25 stycznia 2008

Neurofizjologiczne i psychoanalityczne podstawy ateizmu - polemika z Azraelem

Niniejszy tekst, który zamieściłam jakiś czas temu u Pawła Paliwody, chciałam potraktować jako swoistą polemikę z Azraelem, piszącym "pieśni pochwalne" potędze rozumu. Czy rzeczywiście racjonalne umysły to umysły wolne? Czy może zniewolone neurotycznym mechanizmem fiksacji na tzw. intelektualizacji, rozumianej jako odcięcie się od emocji, uczuć i warstwy duchowej? Ponieważ chciałabym znaleźć jakiś punkt zaczepienia, pozwalający nawiązać nić komunikacji z racjonalnym umysłem, powołam się na argumenty naukowe z zakresu neurofizjologii i mającej w niej korzenie - psychoanalizy. Oczywiście wywód mój ma charakter skrótowy, natomiast zachęcam Azreala i każdego innego ateistę do sięgnięcia po naukową pozycję, jaką jest: Psychoterapia: teoria: podręcznik akademicki/ red. nauk Lidia Grzesiuk.- Warszawa: Wydaw. Psychologii i Kultury „ENETEIA”, 2005.

Współczesne koncepcje psychologiczne, psychoterapeutyczne, w tym psychoanalityczne, uznają iż człowiek składa się nie tylko z warstwy psychicznej i somatycznej, ale i duchowej. Zdrowa jednostka to ta, która ma wszystkie te sfery harmonijnie rozwinięte. Jeśli któraś z nich zaczyna źle funkcjonować, to pozostałe także zaczynają "chorować". A więc, jeśli dusza zaczyna chorować, to i intelekt pracuje nieprawidłowo...Stąd stawianie na równi CUN mrówek z CUN człowieka przez ateistów nie dziwi mnie wcale...

Ale żeby coś zrozumieć, a przede wszystkim POCZUĆ (a to jest co więcej niż tylko zrozumieć), trzeba tego doświadczyć, trzeba to przeżyć. Dobrze, gdy dzieje się to już w czasach wczesnego dzieciństwa, bo gdy tego nie ma, to już w wieku 9 lat można utracić 9 mld neuronów...

Wyłączne odwoływanie się do rozumu i zbytnie jego gloryfikowanie, to neurotyczny mechanizm obronny przed skontaktowaniem się z własnymi uczuciami, z własną duszą. To ich tłumienie...To takie mówienie: udowodnij mi, że moja matka/ojciec mnie nie kochali...To taka neurotyczna intelektualizacja - idealizacja miłości matczyno - ojcowskiej, z jednoczesnym podświadomym odrzuceniem rodziców.

Ateiści zło z pięknem mylą, bo autentycznego PIĘKNA nie doświadczyli, gdy byli jeszcze dzieckiem.

Człowiek przychodzi na świat z różnymi potrzebami: biologicznymi, psychicznymi, społecznymi, ale i duchowymi. Gdy pierwszych z nich nie ma zaspokojonych, nie można się dziwić, że będzie myślał o duchowych potrzebach...Dodawszy masowy zanik neuronów bez ich stymulacji we wczesnym dzieciństwie, a następnie rozregulowanie wszystkich trzech wymienionych wymiarów osobowości, samo przez się tłumaczy, że przecenia rozum, który jednocześnie pracuje w spaczony sposób...

W rzeczywistości, gdy ateista mówi: "Boga nie ma, bo w niego nie widzę", tak naprawdę mówi:"Miłości nie ma, bo jej nie doświadczyłem".

Ateiści zwykle promują to, co jest doświadczeniem ich wczesnego dzieciństwa. Miłość kojarzy im się z bólem, cierpieniem i totalnym zniszczeniem. Z iluzją i czymś nieosiągalnym. Ich słowa, to krzyk posyłany w kosmos, który wyraża LĘK przed śmiercią, a więc i LĘK przed życiem. W rzeczywistości ich życie, to nieustanna walka i zmaganie się z tym paraliżującym lękiem, to szukanie pomocy, to wołanie umysłu zniewolonego nieustannym i usztywnionym poszukiwaniem niezaspokojonej MIŁOŚĆ...

