21 stycznia 2010

Intrygująca pomyłka Chlebowskiego.Wyszło szydło z worka?

W trakcie składania przysięgi przez Komisją Hazardową, Chlebowski zamiast wypowiedzieć słowa: "Świadomy znaczenia moich słów i odpowiedzialności przed prawem przyrzekam uroczyście, że będę mówił szczerą prawdę, niczego nie ukrywając z tego, co jest mi wiadome",  powiedział taki tekst: "Świadomy odpowiedzialności moich słów...".I... nie dokończył, bo musiał powtórzyć prawidłową formułkę.
Klasyczna freudowska pomyłka, oznaczająca fałsz osoby, jej dokonującej  albo jeszcze inaczej - oznaczająca konflikt przed zrobieniem czegoś i niezrobieniem. Pierwsze pragnienie niby wyraża dążenie do aktywności, do powiedzenia czegoś, zrobienia, czy wejścia w pewien związek. Drugie pragnienie - jest nieświadome i najczęściej prawdziwe. Zwykle przeciwstawne do tego, ujawnianego na zewnątrz, oficjalnie przed otoczeniem. Jest ono skutkiem oporu, który wynika z lęku, z konkretnej obawy przed kimś, przed normą społeczną, z poczuciem winy, ze wspomnienia o zakazach rodzicielskich [tak powiadają mądre książki].

Jedną z częstych pomyłek czynionych nieświadomie jest przekręcanie nazwiska czyjejś osoby, co podobno oznacza ukrytą niechęć do właściciela nazwiska. A co oznaczała pomyłka Chlebowskiego? Co zrobił ze zdaniem przysięgi? Co wypowiedział, a co pominął, czyli wymazał symboliczną gumką?
Na poziomie fasadowym zakomunikował wszystkim: "Jestem świadomy tego co robię i mówię, jestem świadomy swojej odpowiedzialności [w domyśle: "Nie jestem wariatem!"] , ale....". No właśnie, co kryło się pod tym słowem "ale"? Pod "ale" była dalsza część zdania, która została przez Chlebowskiego zredukowana, wycięta, wymazana  pominęta, czyli ta część, której nie chciał wypowiedzieć. Zatem Chlebowski chciał nam  nieświadomie zakomunikować: "Ale nie będę mówił szczerej prawdy, będę ukrywać to, co mi jest wiadome, bo nie mam zamiaru ponosić odpowiedzialności przed prawem. Chcę tego uniknąć. Gdybym ją wypowiedział, to z całą pewnością wylądowałbym w więzieniu. A to jest niesprawiedliwe, bo sami maczlaiście w tym również palce. Tylko nie próbujcie ze mnie robić wariata, bo wszystkich was pogrążę!"
Jednym słowem,Chlebowski nie chce ponosić odpowiedzialności prawnej, więc będzie kłamać na całego. Jest zdeterminowany. I takim kluczem należy się kierować przy interpretacji jego słów, wypowiadanych przed Komisją Hazardową. Wszystko trzeba interpretować na odwrót.

