prof. Lechem Kaczyńskim.

Tajemnica PR-wców, nawiązujących do filozofii postmodernistycznej polega na relatywizacji prawdy, stąd Donald Tusk w odbiorze wielu Polaków postrzegany był i w dalszym ciągu jest postrzegany jako osoba niespójna, nieszczera, a wręcz fałszywa.

16 czerwca 2011

O związkach preferencji muzycznych z preferencjami politycznymi i strukturą osobowości odbiorcy

Potwierdza się teza naukowców nt. związków preferencji muzycznych z psychiką odbiorcy. Już dawno spotkałam się z opinią, że miłośnicy Bacha, to jednostki nadmiernie skupione na swoim intelekcie i jednocześnie odcinające się od uczuć. Muzyka Bacha bowiem prawie wcale nie zawiera w sobie stylizowanych emocji muzycznych, posiada głównie wymiar matematyczny. Ze względu na bogatą ornamentykę i liczne ozdobniki, szczególnie cieszy się popularnością wśród jednostek narcystycznych (ozdobniki, obiegniki, tryle itp, to takie odpowiedniki kolorowych piórek). Takie osoby często mają problemy z empatią (mała wrażliwość na emocje muzyczne, to również mała wrażliwość na emocje ludzkie) i po okresie demonstrowania chłodu intelektualnego (tłumienia uczuć), mają skłonności do gwałtownych, impulsywnych, a nawet brutalnych reakcji. 

W "Polityce" kiedyś wyczytałam,że do tzw. intelektualnej muzyki Bacha, czy Mozarta szczególne upodobanie mają liberałowie. Dzisiaj w "Uważam Rze", dowiedziałam się, że muzyka Bacha była szczególnie bliska Doktorowi Śmierć: "Kevorkian nie skorzystał jednak z prawa do godnej śmierci". Przed odejściem z tego świata pielęgniarki puściły mu muzykę jego ulubionego kompozytora Jana Sebastiana Bacha, który towarzyszył mu przy ostatnim oddechu" ("Uważam Rze", nr 19/2011, s. 77).

Co zatem siedzi w "duszy" liberała?

12 czerwca 2011

Prof. Nałęcz i niebezpieczne metafory POlityków

Analiza symboli, jakich używają rozmówcy w swobodnej, bądź kierowanej dyskusji, jest jedną z głównych technik diagnostycznych psychoanalityka. W przeciwieństwie do psychologa, nie potrzebuje on posługiwać się testami psychologicznymi, by móc ocenić życie wewnętrzne swego klienta; dysponuje innego rodzaju metodami diagnostycznymi, niedostępnymi psychologowi, a tym bardziej dziennikarzowi, czy przeciętnemu czytelnikowi, ale równie skutecznymi (ba, a nawet bardziej), co standaryzowane testy psychologiczne. Dla psychoanalityka nie ma szczególnej różnicy, czy dokonuje analizy pacjenta, mając go przed oczyma, czy  analizy polityka, którego zna wyłącznie z publicznych wypowiedzi. Psychoanalityk może diagnozować m.in. na podstawie  obserwacji zachowań jednostki, jak i używanych przez nią w wypowiedziach metafor.

Hanna Segal na postawione jej pytanie: "Czy moralnym obowiązkiem psychoanalityka jest zabieranie głosu w debatach politycznych?", odpowiada:  "Mówi się, że na wojnie pierwszą ofiarą jest prawda. A naszym, analityków, zadaniem jest poszukiwanie prawdy. Nie mam na myśli prawdy przez duże "P", głoszonej z boskiej pozycji, ale to, jak rzeczy mają się naprawdę. Przecież na każdym kroku karmi się nas propagandą kłamstwa

My, psychoanalitycy, wierzymy, że w terapii indywidualnej wgląd, czyli zdolność do rozumienia własnych problemów, ma leczniczą moc. I ja jestem przekonana, że to odnosi się również do grup. Myślę, że zawsze, gdy uda nam się uzyskać wgląd w sytuację polityczną, powinniśmy o tym powiedzieć. Milczenie jest zawsze czymś w rodzaju zmowy."

W analizie zachowań polityków, szczególnego, bo uniwersalnego znaczenia wydają się nabierać następujące spostrzeżenia analityczki:

"(...) wiemy, że grupy są z natury egocentryczne, paranoidalne i narcystyczne. Jeżeli grupa jest zdominowana przez szalone założenia, np. że jesteśmy najlepsi, najuczciwsi, najmądrzejsi albo najbardziej pokrzywdzeni, to wyłania przywódców reprezentujących ten obłęd.,

oraz

"Kiedy przyszła pierestrojka, zdaliśmy sobie sprawę, że Związek Sowiecki sam się rozpada. Pojawiła się możliwość, żeby zatrzymać wyścig nuklearny. Można było porzucić schizoparanoidalne myślenie idealizujące jednych, a innych ustawiające w roli prześladowców, konfrontację "dobrych" i "złych". Można było zająć się problemami wewnętrznymi, np. bezrobociem."