20 stycznia 2008

Psychoanalitycznie o Janie Tomaszu Grossie

Do napisania tego postu zainspirował mnie najnowszy wpis blogowy Andrzeja A., w którym autor przedstawił intrygujące wątki z życiorysu "popularnego" ostatnimi czasy twórcy książki "Strach". Janusz Tomasz Gross opowiada w niej o stosunku Polaków do Żydów tuż po zakończeniu II Wojny Światowej. Nie trzeba przypominać, że publikacja jego wywołała silne emocje u wielu polskich odbiorców, jako że J.T. Gross przedstawia naród polski w bardzo niekorzystnym świetle, przyrównując jego naturę niemalże do „mentalności” niemieckich nazistów, czyli ludzi złych, napełnionych nienawiścią, gniewem, tendencjami niszczycielskimi, ogarniętymi obsesją destrukcji narodu żydowskiego.

Od momentu wydania książki „Strach” pojawiło się już na jej temat wiele komentarzy, recenzji, analiz, studiów naukowych, a ja na wzór publikowanych całkiem niedawno w "Dzienniku" artykułów z serii "Czy Polska jest sexy?", pragnę uzupełnić dotychczasowe analizy, próbując dokonać krótkiego studium psychoanalitycznego samego autora "Strachu".


Z psychologii wiadomo, że każdy wytwór człowieka, obojętnie jaki, czy to wytwór wyobraźni sennej czy to plastycznej, technicznej, literackiej, czy szerzej rozumianej "twórczości" werbalnej, jest wynikiem jakiejś koncepcji, czy działalności autora, oraz wyrazem ekspresji jego osobowości, struktury, konstrukcji psychologicznej. Takie „informacje” często uwzględniane są m.in. w diagnozach klinicystów. Jednym słowem, człowiek na podstawie swoich wytworów w sposób nieuświadomiony komunikuje światu o tym kim jest, jakie są jego myśli, uczucia, emocje, czy wyobrażenie świata, w którym żyje, obcuje, funkcjonuje. Obok tego, co jest czytelne i widoczne dla większości osób, pozostawia pewne desygnaty, które mówią kim on jest naprawdę, co w jego wnętrzu siedzi, a jednocześnie próbuje ukryć przed oczyma świata.

Spróbujmy więc rozkodować te znaki, które J.T. Gross zamieścił nieświadomie o sobie w książce. Analizy można dokonać, podobnie jak w przypadku analizy marzeń sennych oraz pokrewnych im marzeń, czy wyobrażeń muzycznych na 4 płaszczyznach:
  • płaszczyźnie biograficznej
  • relacyjnej
  • intrapsychicznej
  • płaszczyźnie TU i TERAZ.

Analiza w głąb zostanie przeprowadzona od tego, co widać na pierwszy rzut oka, czyli tego co jest na powierzchni, tj. od części fasadowej, czyli jeszcze inaczej od zewnętrznego "JA" autora "dzieła".
Z całej książki na pierwszy plan wyłania się emocja - STRACH. Strach, czy może jakiś lęk przed kimś lub przed czymś, może jakimś zagrożeniem. Należałoby jednak w tym miejscu na chwilę zatrzymać się, gdyż pojawia się pewien problem, dotyczący definiowania pokrewnych sobie pojęć, jakimi są „strach” i „lęk”, a często używanymi przez laików naprzemiennie. Choć pokrewieństwo pomiędzy nimi jest bezsprzeczne, to nie oznaczają one tego samego.

Wg Stanisława Sieka lęk, to rodzaj "niecelowej reakcji mobilizacyjnej organizmu, pojawiającej się nie na widok realnego niebezpieczeństwa, ale spowodowanej naszymi myślami, wyobrażeniami, sądami i słowami innych ludzi. Z definicji tej wynikać może, że lękamy się czegoś, co nie istnieje. Że lęk jest naszą reakcją na wymyślone czy wyobrażone niebezpieczeństwo. Reakcją na nierealne zagrożenie."

Z kolei lęk, według Longina Klichowskiego, który w swej definicji nawiązuje do słów Platona, to "również oczekiwanie tego, co ma się stać. To swego rodzaju przewidywanie. Lęk przygotowuje nas na możliwe wystąpienie jakiegoś niebezpieczeństwa. Dzięki niemu możemy uniknąć wielu przykrych zdarzeń lub przynajmniej ułatwić sobie ich przetrwanie. Lęk w pewnym stopniu pełni funkcję przystosowawczą."

