28 lipca 2010

Epikryza w wydaniu Piotra Gursztyna

Od czasu, gdy na Tweeterze Piotr Gursztyn został wzmocniony pozytywnie przez Eryka Mistewicza, stał się zaprawdę "płodnym" diagnostą socjologiczno - psychoanalitycznym. Dziś wystawił PiS-wi i Kaczyńskiemu kolejną epikryzę. Z całością można zapoznać się tutaj.

Ja odniosę się wyłącznie do wybranych jej fragmentów.

Autor twierdzi, iż “Wszystkie badania pokazują, że polscy wyborcy wyjątkowo źle znoszą konflikty i agresję w polityce.” Stąd kolejne spostrzeżenie, że choć J. Kaczyński o tym doskonale wie, dalej brnie w agresywną retorykę.

Mój Boże, pomyślałam sobie, jakiż to "potwór" siedzi w J. Kaczyńskim; ten "potwór" niszczy nie tylko innych wokół siebie, ale także samego siebie. Pomimo świadomości tego, że jego agresja nie przysporzy zwolenników PiS-wi, to dalej brnie w autodestrukcję; cóż za "beznadziejny przypadek"! A co w takim razie z agresją Tuska, Komorowskiego, Palikota, Niesiołowskiego? Dlaczego pomimo wulgarności ich języka, tylu Polaków na nich głosuje? Dziwnym trafem, pan Gursztyn zupełnie wymazał z pamięci wyskoki choćby samego Palikota, czy język nienawiści Donalda Tuska. 

NIe jest więc tak, jak twierdzi Gursztyn, że Polacy tak "źle" znoszą agresję. W rzeczywistości jest tak, że źle znoszą i jednocześnie są jej złaknieni. Doskonale wiedzą o tym politycy PO z Palikotem na czele i z Erykiem Mistewiczem [Moje pytanie, od kogo dziennikarze zaczęli powielać metaforę "zakon", ""talibowie" itd. itp??]. DDA tak mają; z jednej strony boją się agresji, a jednocześnie mają zapotrzebowanie na silną stymulację; w domach, gdzie był alkohol i liczne awantury, z jednej strony chcą uciekać przed agresją, a z drugiej – szukają jej, bo czują się niedostymulowane. DDA od dziecka  przyzwyczajone są do tego, że "nie karmi" się ich miłością, lecz agresją, krzykiem, wrzaskiem, czy biciem. Dla nich jest rzeczą naturalną, że przez całe życie poszukują pokarmu z licznymi grudkami, czy "zatrutego" agresją. I taki "pokarm" dostarcza im partia "miłości". DDA z jednej strony szukają przyjemności (zastępczej miłości,) a z drugiej - ostrych wrażeń ("przedstawień" Palikota, czy NIesiołowskiego). Może pan Gursztyn wyjaśni w takim razie, jak to się dzieje, że DDA uciekają z przepełnionego agresją domu alkoholicznego, by wejść za chwilę w związki z partnerami, którzy jak ich rodzice, okazują się alkoholikami i awanturnikami?

Z tego zapotrzebowania (na silną stymulację) na PO głosują również więźniowie (jest to oczywiście jeden z nieświadomych powodów identyfikacji z partią Donalda Tuska).

I na zakończenie pan Gursztyn pisze:
W towarzystwie nie wypada podniecać się spiskami masońskimi, więc tę rolę kilka lat temu przejął Jarosław Kaczyński i jego – w sumie dość rozlazła – partia.”

Rozlazła? A i owszem, ale z powodu dość miałkich działań P. Poncyliusza, Kluzik – Rostkowskiej oraz zdaje się także M. Migalskiego.

Pan Marek się zdenerwował

Jeden z prawicowych internautów Salonu24.pl (sympatyk PiS-u) skierował dość mocne słowa do Marka Migalskiego,za publiczne krytykowanie prezesa PiS-u:

"To wszystko fajnie ale Dziennik o tym nie napisze. Napisze za to (wlasnie przeczytalem), ze "chlopczyk" polecial z placzem do mediow i naskarzyl, ze ten niedobry JK nie docenia jego IQ. Jak sie nie umie grac w gry zespolowe (to najlepiej widac gdyz przeciwnicy strzelili gola) to moze "chlopczyk" ma problem z tak zwana inteligencja emocjonalna?"


Na co Migalski odpowiedział:

"polityk jest osoba publiczna i kazdy moze dokonywac jego amatorskeij psychoanalizy - nawet pan..."

Za to nie przeszkadza panu Markowi amatorszczyzna - psychoanaliza - kolegów dziennikarzy z "Rzeczpospolitej" i innych mediów (np. takiego Warzechy), którzy przed napisaniem kolejnej pseudo analizy idą po radę do pseudo psychoanalityka Eryka Mistewicza? 