07 stycznia 2010

O zdrowiu psychicznym i twórczości. Cz. II

O korelacji między zdrowiem psychicznym a zdolnościami twórczymi pisałam  już m.in. w jednym z niedawnych postów. Dedykowałam go m.in. Kłopotowskiemu, który rozpoweszchnia, najdelikatniej mówiąc, kłamliwe informacje na temat korzyści różnego typu używek w twórczości artystycznej. Czepiam się tego pana, ponieważ wypowiada się na ten temat autorytarnie na SG w Salonie, jak również w ogólnopolskich mediach, utrwalając tym samym fałszywe mity na temat twórców - rozpowszechnia bowiem mit, że narkotyki są niezbędnym narzędziem w akcie twórczym każdego artysty oraz, że cechą geniuszu jest choroba psychiczna.
Wpis ten dedykuję również wszystkim zarozumiałym psychologom o  wysokim nasyceniu cech autorytarnych (do których najczęściej należą psychologowie o poglądach liberalnych i lewicowych; uwaga! uwaga moja nie ma cech ogólniających na całą populację psychologów) i psychiatrom, którzy zadufani w swoich kompetencjach logicznego rozumowania, wykazują jednocześnie  elementarne braki w znajomości literatury przedmiotu.
Wpis ten dedykuję również adminom Salonu24, którzy decydują o doborze notek na SG i uważają się za  kompetentnych w każdej dziedzinie wiedzy, w tym w zakresie szeroko pojętej kultury (również osobistej), a co zatem idzie sztuki.
W poprzednim poście pisałam m.in.
"Prawda jest taka, że tworzyć (coś sensownego i mądrego) jest w stanie  tylko osoba zdrowa psychicznie. Przy postępującej psychozie następują zakłócenia w pracy mózgu, a więc zaburzone są zarówno procesy poznawcze, jak i wyobrażeniowe, w tym kreatywne. Narkotyki i alkohol wywołują zaburzenia psychiczne i  postępującą dezintegrację procesów poznawczych.
Możliwości twórcze mogą powrócić po tym, jak minie stan psychotyczny. Ale nawet i wówczas (np. w przypadku paranoi, czy schizofrenii, czy różnych nałogów), tzw. wytwory artystyczne mogą być nie najlepszej jakości, zwłaszcza jeśli psychoza, na którą cierpiał dany "twórca" wywołała duże zmiany osobowościowe. Takie zmiany (trwałe uszkodzenia w mózgu; zwłaszcza w części emocyjnej) są tym większe, im więcej psychotropów (p. końskie dawki) taka osoba przyjmowała. Skoro psychotropy mogą uszkadzać mózg, to co dopiero mówić o narkotykach i alkoholu?

Proponuję więc pomyśleć z punktu anatomiczno - fizjologicznego, czyli neurobiologicznego, jeśli już tak trudno sobie wyobrazić, to co do tej pory pisałam na temat związków pomiędzy kondycją psychiczną a zdolnością do tworzenia."