Jak twierdzą Rosenhan i Seligman: "to on napędza naszą wyobraźnię i niejako zmusza do podjęcia środków zaradczych". Autorzy uważają, że "realność wystąpienia przewidywanego niebezpieczeństwa jest mało prawdopodobna. Lęk pojawia się jako ostrzeżenie przed wyolbrzymionym zagrożeniem. Fakt prawdziwym i rzeczywiście mogącym zaistnieć, ale w danym momencie wytworzonym w naszej wyobraźni, subiektywnym, wewnętrznym poczuciem nie mającym odzwierciedlenia w rzeczywistości."

Strach, jako emocja pokrewna lękowi, nie jest czymś tożsamym z tą pierwszą emocją. Na to rozróżnienie zwrócił uwagę Antoni Kępiński. Wg niego "strach to lęk przedmiotowy i w przeciwieństwie do lęku bezprzedmiotowego (wewnętrznego) musi być poprzedzony percepcją przedmiotu zagrożenia". Prof. dr Bassam Aouil wyjaśnia: "Z powyższej definicji wynika, że strach różni się od lęku tym, że osoba go odczuwająca jest „tu i teraz” w realnym niebezpieczeństwie. Strach jest w takim razie reakcją wywołaną przez bodźce zewnętrzne – określone niebezpieczeństwo. Do takich sytuacji zaliczyć możemy złodzieja, który niespodziewanie podchodzi do nas z nożem żądając pieniędzy. Niektórzy twierdzą, że w takim przypadku mamy do czynienia z lękiem obiektywnym."

A więc z czym: lękiem czy strachem mamy do czynienia u Grossa? Czy tytuł został właściwie i adekwatnie dobrany do jego książki? Pytanie to nasuwa się już przy pierwszym zetknięciu z „dziełem” autora i po zapoznaniu się z definicjami "lęku" i "strachu". Ale idźmy dalej i postarajmy się jeszcze bliżej przyjrzeć samemu lękowi, gdyż głębsze zapoznanie się z jego naturą, może nam pomóc w rozwiązaniu wątpliwości, które nasuwają się już na samym wstępie w kontakcie ze wspomnianą książką.

W literaturze wyróżnia się wiele różnych klasyfikacji lęku. Mówi się m.in. o tzw. lęku "zdrowym", chroniącym organizm i życie przed realnym zagrożeniem i o tzw. "chorobliwym" lęku, niemającym żadnych podstaw w rzeczywistości. Spotykany jest on w różnych postaciach nerwic, ale i głębszych zaburzeń, np. schizofrenii, paranoi, czy np. depresji. Antoni Kępiński pisał np. o tzw. lęku społecznym, czyli uogólnionym lęku przed ludźmi, który w zintensyfikowanej postaci występuje pod postacią tzw. lęku schizofrenicznego. Pamiętajmy jednakże, że LĘK jest jednym z osiowych objawów paranoi, jak i nerwicy.

Słynna niemiecka psychoanalityczka, wciąż jeszcze mało poznana w Polsce - Karen Horney -wprowadziła pojęcie tzw. lęku pierwotnego i wtórnego. Wg niej onie emocje leżą u podstawy każdej nerwicy. Podobnie jak Freud twierdziła, że "przyczyną nerwicy są nierozwiązane wewnętrzne konflikty. Siłą napędową tych konfliktów są popędy, które zupełnie inaczej niż w koncepcji Freuda, są siłą specyficzną dla neurotyków. Rodzą się one z poczucia wyizolowania, bezradności, strachu, wrogości. Ich celem jest zdobycie poczucia bezpieczeństwa. Cechą charakterystyczną i przyczyną nerwicy jest neurotyczna struktura charakteru, nerwica charakteru. W tym ujęciu charakter składa się z sprzecznych (a więc konfliktowych, wzajemnie się wykluczających) tendencji, które neurotyk próbuje pogodzić, choć jest to całkowicie niemożliwe."

Z tego samego źródła dowiadujemy się, iż przyczyną tzw. nerwicy charakteru jest: "frustracja potrzeby bezpieczeństwa, która jest skutkiem niesprzyjających warunków w środowisku domowym np.:
  • niekonsekwencja rodziców
  • faworyzowanie któregoś z rodzeństwa
  • brak prawdziwych uczuć, szczerych i otwartych
  • nadopiekuńczość rodziców
  • zbyt mała opiekuńczość".