Przedwczoraj byłam świadkiem tego, jak Mistewicz wysłał do dziennikarzy na Tweeterze dość intrygujący komentarz. Dał sygnał, że w pisaniu analiz przoduje teraz Piotr Gursztyn; wychodzi mu to coraz lepiej; jego diagnozy są najbardziej trafne (przypominam, że jego ostatnie artykuły dotyczyły wyłącznie PiSu i Jarosława Kaczyńskiego - same patologie; przy okazji zdążył "zdiagnozować" Inteligencję Emocjonalną Tuska, która wg niego jest bardzo wysoka).Mistewicz w swojej wypowiedzi zdaje się, że użył sformułowania "celny strzał", "dobrze to rozegrał". Niestety nie mogę przytoczyć dokładnie jego słów, ponieważ wykasował je (zdaje się zaraz po mojej ripoście, bo jak chciałam jeszcze raz przyjrzeć się użytym przez niego metaforom, nie było już żadnego po nich śladu). Zachowały się tylko moje komentarze:

"@ErykMistewicz! Gra w drużynie PO?" [miałam na myśli Gursztyna] oraz:"Szczególnie pan Gursztyn "celnie" zdiagnozował IE Donalda Tuska:) Ciekawe gdzie robił kursy psychologiczne?:)"

Oj, Panie Marku, Panie Marku! A czy nie lepiej wysłuchać słów krytycznych od tzw. swoich, niż bezkrytycznie przyjmować pseudo analizy dziennikarzy, będących na pasku Mistewicza? Przecież Mistewicz prawdopodobnie pracuje dla PO. Niech mi Pan powie, jak Gursztyn - historyk z wykształcenia - może stawiać trafne diagnozy socjologiczne z zakresu struktury społecznej partii, czy osobowości polityków? Gdzie on się tego nauczył? Na jakich studiach? Na jakich szkoleniach? Tak jak i Pan jest złakniony pochwał, tak i Gursztyn - amator psycholog - jest złakniony pochwał "gwiazdora" Eryka Mistewicza. A PO w to graj, bo przez Mistewicza może kontrolować zarówno tzw. prawicowych dziennikarzy, jak i Migalskiego...

Prof.Staniszkis

Uważam, że Jarosław Kaczyński powinien podziękować już pani prof.Staniszkis i nie angażować jej więcej do współpracy z partią. Ta nieprzewidywalność i dwubiegunowość jej zachowania jest dla mnie jako odbiorcy trudna do zaakceptowania. Raz go chwali i broni (wydaje się empatyczna), a innym razem musi wsadzić szpilę, i to publicznie! Ja nie wiem, czego jeszcze można spodziewać się po pani Staniszkis. BYłam zdziwiona, że PiS zaangażowało ją do współpracy, ponieważ pamiętam jak jeszcze niedawno idealizowała Tuska, a nie szczędziła krytycznych słów obu braciom Kaczyńskim.Teraz znów w stosunku do Kaczyńskiego biegunowa postawa:

Jeśli żywi się do kogoś ambiwalentne uczucia, to nic dobrego z takich relacji nie wychodzi. Na ogół mają one charakter destrukcyjny i niszczący dla drugiej strony. Cała ta sytuacja przypomina mi jeszcze jedno - "historyjkę", o kobiecie kastrującejj:

"(...) Wyśmiewaj go albo przypomnij o obowiązkach, kiedy przyjdzie mu ochota pobiegać. (...)Cokolwiek osiąga, robi dla Ciebie, dla rodziny - mów mu, że to nie to, co trzeba, nie tak, jak trzeba i nie wtedy, kiedy trzeba. Zorientuj się, gdzie lokuje swoją męskość (zarobki, osiągnięcia w pracy, rodzicielstwo, aktywność społeczna, seksualność, hobby) i KRYTYKUJ go w tej dziedzinie przy osobach trzecich. (...) Próbuj go doprowadzić do stanu, w którym cokolwiekzrobi, będzie źle: np. jest w domu - przeszkadza, nie umie zaopiekować się dziećmi, nie zarabia, drażni CIę; nie ma go - jest winny, bo opuszcza dzieci, a Ty wykończysz się przez to, że masz wszystko na swojej głowie. Gdy przyjdzie mu do głowy, żeby zmierzyć sobie ciśnienie lub zrobić sobie jakieś badania, powiedz że jest hipochondrykiem. Albo prowadzaj go bez przerwy do lekarzy (...) Cokolwiek wymyśli- mów mu, że to się nie uda, albo że on się do tego nie nadaje (...). Pamiętaj, ze masz do dyspozycji:"zrzędzenie", "wiercenie dziury w brzuchu", "sceny przy świadkach", "ciche dni", wykazywanie, że nic nie potrafi i odziedziczył to po swojej rodzinie'

Tekst pochodzi z książki J. Santorskiego - "Jak żyć żeby nie zwariować".