Informacje te podawałam na podstawie badań, prowadzonych od przeszło 30 lat w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Jeśli znajdę więcej czasu (a teraz tego czasu nie mam), to przytoczę tu obszerne fragementy artykułów, w których opisane są wyniki wspomnianych badań.
Oczywiście badania na temat omawianych tu korelacji prowadzili również inni badcze. Pozwolę sobie tu przytoczyć przegląd niektórych z nich:
"Wyjątkowość zjawiska twórczości przez wieki nasuwał przypuszczenia, że ludzie genialni są ludźmi nienormalnymi. Pomijając odbiegające od normy zachowanie się geniuszy, sam charakter ich dzieł, zbyt trudnych, zawiłych, nowatorskich i często niezrozumiałych dla współczesnych, skłaniał do twierdzenia, że  twórczość ma w sobie coś niezwykłego, tajemniczego, wręcz szatańskiego.
Wielu sądziło tak jak np. Lombroso , że geniusz jest przejawem choroby umysłowej. Uczony ten stwierdził, żeludzie twórczy często charakteryzują się ułomnością, krzywicą i innymi anomaliami w budowie ciała, bladością, chudością, a wyraz ich twarzy znamionuje patologię. Ponadto wymienia jeszcze wady w budowie czaszki i mózgowia, jąkanie się, leworęczność, bezpłodność, brak podobieństwa do rodziców i przedwczesną dojrzałość. Najbardziej obciążające są według Lombroso cechy psychicznie i zachowanie, a mianowicie stany natchnienia w czasie snu i w marzeniach, stany melancholii, depresje lub stany maniakalne, nerwowość i podatność na psychozy. Podczas swych analiz uczony ten dochodzi do wniosku, że geniusz jest rodzajem psychozy z grupy epileptoidalnej.
Psychopatologiczną koncepcję twórczości krytykował zdecydowanie Jacobson , występując głównie przeciwko zbyt ogólnemu ujmowaniu patologii genialności. Opisując przypadki u ludzi genialnych stwierdza on, że właściwie mieli oni tylko "chorobliwy temperament". Przyznawał jednak, że choć wybitni ludzie mogą mieć zaburzenia psychicznie, to jednak twórczość ich nie można wyjaśniać żadną chorobą. Posiadają oni bowiem wybitnie krytyczną postawę wobec swoich dzieł, czym nie odznaczają się psychotycy.
Problem genialności związany z zaburzeniami psychicznymi podjął także Lange-Eichbaum . W swych rozważaniach wychodzi on z założenia, że ludzie genialni nie stanowią jednej wyraźnej grupy i że proces formowania się niespotykanego talentu jest niezwykle złożony. Autor ten stwierdził, że geniusz jest zjawiskiem społecznym, jest dopełnieniem się społecznych, religijnych i psychologicznych czynników. W ba-daniach swych wykazał, że o ile w całej populacji jest ok. 2 - 5 % ludzi psychicznie chorych, to wśród ludzi genialnych liczba ta sięga 12%. Jako kontrargument przeciwko patologicznej teorii twórczości Lange-Eichbaum podaje grupę wybitnych ludzi, u których choroba psychiczna rozwinęła się w trakcie pracy, nie wywierając jednak na nią istotnego wpływu (Monet, Maupassant, Rousseau). Znani są także twórcy, u których choroba pozostawiła wyraźny ślad, przykładem może być Van Gogh. Przeciw-stawiając się zdecydowanie utożsamianiu twórczości z chorobą psychiczną, Lange-Eichbaum widzi jednak istotny związek między twórczością, a cechami osobowości. Zalicza on do nich to, co dziś określa się jako neurotyczność, a mianowicie nerwicowość, brak równowagi emocjonalnej, chwiejność. W grupie tej zostali przez niego umieszczeni: Michał Anioł, Byron, Heine, Beethoven, Schopenhauer, R. Wagner. Autor twierdzi, że ten typ zaburzeń może w pewnym sensie sprzyjać twórczości. Po-przez wpływ niekontrolowanych impulsów emocjonalnych może uczulać twórców, przyczyniając się do większej płynności i giętkości skojarzeń.
Z innych badań przeprowadzonych na ten temat wynika, że wśród pisarzy i artystów prawdopodobieństwo wystąpienia depresji jest prawie dziesięciokrotnie większe niż w populacji ogólnej, a zaburzenia maniakalno - depresyjne i skłonności samobójcze występują prawie dwudziestokrotnie częściej. Nie wolno jednak zapominać, jak twierdzi Żęcka, "że zaburzenia zachowania są w ogóle statystycznie dość rzadkie, więc nawet dziesięcio- lub dwudziestokrotnie podwyższony wskaźnik ich występowania nie oznacza, że prawie wszyscy twórcy są zaburzeni.Większość osób twórczych nie wskazuje znamion patologii, podobnie jak większość osób zaburzonych nie jest twórcza" .
Rzecz jasna, że i te ostatnie wyniki nie są dokładnie i precyzyjne, ponieważ jak wykazują najnowsze badania, prowadzone w warszawskim IPiNie, również i neurotycy (zwłaszcza w początkowym etapie leczenia na oddziale), wykazują w mniejszym, bądź większym stopniu zredukowane zdolności do myślenia twórczego. Zdolności te wracają stopniowo dopiero po przebytej psychoterapii, w tym terapii sztuką, rozumianej jako jedna z metod psychoterapii.

Co nam w duszy gra. Komentarz edukacyjny

Dla wszystkich tych, którym trudno sobie wyobrazić związki między preferencjami muzycznymi a strukturą osobowości twórcy i odbiorcy, dedykuję kolejny tekst z zakresu psychologii muzyki. Jest to fragment wpisu, który zamieściłam kiedyś na pewnym forum psychologicznym.
Dotychczasowe badania, prowadzone nad strukturą utworu i znaczeniem w muzyce dowodzą, że istnieje zależność pomiędzy preferowaną emocjonalnością zawartą w danym utworze, czy gatunku muzyki, a rodzajem dominujących emocji u danego słuchacza (lub wykonawcy). Podobne zależności udowodniono już znacznie wcześniej w przypadku różnych upodobań do określonych kolorów.

Porównuje się także strukturę muzyki do struktury osobowości człowieka. Mówi się na przykład, że ktoś jest wewnętrznie uporządkowany, zintegrowany, ma dobrze uformowane granice psychologiczne. O muzyce z kolei mówi się (wśród mzuykoterpautów, jak i psychoanalityków muzycznych), że dana muzyka, dany utwór ma wyraźnie zarysowaną konstrukcję architektoniczną, wyraźnie zarysowane, czytelne, jednoznaczne różne elementy muzyczne; np. rytm, czy linię melodyczną.