I tu dochodzimy do korzeni lęku pierwotnego i emocji "wrogości" będącej z tą pierwszą w ścisłej zależności: "Skutkiem tej frustracji jest pojawienie się lęku i wrogości. Wrogość jest naturalną reakcją na frustrację potrzeb. W tym jednak wypadku musi zostać wyparta, gdyż ujawnienie jej godziłoby w bezpieczeństwo dziecka. Są cztery przyczyny wyparcia wrogości:
  • bezradność - dziecko musi wypierać wrogość gdyż potrzebuje rodziców
  • strach - musi wypierać wrogość, gdyż boi się kary za okazywanie wrogości
    miłość - dziecko wypiera wrogość, gdyż chce trzymać się złudnych namiastek miłości dawanej przez rodziców
  • poczucie winy - dziecko wypiera wrogość, gdyż gdyby ją okazywało - byłoby złym, niekochanym dzieckiem".

Mamy więc tu do czynienia z wypieranym lękiem i wrogością, które wynikłe z frustracji potrzeby bezpieczeństwa "przyczyniają się do rozwijania lęku podstawowego, który jest osią nerwicy i głównym motorem napędowym".

W takiej sytuacji każde dziecko stara się jakoś załagodzić ten lęk, uruchamiając w związku z tym różne mechanizmy obronne. Warto im się bliżej przyjrzeć, ponieważ może to nam łatwiej dociec do istoty lęku Tomasza Grossa i zorientować się, czy w końcu mamy do czynienia u niego z lękiem pierwotnym, czy może strachem?

Do najczęściej rozwijanych mechanizmów obronnych, stosowanych dla złagodzenia tak silnych emocji, jakimi są lęk i wrogość zaliczmy:

"uległość - dlatego aby nie dać powodu do wyrządzenia krzywdy
miłość - bo gdy dziecko zdobędzie miłość to nie będzie krzywdzone
władza - aby można było się samemu bronić przed spodziewaną krzywdą
izolacja - minimalizacja potrzeb i maksymalizacja samodzielności
".

Charakterystyczną cechą dla wymienionych wyżej mechanizmów jest to, że po jakimś czasie ulegają usztywnieniu i utrwaleniu, dla których z kolei typowa jest pewna struktura potrzeb i wiążących się z nimi postaw:

postawa: typowe potrzeby:
DO: miłości
akceptacji
zależności
uległości
OD: niezależności,
izolacji,
samowystarczalności,
doskonałości.
PRZECIW: władzy,
dominacji,
uznania,
rywalizacji.
Niestety: „struktura tych potrzeb jest neurotyczna gdyż są:
  • kompulsywne - zaspokajanie ich jest przymusem
  • nienasycone - niemożliwe jest ich zaspokojenie, gdyż u ich podstaw leży niezaspokojona potrzeba bezpieczeństwa
  • sztywne - reakcja która zaspokaja tą potrzebę jest taka sama
  • wewnętrznie sprzeczne - istnieje konflikt między potrzebami dominującymi, a tymi wypartymi
  • zaburzona jest ich hierarchia - z uwagi na to, że wyparte popędy są niezaspokajane - nasilają się.

Z uwagi na taką ich strukturę występuje konflikt pomiędzy postawami, który trzeba jakoś rozwiązać. Jest na to kilka sposobów:

1. Potrzeby sprzeczne z dominującą - utrwaloną zwiększają lęk, istnieje zatem konieczność ich wyparcia
2. Istnieją sprzeczne przekonania, uczucia, które występują w takiej izolacji, że nie stanowią sprzeczności
3. Uczucia są kontrolowane - nie można uświadomić sobie uczuć sprzecznych z własną postawą
4. Wszystko co nie pasuje do idealnego obrazu JA ulega
projekcji
5. Postawa, która jest dominująca ulega gloryfikacji - a to z uwagi na:

1. konieczność uzyskania spójności
2. silny napór wypartych postaw przeciwnych

Zaczyna zatem działać mechanizm idealizacji własnej postawy, własnego JA. Pojawia się tutaj egocentryzm i JA - idealne. Tutaj nastąpić musi rozłam z rzeczywistością. Im bardziej wyidealizowany jest obraz tym mniejszy ma związek z rzeczywistością.

Takie wyidealizowany obraz JA jest mało stabilny, z jednej strony osoba widzi siebie jako wielką, lepszą od innych, a z drugiej strony brak jej pewności siebie. Antycypuje zatem dwie rzeczy:

1. antycypacja odrzucenia przez ludzi
2. antycypacja zawalenia się obrazu własnego JA
” .