Oj, żeby "nie zwariować" przy kastrującej, czy zmiennej kobiecie, trzeba mieć zaiste dużo samozaparcia...

PS.

Uważam,że w sytuacji, gdy Kaczyńscy są szykanowani i niemal codziennie dewaluowani przez media i politycznych przeciwników, publiczne krytykowanie JK przez "swoich", traktuję jako wejście we współpracę z tzw. wrogiem.

27 lipca 2010

Symboliczna eugenika

Odstawić od władzy “starych”, bo ci “nie znają się na życiu”.Mózgi mają stare i pokurczone i cierpią na starczą paranoję…

25 lipca 2010

P. Poncyliusz a taktyka Jarosława Kaczyńskiego

Podobno wg ustaleń tygodnika WPROST, "Paweł Poncyljusz, były rzecznik sztabu Jarosława Kaczyńskiego, może wystartować w wyborach prezydenckich w Warszawie (...). Nie wszystkim politykom PiS się to podoba. - To hodowanie gada. I tak nie wygra, a tylko się wypromuje i urośnie - mówi jeden z nich. (...) Kandydatura Poncyljusza nie podoba się politykom PiS wywodzącym się z Porozumienia Centrum. Nie mogą oni darować Poncyljuszowi jego krytycznych wypowiedzi na temat partii i Jarosława Kaczyńskiego."


Ja też nie mogę tego "darować" Poncyliuszowi, ale uważam, że to niezły pomysł Kaczyńskiego. W liberalnej, a i lewicowej Warszawce większe szanse na wygranie ma liberalny polityk PiS-u, niż bardziej konserwatywny. Tym samym potrzeba władzy, tak bardzo widoczna u p. Poncyliusza zostanie zaspokojona, a jednocześnie zostanie odsunięty od władzy w partii. Niech całą swą agresywność przekieruje na walkę o władzę w Warszawie, a nie na walkę o władzę w PiSie. Główne funkcje w PiSie powinny sprawować osoby dojrzałe, z pewnym dorobkiem i bardziej związane z dawnym PC. Uważam, że takie osoby mają największe predyspozycje do kierowania partią i asertywnego prezentowania jej na zewnątrz.

Młodzi muszą uzbroić się w cierpliwość, bo z reguły są kąpani w gorącej wodzie. Okres buntu młodzieńczego cechuje pewien autorytaryzm: albo nadmierna uległość w stosunku do różnej maści autorytetów (niekoniecznie z własnej partii, lecz np. dziennikarzy, czy przeciwników politycznych), albo/i nadmierna negacja "ojca" własnej społeczności. Brakuje im doświadczenia i dojrzałości, czyli równowagi pomiędzy procesami pobudzenia i hamowania. A tymczasem "im wino dojrzalsze, tym lepsze". Partii Kaczyńskiego potrzebni są wytrawni gracze, a nie chłopcy w krótkich spodenkach z kapeluszami kowbojskimi na głowach.

Warto również pamiętać, że asertywność to nie agresja, lecz stanowczość i niezależność. Asertywność, to także zdolność do dialogu, ale i wchodzenia w konfrontacje. Asertywność, to brak neurotycznego lęku przed własną i cudzą agresywnością oraz brak lęku przed ocenami dziennikarzy. Polityka, to nie puszczanie oczek do dziennikarzy. Większość z nich prezentuje poglądy lewicowe, bądź liberalne, stąd ich "życzliwe rady" nie zawsze będą służyć formacji prawicowej.

A tak swoją drogą, skąd te przecieki z PiS-u na zewnątrz?

23 lipca 2010

PO TO PARTIA DEWIANTÓW

Póki na PO będzie głosować margines społeczny (p. więźniowie – 99%) i dopóki Palikot nie zostanie raz na zawsze odsunięty przez Donalda Tuska z partii i życia publicznego, będę określać PO mianem “partii dewiantów”.