W świecie muzyków bardzo często używane jest pojęcie rysunku linii melodycznej. Może on być bardzo różny i opisywany jest tak samo, jak rysunek w sztukach plastycznych.
Zasady diagnozowania pacjenta na podstawie preferowanej, jak i wykonywanej muzyki, są porównywane do diagnozowania na podstawie psychorysunku. W jednym i drugim przypadku zwraca się uwagę na rodzaj preferowanej, czy zastosowanej do improwizacji „kreski muzycznej”. Podobnie jak kreska pozostawiona na kartce papieru, tak i linia melodyczna oraz rytm realizowany na instrumencie mogą być płynne, wyraziste, czytelne, bądź mało czytelne, zamazane, chaotyczne, poszarpane. Ktoś może np. grać bardzo głośno na instrumencie, a w psychorysunku, może bardzo mocno naciskać ołówkiem na kartę papieru. Melodia i rytm, tak samo jak rysunki na papierze mogą mieć czytelną lub zamazaną strukturę.
Jednym z najbardziej reprezentatywnych muzycznych testów osobowościowych jest “Test upodobań Muzycznych” Cattella i Ebera. Jego podstawą jest przypuszczenie, że za odmienne reakcje ludzi na ten sam utwór muzyczny, odpowiedzialne są różne typy osobowości, istnieje, zatem zależność pomiędzy preferencjami, czyli wyborami muzycznymi, a cechami osobowości i temperamentu także wtedy, gdy cechy te zostają zmienione pod wpływem choroby.”

(“Psychiatria Polska”, 1984, T.XVIII, nr 1, s. 57),
Dla przykładu możemy przyjrzeć się związkom osobowości i upodobania do muzyki jazzowej.
Uzasadniając związki pomiędzy strukturą muzyki jazzowej a strukturą osobowości jej słuchaczy/wykonawców, psychologowie muzyki, psychoterapeuci/ muzykoterapeuci, a nawet psychiatrzy, stosujący muzykoterapię, podawali najczęściej następujące argumenty:
Osobowości zależne “reprezentują” charakterystyczną formę komunikowania się: komunikat werbalny takich osób, często jest niejasny, nieczytelny, zamazany; czym bardziej zatarte granice psychologiczne, tym bardziej zatarte komunikaty werbalne. Widać to szczególnie na przykładzie człowieka znajdującego się pod wpływem alkoholu, czy narkotyków: język jego jest nieczytelny, zamazany, metro – rytmika wypowiadanych zdań bardzo nierówna, z wyraźnie słyszalnymi przyspieszeniami, bądź zwolnieniami tempa wypowiedzi. To samo widoczne jest w “języku ciała”, motoryce ciała, a co zatem idzie, wykonywanej muzyce. Stąd uważa się, że osoby z cechami zależnościowymi, są autorami muzyki z pozacieranymi granicami pomiędzy poszczególnymi “komunikatami” muzycznymi. Chodzi tu głównie o takie elementy, jak rytm, akcentacja (zmienna i nieregularna), metrum oraz linia melodyczna (z licznymi skokami interwałowymi – co oznacza m.in. bardzo dużą zmienność i skrajność nastrojów; bądź poszarpany i/lub zamazany rysunek linii melodycznej, często bardzo trudny do uchwycenia i zapisania na papierze nutowym)
Są rodzaje muzyki, które mogą wywoływać stany zbliżone do tych, jakie osiąga się po zażyciu narkotyków. Tak jak już udowodniono dawno, muzyka może wprowadzać w stany głębokiego transu, czy wywoływać stany zbliżone do halucynacji. Obserwowano to wśród ludów pierwotnych, gdy w trakcie różnych obrzędów‚ monotonne śpiewy, gra na instrumentach oraz jednostajny, monotonny taniec, wprowadzał w stany hipnoidalne. Z kolei muzyka mocno popędowa, czyli głośna, szybka, piskliwa, z nieregularną metro – rytmiką (podobnie jak w jazzie) wywoływała silne stany ekstatyczne, często do tego stopnia, że w niektórych plemionach, kulturach, dokonywano autokastracji, okaleczenia własnego ciała, nie czując w ogóle bólu (kult bogini Kybele podczas obrzędów płodności czy derwisze z Iraku – głośne i długo trwające dźwięki bębnów + taniec wprowadzały derwiszów w stan silnej ekstazy, stąd łatwo było dokonać samookaleczenia).
Regularny kontakt z tego rodzaju muzyką, może po jakimś czasie wywołać rozregulowanie fizjologiczne organizmu (np. być źródłem rozregulowania biochemicznego mózgu; rozregulowanie neurohormonalne i hormonalne),a to z kolei może być źródłem trwałych zmian w strukturze tkanki nerwowej i w konsekwencji może doprowadzać do zatarcia granic psychologicznych odbiorcy. Muzyka o takim, a nie innym kodzie muzycznym, może mieć wpływ na podświadomość.
 Polecam  również wcześniejszy  artykuł, z dnia 8. 06:

03 stycznia 2010

KOLEJNY MIT CZYLI FAŁSZYWY ŚPIEW KŁOPOTOWSKIEGO

"Trzeba odróżnić sytuację polityka od sytuacji liberalnego artysty".
NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO JAK SZTUKA LIBERALNA CZY NIELIBERALNA.
JEST PO PROSTU SZTUKA DOBRA ALBO ZŁA. SZTUKA WYCHODZĄCA Z UMYSŁU CZŁOWIEKA ZDROWEGO, BĄDŹ ZABURZONEGO.

02 stycznia 2010

KŁOPOTOWSKIEGO WIZJE SZTUKI

Według K. Kłopotowskiego, prawdziwa SZTUKA jest tylko wówczas, gdy wychodzi z umysłów ludzi chorych psychicznie, alkoholików, narkomanów i z zaburzeniami osobowości. Praca na materii psychiki ludzkiej nie jest bowiem możliwa bez narkotyzowania się i alkoholizowania.
Żeby tworzyć wybitne dzieła, trzeba mieć najpierw nieźle "narąbane w mózgu"...




01 stycznia 2010

Legutko: Kulturowa pedofilia*

Legutko: Kulturowa pedofilia*
Od pewnego czasu czytanie działów kulturalnych dzienników i tygodników przychodzi mi z największą trudnością. Mam bowiem nieodparte wrażenie , że redagowane są one nie dla mnie ani nie dla ludzi mnie podobnych. Pisząc o „ludziach mnie podobnych” mam na myśli tych, którzy interesują się kulturą poważną, którzy czytają poważne książki przejęci są poważnymi ideami. Dla nas gazety nie mają wiele do zaoferowania. Redaktorzy działów kulturalnych zajmują się przede wszystkim muzyką rockową, filmami, koncertami gwiazd młodzieżowych, bestsellerami traktującymi o seksie, przemocy i podobnych tematach. Krótko mówiąc, działy kulturalne wydają się być redagowane nie dla ludzi dojrzałych, lecz dla smarkaczy bądź dla ludzi o mentalności smarkaczy.
(...)
Ale i to jest tylko część prawdy.. Powiedziałbym, że oprócz skażenia pokoleniowego obserwujemy wśród polskiej inteligencji głębszą fascynację młodzieżowością i wszystkim, co ona niesie. Można to wiązać z syndromem Młodziaków opisywanym przez Gombrowicza, można tłumaczyć inaczej, ale sam fakt wydaje mi się niepodważalny.Żyjemy w czasach kulturowej infantylizacji, czy – wyrażając to dosadniej – kulturowej pedofilii.*

Od siebie dodałabym, że żyjemy w czasach, gdy telewizję i inne różne redakcje "kulturalne" zdominowali panowie - krytycy filmowi i innej maści krytycy sztuki(którzy nota bene nic wspólnego ze sztuką nie mieli i nie mają) - nie dający sobie rady z własną andropauzą...Stąd ich liberalne, a wręcz obsesyjno - kompensacyjne  podejście do seksu  w sztuce. Tylko na miłość Boską, czy muszą to robić kosztem słuchaczy, widzów i czytelników?
*Prezentowane fragmenty pochodzą z felietonu wydanego w zbiorze “Czasy wielkiej imitacji”; Wydawnictwo ARCANA, Kraków 1998 r.