Cóż zatem można powiedzieć o zachowaniach polskich polityków, a szczególnie partii Donalda Tuska, kiedy to Sławomir Nowak używa następujących metafor: " Polska dzieli się na "jasną" i "ciemną". Ta pierwsza to rządy Platformy Obywatelskiej i "fajne perspektywy" w kraju, który "jest otwarty, jest obecny w Europie jako kraj przyjazny, który ma dobre relacje z Niemcami i Rosją (...)

Polska  "ciemna", to kraj, w którym niektórzy duchowni dzielą ludzi na prawych, nieprawych, na przyzwoitych i nieprzyzwoitych, którzy mówią, kto powinien kiedy zginąć.(...)". I dalej: "wygrana prezesa PiS w wyborach oznaczałaby powrót do "nieustannej podejrzliwości"; "Uważam za sytuację nie do przyjęcia kraj, w którym panuje nieufność, w którym panuje nieustanna podejrzliwość, nie jeden z drugim, a jeden przeciwko drugiemu. To była filozofia lat rządów 2005-07, kiedy rządził Jarosław Kaczyński".

Nasuwa się jednoznaczna odpowiedź: polityk Platformy Obywatelskiej podzielił scenę polityczną na czarno - białą: Najlepszą, Najwspanialszą, Najdoskonalszą  Platformę Obywatelską i Najgorsze Najgłupsze i  Najbardziej  zacofane mentalnie i intelektualnie Prawo i Sprawiedliwość. Inaczej mówiąc, zaprezentował cztery klasyczne, prymitywne mechanizmy obronne, typowe dla pozycji schizo - paranoidalnej: rozszczepienie, idealizację i dewaluację oraz identyfikację projekcyjną. Zatem co do potencjału zdrowia psychicznego PO jako całości, nie można mieć żadnych wątpliwości. Tego potencjału prawie w ogóle nie ma, a wszystkie fantazje polityków na temat partii J. Kaczyńskiego należy rozpatrywać jako zniekształcone wytwory mentalne nieprawidłowo funkcjonujących umysłów.

Szczególnie jednak wstrząsnęła mną metaforyka doradcy prezydenta - prof.Nałęcza - który w dzisiejszej audycji "7 dzień tygodnia" użył wobec Jarosława Kaczyńskiego mocno zabarwionej seksualnie symbolizacji: "Kiedy prezes zaczął mówić do tej młodzieży, że Polska jest Titaniciem, to dla mnie to było jakieś polityczne molestowanie, coś na kształt politycznej pedofilii (...) Byłem zażenowany i zawstydzony jako nauczyciel, patrząc na wczorajszą konwencję PiS."

Czym jest symbolizacja? Symbolizacja jest niczym innym, jak wyrazem fantazji, pragnień, potrzeb oraz skłonności autora wolnych skojarzeń, a wyrażających się w stosowanych przez niego zwrotach i wyrażeniach. Jeśli choremu przedstawiona przez lekarza kreska kojarzy się z fallusem, to wiadomo, że pacjent owładnięty jest przez dewiacyjne popędy i pragnienia seksualne. Jeśli zaś prof. Nałęczowi słowa Jarosława Kaczyńskiego kojarzą się z molestowaniem i pedofilią wobec młodzieży, to z jakimi pragnieniami, popędami i skłonnościami mamy do czynienia u dorady prezydenta Komorowskiego???

Przerażenie moje jest tym większe, że profesor od ponad 30 lat pracuje z młodymi osobami. Przerażenie tym większe, że jego skojarzenia dotyczą czynów pedofilskich. Czy zachowanie Nałęcza nie powinno być zatem objęte szczególną obserwacją, nie tylko psychologów, czy psychiatrów, ale także prokuratury? Bo co do jego braku wyczucia granic chyba nikt od dzisiaj nie ma żadnych wątpliwości.

Źródło:
1. Freud i polityka 


O kibicach, piłce nożnej i POlitykach czyli rzecz o redukcji przemocy na stadionach

Pewien internauta bardzo ostro skrytykował na Twitterze psychologa, dr. Konrada Maja, który  wypowiadał się na temat przyczyn agresji wśród kibiców piłki nożnej. Autor przedstawił także propozycje pozytywnych (a nie autorytarnych i karzących) rozwiązań, zapobiegających eskalacji destrukcyjnych zjawisk na stadionach. W  artykule na portalu sport.pl można przeczytać m.in.: 

"- Oprawa meczu ma cechy rytuału wojennego - zwraca uwagę psycholog i jako przykład podaje obecne na meczu przyśpiewki, flagi, a także pojawiające się często na stadionie słowa: "walka", "starcie", "pokonać", czy "strzał". Zdaniem eksperta ze stadionów należało by wyeliminować agresywne okrzyki, które od agresji werbalnej mogą prowadzić do przemocy fizycznej, np. po meczu.