O tym, że moja opinia nie jest żadną obelgą, lecz uzasadnionym psychoanalitycznie wnioskiem, może świadczyć choćby ostatnia wypowiedź nowego szefa klubu PO Tomasza Tomczykiewicza, którą cytuje I.Janke:

"- To bardzo inteligentny człowiek, ważna osoba w PO ; powiedział dziś rano o Palikocie nowy szef klubu Platformy Obywatelskiej Tomasz Tomczykiewicz. Trochę się zdystansował od jego wypowiedzi, zapowiedział, że nie będzie już w prezydium klubu, ale jednoznacznie stwierdził, że Palikot to ważna osoba w PO;. To oznacza tak naprawdę pełna akceptację władz Platformy Obywatelskiej dla słów i działań Janusza Palikota. Niby wiadomo było, ale tak wprost powiedziane jednak szokuje".

http://jankepost.salon24.pl/210839,palikot-media-i-salon24


Hanna Segal już dawno pisała:

 “Grupy wybierają lidera zgodnie ze swoją orientacją.Te, które pozostają pod wpływem mechanizmów psychotycznych, mają skłonność do wybierania bądź tolerowania takich liderów, którzy reprezentują ich patologię. Jednak grupy te nie tylko wybierają niestabilnych przywódców, ale także na nich oddziałują. Narzucają im omnipotencję, a potem popychają ku megalomanii. Między zaburzoną grupą a zaburzonym liderem dochodzi do niebezpiecznej interakcji, w której obie strony wzajemnie wzmacniają swą patologię” 

Wiemy doskonale, że Palikot jest dewiantem; taką diagnozę wystawiła już jemu  pewna pani profesor psychologii z Uniwersytetu Warszawskiego. Ja twierdzę, że Palikot jest OBJAWEM tej patologii, która trawi całą partię Donalda Tuska. 

Jaka głowa szefa, taka cała partia, a za objaw jej choroby należy uznać Palikota.

16 lipca 2010

Oczyma terapeuty czyli o problemie nieprzepracowanej agresji

Niniejszy wpis jest wynikiem zapoznania się z publikacjami dziennikarskimi (m.in. M.Magierowskiego, K. Kłopotowskiego) na temat powyborczej retoryki Jarosława Kaczyńskiego. Z zamieszczonych przez nich komentarzy zdaje się wynikać, iż wielu z nich ma problemy z zaakceptowaniem stanowczych wypowiedzi prezesa PiS-u (czy pana Brudzińskiego) na temat katastrofy smoleńskiej. Gniewny ton wspomnianych tu osób dla publicystów jest źródłem poczucia zagrożenia, co zdaje się wywoływać w nich liczne mechanizmy obronne,począwszy od zaprzeczenia, poprzez fantazje o rozpadzie Polski, PiS-u, czy skłonnościach "samobójczych" samego Kaczyńskiego. Uważają, że przyjmując taką a nie inną retorykę Jarosław Kaczyński wykonuje strzał w stopę. Z każdym dniem, z każdym wypowiedzianym słowem, traci wszelkie szanse na wygraną w zbliżających się wyborach parlamentarnych. W ich oczach retoryka Kaczyńskiego ma charakter wojenny, konfliktogenny, nastawiona jest na skłócanie Polaków. Wszystko za co weźmie się obóz Jarosława Kaczyńskiego jest zagrażające - jest źródłem rozpadu, dezintegracji i fragmentacji "ego" polskości. Publikując swoje krytyczne oceny postępowania Jarosława Kaczyńskiego, z "czystej życzliwości" naciskają na niego,by zaprzestał retoryki wojennej. 

Gdy czytam wypowiedzi tych dziennikarzy, odnoszę wrażenie, że większość z nich dotknięta jest syndromem Dorosłych Dzieci Alkoholików.To, co rzuca się w oczy terapeuty, to ich ogromny lęk przed agresją. Agresja dla nich to coś bardzo złego, destrukcyjnego, niszczącego. Kojarzy się z licznymi awanturami i przemocą. Tak jakby słowa Jarosława Kaczyńskiego uruchamiały w nich engramy (ślady pamięciowe) z ich własnych doświadczeń, wyniesionych z rodzinnego domu. 

W mojej opinii, wielu Polaków (w tym dziennikarzy, polityków, a nawet psychologów, socjologów) ma nieprzepracowany problem z własną agresywnością. Należy bowiem mieć świadomość, iż miarą powrotu do zdrowia pacjenta,a co zatem idzie sygnałem do zakończenia terapii, jest to, że jednostka nie boi się własnej i cudzej agresji, że jest w stanie ją w sobie pomieścić,że jest w stanie ją zaakceptować. Tymczasem dziennikarze wykazują cechy dziwnej nadreaktywności na najmniejsze nawet przejawy gniewu Kaczyńskiego. Często przypisują jemu znaczenie jakiejś patologii charakterologicznej/osobowościowej, czegoś bardzo niebezpiecznego, co tylko może grozić rozpadem: czy to samego Kaczyńskiego, czy społeczeństwa polskiego. Jakbym słyszała zdania wypowiadane w wielu polskich rodzinach (neurotycznych, często alkoholicznych): “Nie złość się! Czego się złościsz?”, "Złość jest zła", "Jesteś zła/zły. Gdy się złościsz, zachowujesz się jak szaleniec, który traci kontrolę nad sobą i jest niebezpieczny dla otoczenia", "Złość piękności szkodzi", "Spójrz na swoją wykrzywioną twarz, gdy się złościsz. Jak to nieładnie wygląda. Jesteś brzydki/brzydka, gdy się złościsz". Takie komunikaty, zabraniające odczuwania i ekspresji emocji negatywnych, to prosta droga do tłumienia i wypierania agresywności, co w efekcie prowadzi do chorób i przemocy. 