Obsesje seksualne (i nie tylko) K. Kłopotowskiego

Sorki, ale gdy przeczytałam najnowszy wpis Kłopotowskiego, nie mogłam się powstrzymać od spontanicznej rekacji i napisania pospiesznego, a więc i może niezbyt wypieszczonego stylistycznie komentarza (jakby to sobie życzył sam Kłoptowski, dla którego "maski" w życiu są niezwykle istotne; choćby w postaci perfekcyjnie pisanych komentarzy w każdej chwili i w każdym momencie).
Pan Kłopotowski już od pewnego czasu przyjmuje zaiste jakieś dziwne stanowiska wobec najgorszych patologii ludzkich, które uważa za niezbędne w kreatywnym życiu każdego artysty przez duże A. Nie może przestać bronić przesępczych i patologicznych zachowań Polańskiego, Piesiewicza, czy innych pseudo artychów, którzy żeby cokolwiek "stworzyć" muszą nieustannie przekraczać granice, tj. uprawiać seks z każdym, począwszy od niewinnego dziecka, poprzez portiera, sprzątaczkę, kończywszy na dyrektorze teatru, uprawiać seks grupowy, chlać do nieprzytomności wódę, ćpać narkotyki, molestować innych. A wszystko to w imię Kultury przez duże K! Pan Kłopotowski namawia wszystkich, w tym również  "zaściankowych" Polaków do destrukcji i autodestrukcji w imię przyspieszonego intensywnego rozwoju, po tu, by jak mawiał prof. Kaziemierz Dąbrowski, osiągnąć w końcu integrację wtórną?Rozwój przez REGRESJĘ, DESTRUKCJĘ I AUTODESTRUKCJĘ? ŚMIECHU WARTE SĄ TE MECHANIZMY OBRONNE KŁOPOTOWSKIEGO! ŚMIECHU WARTE! Tacy ludzie, jakich tu opisuje Kłopotowski, prędzej czy później lądują w PSYCHIATRYKU i muszą ich "nawracać" między innymi takie osoby, jak ja.
Panie Kłopotowski, Pan zapomina, w którym wieku my żyjemy! To nie XIX i XX w.,kiedy to dominowały neurotyczne osobowości. Obecnie mamy epokę NARCYZÓW, zaburzonych osobowości,z pozacieranymi granicami psychologicznymi, z problemami tożsamościowymi. To są efekty braku stawiania granic, przez rodziców,  jak i tzw. pseudo autorytetów. Co Pan się tak z nimi silnie identyfikuje?! Jeśli Pan ma zamiar wciskać dalej takie głupoty Polakom jak wyżej, to niech, "cholercia jasna", jak najszybciej zlikwidują tę pseudoTVP Kulturę!
A kompleks zaściankowości, to zdaje się, w Panu uruchamia, zwłaszcza gdy przebywa Pan in New York city. Czyta Pan Junga, a nie zdaje sobie Pan sprawy, że "zaściankowość", to  może być Pański CIEŃ,? Stąd taka drażliwość Pańska na punkcie tzw. zaścianka polskiego?
NIECH PAN MÓWI ZA SIEBIE, A NIE PRZYPISUJE WŁASNYCH UCZUĆ,MYŚLI , CZY CECH INNYM OBIEKTOM, CZYLI SWOIM RODAKOM. ZANIM ZACZNIE PAN PRZYGLĄDAĆ SIĘ INNYM, NIECH ZACZNIE PAN PRZYGLĄDAĆ SIĘ WŁASNYM UCZUCIOM. JEDNAK ŻEBY TO BYŁO MOŻLIWE, NALEŻY UNIKAĆ WSZELKICH UŻYWEK. INACZEJ BĘDZIE PAN CORAZ BARDZIEJ TRACIĆ KONTAKT Z WŁASNYM "JA", A CO ZATEM IDZIE Z DRUGIM CZŁOWIEKIEM!
UŻYWKI, W TYM NADUŻYWANIE SEKSU,TO UCIECZKA OD SIEBIE I UCIECZKA OD ŻYCIA.
BEZ ODCZUWANIA NIE MOŻE BYĆ MOWY O TWORZENIU SZTUKI!


PS.
DLACZEGO ADMINISTRACJA NIE DAJE MOJEGO WPISU NA SG? PRZECIEŻ TO JA MAM RACJĘ, TO JA PISZĘ PRAWDĘ A NIE KŁOPOTOWSKI.