Dr Maj wyjaśnia, że do zamieszek dochodzi najczęściej wśród kibiców piłki nożnej, a także hokeja na lodzie. Psycholog tłumaczy, że ma na to wpływ obecna w jednym miejscu bardzo duża liczba kibiców oraz to, co się dzieje między zawodnikami na meczu. - To piłkarze czy hokeiści mogą dawać impuls do zamieszek. Atmosfera z boiska przenosi się na trybuny - mówi Maj i dodaje, że w sportach mniej kontaktowych, takich jak tenis czy siatkówka, zamieszki się niemal nie zdarzają. Pozytywny wpływ na publiczność miałoby więc zachowanie piłkarzy - brak agresji na murawie, a także bardziej obiektywne i mniej kontrowersyjne decyzje sędziów - np. wspomagane powtórkami przebiegu akcji bramkowych czy fauli na telebimach.

Psycholog społeczny uważa, że na stadiony warto wprowadzić humor i nastrój zabawy - pomogłyby w tym np. zabawne konkursy czy śmieszne zdarzenia sportowe prezentowane w przerwach na telebimach. Pozytywnie mogłyby na zachowanie kibiców wpłynąć większe zniżki cen biletów dla kobiet i dzieci.

Ekspert zwraca też uwagę na to, że ludzie są w lepszym nastroju tam, gdzie jest konsumpcja. - Jeśli dostępne jest dobre i niedrogie menu w stadionowych bufetach ludzie są bardziej pokojowo nastawieni do otoczenia - mówi ekspert. Dodaje że także pomysł sprzedaży na stadionach piwa niskoprocentowego w plastikowych butelkach, proponowany w ustawie, nad którą pracuje Sejm, nie jest złym pomysłem. - To praktykuje się na wielu stadionach świata. Jeśli alkohol jest całkowicie zabroniony, istnieje większa pokusa, żeby obchodzić ten zakaz, a część ludzi wypija bardzo mocny alkohol bezpośrednio przed meczem. Przecież w pubach kibice oglądając mecze piją piwo i nie dochodzi do awantur, ponadto podejście Polaków do alkoholu bardzo się zmieniło - komentuje psycholog z SWPS.

Zdaniem dr Maja, bardzo ważnym elementem walki z chuligaństwem stadionowym jest edukacja, prowadzona m.in. wśród najmłodszych kibiców. Zdaniem eksperta, powinien powstać nowy kodeks kibica. - Powinno się kibicować za, a nie przeciw. Kibicowanie polega na dopingowaniu własnej drużyny, a nie na tym, żeby grozić czy obrażać innych - ocenia."

Wydaje się, że diagnoza ta nie jest pełna i zbyt mało koncentruje się  na zachowaniach/decyzjach ws.kibiców samych POlityków. Ponieważ psychologia tłumu, a i po części sportu, nie jest mi obca, przedstawię tu własną koncepcję opisywanych w artykule procesów.

Dlaczego na meczach piłki nożnej, czy hokeja częściej dochodzi do aktów agresji i wandalizmu, a na meczach siatkówki, czy koszykówki rzadziej? Ano dlatego, że w przypadku pracy nóg aktywizowane są inne ośrodki mózgowe, niż w przypadku pracy rąk. Gdy pracują nogi, uruchamiane są głównie najstarsze obszary mózgu, tj. odpowiadające za pierwotne (prymitywne) reakcje, czyli popędy agresji; gdy aktywizowane są ośrodki zawiadujące aktywnością manualną - pobudzane są równocześnie sąsiednie ośrodki, odpowiadające za mowę i myślenie.

Te zróżnicowane reakcje (pobudzenie/hamowanie) obecne są nie tylko wśród sportowców, ale także wśród kibiców; następuje to poprzez tzw. identyfikację z określoną grupą sportowców oraz ich aktywnością. 

Proszę zauważyć, że zjawisko to dotyczy także polityków; Hanna Segal, angielska psychoanalityczka, twierdzi, że gdy polityk gra w piłkę nożną, to mamy do czynienia z symbolizacją konfliktu zbrojnego; zwraca tym samym uwagę na b. wysoki poziom agresji polityka i jego konfliktowy charakter. Nie dziwi więc, że Platforma Obywatelska należy do jednej z najbardziej agresywnych i konfliktowych partii w Polsce,a sam Donald Tusk - zagorzały kibic i piłkarz - nałożył b. surowe, czyli agresywne restrykcje na kibiców.

Zatem najlepszym rozwiązaniem dla opisywanego tu zjawiska - przemocy na stadionach - byłoby odsunięcie od władzy samego POlityka, który sam jest symbolizacją konfliktu i agresji, nie tylko w życiu publicznym i politycznym, ale w relacji z kibicami piłki nożnej.

RYBA PSUJE SIĘ OD GŁOWY!

Tusk na boisku - Corocznym zwyczajem premier Donald Tusk zagrał w sylwestra w piłkę nożną z przyjaciółmi stadionie Lechii w Gdańsku. Piłkarskie spotkania od 24 lat organizują byli pracownicy Spółdzielni Pracy Usług Wysokościowych, gdzie swego czasu polityk pracował

Źródła:
1. Psycholog: Represje wobec chuliganów na stadionach nie wystarczą
2. Freud i polityka
3. Tusk na boisku

05 czerwca 2011

O potencjale Kluzik - Rostkowskiej

Gdyby Kluzik - Rostkowska "wykastrowała" JK i przejęła jego funkcję, to los PiS-u byłby taki sam, jak los wykastrowanego PJN...