Debata publiczna zdominowana jest retoryką obecną w wielu rodzinach alkoholicznych – “zamiatanie prawdy i emocji pod dywan”, “ukrywanie patologii rodzinnej przed światem”, "zamrażanie uczuć, zwłaszcza gniewu i złości". Wielu dziennikarzom, a nawet psychologom, złość i gniew kojarzy się z awanturami rodzinnymi, przemocą, niszczeniem i rozpadem. Wielu z nich zachowuje się tak, jakby nie była świadoma, że są różne postaci agresywności; agresja to nie tylko destrukcja i niszczenie. Agresja może być konstruktywna, bądź niszcząca. Zdrowa agresywność to taka, która domaga się prawdy; zła-to taka, która niszczy. "Prawda was wyzwoli", to także hasło, często cytowane na szkoleniach psychoanalitycznych.Tymczasem dziennikarze zacierają granice pojęć.Domaganie się przeprowadzenia lustracji, czy rozliczenia rządu Donalda Tuska za katastrofę smoleńską, domaganie się przeprowadzenia rzetelnego śledztwa w celu wyjaśnienia katastrofy lotniczej, w której ginie głowa państwa,kojarzą z paranoją, rozszczepieniem, fragmentacją, dezintegracją "zbiorowego ja".

Zarzucam więc dziennikarzom, w tym Rzeczpospolitej, że przy ocenie formy ekspresji przyjętej przez Jarosława Kaczyńskiego, kierują się m.in. pseudo opiniami teoretyzujących psychologów akademickich, którzy sami nierzadko zniekształcają obraz rzeczywistości poprzez własne nierozwiązane konflikty pierwotne; wyniesione z własnych domów, często alkoholicznych. Przeszkadza im forma komunikacji J. Kaczyńskiego, bo jakakolwiek złość, czy gniew przeszkadzała ich własnym rodzicom; dzisiaj ich dzieci – psychologowie akademiccy – sami powielają patologiczne formy rozwiązywania konfliktów; używając terminów naukowych, przekazują dziennikarzom pseudo diagnozy, zniekształcone ich własną projekcją (identyfikacją projekcyjną). Tak jak nauczyli się w rodzinach alkoholicznych tłumić własne emocje, teraz chcieliby je tłumić u innych; u polityków, Kaczyńskiego i wśród wielu Polaków, którzy domagają się rozliczenia komunistów, czy teraz polityków PO za to, że doprowadzili do katastrofy w Smoleńsku! 

Jak duża bywa rozbieżność pomiędzy wypowiedziami psychologów i dziennikarzy, bezkrytycznie powielających opinie tych pierwszych a opiniami psychoterapeutów, może świadczyć choćby wypowiedź Zofii Milskiej -Wrzosińskiej nt. lustracji w Polsce; to są fragmenty z GW, przedrukowany przez “Arkana”:
27 stycznia – Na s. 8 i 9 rozmowa z psychologami z Laboratorium Psychoedukacji. Mówi Zofia Milska-Wrzosińska: “Oficjalne przesłanie – „nie będziemy się rozliczać” – pozostaje w konflikcie z poczuciem krzywdy. Większość Polaków żyje z poczuciem zmarnowanych lat, niezrealizowania się (…). A tu proponuje się im, by byli wielkoduszni wobec ludzi, którzy wciąż jeszcze są od nich w lepszej sytuacji, w dodatku osiągniętej ich kosztem. (…) W możliwościach zwykłego człowieka prawie nic się nie zmieniło; nie doznał on choćby takiego zadośćuczynienia, by parę osób w jego najbliższym otoczeniu zostało rozliczonych. Zadośćuczynienie ludzkiej krzywdzie wcale nie musi rozpętywać morza nienawiści: złudzeniem jest, że jeśli się tych aktów sprawiedliwości nie dokona, nienawiści nie będzie. Będzie, tylko znacznie mniej kontrolowana.” Zofia Milska-Wrzosińska: “Wielu ludzi, by nie doświadczyć nadmiernej złości, gniewu, frustracji – musiało zobojętnieć, zamrozić się. Ale nie da się tego zrobić selektywnie: zobojętnieć na głupiego szefa czy zatrute powietrze, a pozostać otwartym na radość, miłość, konstruktywną walkę… Achmatowa mówiła kiedyś o dwóch Rosjach, które będą musiały spojrzeć sobie w oczy: ta, która siedziała w obozach i ta, która do obozów wsadzała. U nas usiłuje się tego spojrzenia sobie w oczy uniknąć.


Proszę więc zestawić wypowiedź Zofii Milskiej - Wrzosińskiej z wypowiedziami prof. Reykowskiego,czy psychologów z "Charakterów", którzy upatrywali się w polityce Kaczyńskich przejawów myślenia paranoidalnego. Skąd więc taka odmienność w odbiorze rzeczywistości? Ano, różnica jest taka, że ta pierwsza przeszła własną terapię, a ci drudzy - całkowicie pozbawieni są zdolności do wglądu. 

Nie liczcie zatem dziennikarze i omnipotentni psychologowie akademiccy, że jak będziecie tłumić emocje u polityków PiS-u, czy reszty społeczeństwa, krytykując i dewaluując ich uczucia, że znikną konflikty i zapanuje język miłości. Takie magiczne myślenie, mogą wyrażać jedynie alkoholicy i ich dzieci. A to, że wielu Polaków (w tym psychologów, zwł. akademickich) od lat przejawia taki styl myślenia, i to nie tylko na płaszczyźnie życia politycznego, może potwierdzić niejeden właściciel gabinetu terapeutycznego.

Reasumując, jednym z głównych problemów wielu Polaków (polityków, dziennikarzy, socjologów, czy psychologów) jest nieprzepracowany konflikt z własną agresją. Lęk przed własną i cudzą agresywnością, to objaw, który należy leczyć, a nie tłumić. Zaprzeczanie mu i projektowanie na Jarosława Kaczyńskiego, to problem Wasz i na nic wasze naciski i wywieranie presji. PiS jest partią samodzielną i niezależną i nie przejmuje się tym, co powiedzą inni, czy jak wypadną w oczach nieżyczliwych im środowisk. To nie są osobowości zależne z syndromem DDA, lecz zdrowi ludzie, którzy wołają o ZDROWĄ i NORMALNĄ Polskę.

PS.
Niniejszy wpis dedykuję także psychologowi Norbertowi Maliszewskiemu

09 lipca 2010

Dlaczego 50% Polaków głosowało na Komorowskiego?

W poprzednim poście pisałam o chorobie, jaka trawi partię PO. A teraz pozwolę sobie wyjaśnić, dlaczego połowa Polski identyfikuje się z jej liderami, a właściwie jednym, bo drugi to przecież "żyrandol".

Wszelkie niejasności wyjaśnia, Hanna Segal, która od lat interpretuje wydarzenia polityczne z punktu widzenia psychoanalizy. Oto proste wyjaśnienie dla tego, co stało się 4 lipca:

"Grupy wybierają lidera zgodnie ze swoją orientacją.Te, które pozostają pod wpływem mechanizmów psychotycznych, mają skłonność do wybierania bądź tolerowania takich liderów, którzy reprezentują ich patologię. Jednak grupy te nie tylko wybierają niestabilnych przywódców, ale także na nich oddziałują. Narzucają im omnipotencję, a potem popychają ku megalomanii. Między zaburzoną grupą a zaburzonym liderem dochodzi do niebezpiecznej interakcji, w której obie strony wzajemnie wzmacniają swą patologię"

A teraz parę słów ode mnie.

Skąd takie wyniki? Dlaczego ok. 50% Polaków identyfikuje się z PO? Bo ma taką, a nie inną kondycję psychiczną/osobowościową. Nie potrafi rozróżniać "dobra" od "zła". Przecież sfera moralna człowieka jest w ścisłej korelacji ze sferą osobowościową. Ale to się wynosi z domów; przede wszystkim od rodziców. Nauczycielom, księżom, terapeutom, czy nawet politykom później jest znacznie trudniej to zmienić. To praca na lata; musi być także otwarcie części społeczeństwa na treści podawane przez wymienione środowiska. Jeśli nie ma takiej gotowości na kontakt, praca nasza nie przynosi efektów. Musi dojść do jakiejś osobistej katastrofy (nie cudzej), żeby zdecydować się na pomoc Księdza, czy terapeuty, czy w ogóle zmienić nagle dotychczas wyznawany system wartości. Przecież pacjenci przychodzą do gabinetów, gdy spotyka ich coraz więcej porażek i zaczynają cierpieć; gdy jest im przyjemnie, nie mają takiej potrzeby. I w przyszłości nie będzie łatwiej, jeśli uznać za prawdę, to co mówią psychoanalitycy, że mamy teraz pokolenie borderline. Ludzie o takiej strukturze, zupełnie są w poprzek w stosunku do autorytetów, bo tacy są wobec swoich rodziców, zwłaszcza ojców; ten negatywizm w stosunku do rodziców z kolei bierze się stąd, że  dorośli nie potrafili kochać swoich dzieci; ba, nierzadko negatywnie nastawiają również do Kościoła, księży, czy nauczycieli. Wystarczy posłuchać co mówią na mojej terapii szkoleniowej (od stycznia znów studiuję) niektórzy młodzi psychologowie; jest np. taka dziewczyna, która np. mówi z pogardą i wyższością o księżach, przypisując im najniższe pobudki.Na Kaczyńskiego nie może patrzeć, bo ją od niego odrzuca. Jednocześnie sama wywodzi się z rodziny, w której ojciec jest alkoholikiem, a matka - chora psychicznie (choroba dwubiegunowa). Z psychoanalitycznego punktu widzenia, wiadomo, co to oznacza - ot, projekcja; mówiąc o księżach, czy o Kaczyńskim tak naprawdę mówi o swoich rodzicach. Sama leczyła się wcześniej na anoreksję, wiec prawdopodobnie wykazuje cechy struktury borderline. Po drugiej stronie kręgu jest studentka V roku psychologii, która jest przeciwna in vitro, aborcji, czy eutanazji; czy młody psychiatra, który twierdzi, że nigdy nie miał negatywnych doświadczeń z księżmi i myśli o nich pozytywnie.

Jak widać z tego przykładu, choćby samej grupy analitycznej, podział w społeczeństwie polskim ma podłoże rodzinne, nierzadko wielopokoleniowe; terapia więc Polaków (jakkolwiekby ją rozumieć), wymaga wielu lat ciężkiej pracy i zdaje się bardziej zależeć od nauczycieli, wychowawców, terapeutów, czy nawet księży. Sami politycy PiS-u zdaje się nic tu nie zdziałają. Nie pomogą tu nawet żadne sztuczki PR - wskie. Behawioryzm jest zbyt płytki i krótkotrwały. Tu potrzebna jest orka, wieloletnia praca, coś na wzór pracy analityka.   Polska jest przepołowiona, zdezintegrowana, reagująca z pozycji schizo - paranoidalnej. Ta część Polski, która głosowała na Komorowskiego, postrzega obóz Kaczyńskich jako prześladowców,jako złych i surowo karzących rodziców.To klasyczne przeniesienie, spotykane nagminnie wśród wielu Polaków. Politycy PO doskonale to zjawisko wykorzystują w swojej propagandzie;nierzadko przy pomocy niektórych psychologów (tych o orientacji lewicowej i liberalnej). Wyjaśnia to również, dlaczego tak trudno Kaczyńskiemu przekonać tak wielu wyborców do siebie. Przy tak sztywnych strukturach osobowości liberalnej części społeczeństwa, bardzo trudno cokolwiek zmienić. Czym więcej propagandy PO i granie na lękach paranoidalnych, tym b-j Polacy  usztywniają się.

 Reasumując, Polska jest biegunowa i bardzo ciężko będzie ją zmienić. Jedynym pocieszeniem może być to, iż taka Polska raz do władzy i prezydentury typuje PiS, innym razem -PO. Tak czułam, że tym razem pełnię władzy przejmie PO. Ale to już się kończy - Platforma opada na dno, a PiS zaczyna się od niego odbijać.
"Fortuna kołem się toczy"... Polska zmienną jest...

Polemika z Ryszardem Czarneckim czyli rzecz o wrzodzie Platformy

Pan Ryszard Czarnecki napisał w swoim ostatnim poście takie oto słowa:

"Palikot przestał być dla PO „cacy” nie dlatego, że nagle przekroczył granicę swojego zwyczajowego chamstwa i prymitywizmu. W swojej ostatniej wypowiedzi o śp. prezydencie RP był sobą, czyli mówił to samo mniej więcej, co poprzednio, i z porównywalną nikczemną wulgarnością. Jeśli jednak teraz będzie wyrzucony (lub zawieszony) to nie dlatego, że PO nagle zaczęła przywiązywać wagę do dobrych obyczajów czy zaczęła wprowadzać standardy, o których tyle wcześniej gadała (skądinąd po próżnicy). Skądże znowu! Tym razem kierownictwo PO zauważyło po prostu, że Palikot, który przez lata tak im pomagał, skacząc do gardła śp. L. Kaczyńskiemu czy śp. G. Gęsickiej czy J. Kaczyńskiemu, teraz po prostu im politycznie przeszkadza. Robi im obciach. Szkodzi. Ośmiesza. Wkurza na nich ludzi. No i jest jeszcze nieskuteczny, bo w jego Lublinie Platforma wybory prezydenckie przerżnęła. Skądinąd to zresztą publicznie podnosili liderzy PO, jako główny (!) zarzut wobec swojego partyjnego kolegi... I dlatego właśnie - ze względów czysto pragmatycznych, a nie etycznych, moralnych etc. - głowa Palikota musi spaść. Musi - bo tego wymaga partyjny interes PO. Tak, jak kiedyś ten sam interes wymagał, by Palikot obszczekiwał Głowę Państwa czy oponentów Platformy."

Nic tu nie pomoże odcinanie "wrzodu". Już od dawna w medycynie wiadomo, że leczenie objawowe jest mało skuteczne. Wrzód się odnawia.Najskuteczniejsze jest leczenie przyczynowe. A tego Platforma nie zamierza czynić. I na nic apele psychiatry i senatora w jednym - prof. Sidorowicza o wyrzucenie Palikota. Jak zwykle, psychiatra na leczeniu się nie zna. Dać procha, dokonać ew. lobotomii i problem załatwiony. Tymczasem taki zabieg jest rodem ze średniowiecza. Jakże pasuje tu powiedzenie: "Lekarzu ulecz się sam".

Palikota nie można inaczej traktować jak w kategoriach OBJAWU. Palikot, to nic innego jak OBJAW kondycji psychicznej takiego organizmu społecznego, jakim jest PLATFORMA OBYWATELSKA.

PLATFORMA OBYWATELSKA OD DAWNA CIERPI NA CHORE "EGO", a symbolizacją tej choroby jest Palikot. Jednak na to trawione chorobą "ego " Platformy (Tuska) składają się różne obiekty, w postaci posłów i senatorów.Jak widać, rozregulowanie dotknęło również naczelnego psychiatrę Platformy - senatora Sidorowicza. Do objawów można zaliczyć m.in. coraz częściej widoczne zacieranie granic przez niego np.pomiędzy Palikotem a Kurskim, a nawet Kaczyńskim; stapianie ich wszystkich ze sobą.

Dobrze pisał Latarnik pod blogiem Sidorowicza:

"Mnie Palikot nie martwi, mnie bardziej przeraża ewolucja człowieka takiego jak senator Sidorowicz. To jest egzemplifikacja ewolucji Platformy. Z poczciwego i inteligentnego człowieka na zawziętego doktrynera, który jest skłonny pobłażać każdemu świństwu we własnych szeregach, reagować oburzeniem na każde potknięcie przeciwnika politycznego, milczeć o sprawach kardynalnych dla Polski i dostosowywać swoje nie tylko wypowiedzi, ale nawet sposób myślenia do koniunktury. Zwłaszcza nie przeceniałbym jego sprzeciwu wobec chamstwa Palikota. Jest oczywiste, że Tuskowi potrzebni są krytycy wyczynów tego błazna, aby przekonywać o pluralizmie wewnątrzpartyjnym i dbałości o standardy. Zatem odwaga pana Senatora jest dość tania.?"

Politycy PO już dawno stracili kontakt z rzeczywistością i poczucie własnej tożsamości (o ile w ogóle ją mieli).Pan senator Sidorowicz także już przestał być odrębną, poczciwą i inteligentną jednostką. Tak jak i Palikot, jest pozbawioną umiejętności realistycznego myślenia marionetką w rękach Tuska. 

Każdy w Platformie jest wyznaczony do odgrywania określonej roli. Wszyscy, łącznie z Palikotem i senatorem Sidorowiczem, to narzędzia, służące do realizacji wyznaczonych przez Tuska zadań. Wszyscy to marionetki, łącznie z Komorowskim w roli żyrandola. 

Jaki lider, taka cała partia, a Palikot to tylko objaw patologii naczelnych struktur Platformy. Ryba psuje się od głowy i wycinanie "wrzodów" nic tu nie da. Tu trzeba leczyć górę, choćby wrzód był na samym dole. Potrzebna jest zmiana od środka - przemiana w myśleniu, odczuwaniu i percypowaniu rzeczywistości. A tego po Tusku spodziewać się nie można, bo jak sam twierdzi, ludzie w tym wieku już się nie zmieniają...

Nie dajmy więc wiary,że Tusk się zmienił.Nic się nie zmieniło i nie zmieni w Platformie. 

"Na pocieszenie" mogę tylko powiedzieć, że choroba nieuleczona, prędzej czy później strawi i jego. Prędzej dojdzie do rozpadu "ego" struktury partii, niż do jego wzmocnienia.

Zatem zwierajmy szeregi i szykujmy się do wygranej w wyborach parlamentarnych!