Jak podaje Horney, „te dwa elementy zasilają lęk wtórny. Lęk ten jest powodem objawów wegetatywnych i z tym lękiem pacjenci trafiają do lekarza. Bardzo istotne jest, że w koncepcji Karen Horney mamy do czynienia z dwoma rodzajami lęku:

1. Lęk pierwotny
2. Lęk wtórny
”.

Po zapoznaniu się w powyższymi definicjami i koncepcjami lęku i strachu, ponownie nasuwa się pytanie, z czym mamy zatem do czynienia u J.T Grossa? Z lękiem, czy strachem? Czy rzeczywiście są podstawy ku temu, żeby Gross czuł się zagrożony ze strony Polaków? Czy istnieją realne przesłanki ku temu, żeby on jak i pozostali jego kuzyni – Żydzi – obawiali się o swoje życie, istnienie? Czy może powtórzyć się historia ze wsi w Jedwabnem, czy historia z Kielc? Czy wrogość, którą przypisuje Polakom w stosunku do Żydów jest wrogością posądzanych o te cechy, czy może wrogością samego Grossa?

Przyjmując, że są to jego własne emocje, które mają swoje korzenie we wczesnym dzieciństwie, a które z czasem uległy utrwaleniu i usztywnieniu i obecnie projektowane są na zewnątrz, należałoby dokonać analizy LĘKU (STRACHU?) na płaszczyźnie biograficznej.

Mówiąc o analizie biograficznej, psychoanalitycy głównie mają na myśli pierwsze lata życia pacjenta, mniej więcej pierwsze 6 lat; niektórzy twierdzą, że pierwotne lęki dotyczą przede wszystkim pierwszych 3-ch lat, a nawet okresu prenatalnego i mają swoje źródło w zakłóconych relacjach z matką.

Czego dowiadujemy się z notatek Andrzeja A.? Autor pisze: „Dla osób nie znających tego fragmentu życiorysów rodziny Pana Grossa wypada przypomnieć, że jest on synem żydowskiego chłopaka, którego podczas wojny ukrywała jego późniejsza żona. Mówiąc o wręcz "endemicznym antysemityzmie" społeczeństwa w Polsce do tej samej kategorii zaliczył również swoją matkę - ot ciekawy przypadek”. To bardzo ciekawe spostrzeżenie! Informacje te wskazywałyby na to, iż w przypadku Grossa rzeczywiście mamy do czynienia z pierwotną wrogością i lękiem, których powstania należałoby szukać w nieprawidłowych relacjach z matką. Potwierdzeniem tej hipotezy byłby fakt, że wiele złości i gniewu oraz krytycyzmu autora skierowanych jest na Polskę. A ponieważ Polska jak wiadomo jest rodzaju żeńskiego, w języku psychoanalitycznym może być odpowiednikiem kobiety. Logicznym więc wydaje się również wniosek, że odnosi się także do matki. Wynikałoby z tego, że mamy tu do czynienia nie z realnym strachem przed Polską, lecz utrwalonym, usztywnionym, uogólnionym i rozlanym neurotycznym lękiem pierwotnym żywionym do własnej rodzicielki. Dlaczego? Z jakiego powodu? Trudno jest to wyjaśnić, ponieważ nie znamy dokładnie życiorysu Grossa. Faktem niezaprzeczalnym natomiast jest to, że przypisuje swojej matce „endemiczny antysemityzm”, czyli wrogość, wrogość matki która została przelana na syna (zamiast miłości), a następnie przez niego uwewnętrzniona, stała się również i jego „własnością”, cechą, czy właściwością.

Warto zastanowić się także jeszcze nad relacjami Grossa z jego ojcem. Pewną poszlaką może tu być kolejna wzmianka Andrzeja A.: „Po zapoznaniu się z tym fragmentem Jego rodzinnej historii to mogę tylko Mu współczuć. Dla "prawdziwych Polaków" zawsze będzie "parszywym Żydem", dla ortodoksyjnych Żydów zawsze będzie gojem. Ot i cała filozofia, nikt Go nie chce, wszędzie jest obcy lub co najmniej trefny, no to stara się uwiarygodnić w tej grupie do której chyba w sumie bardziej przez przypadek się dostał.

Załóżmy, że ortodoksyjni Żydzi są symbolicznym odpowiednikiem ojca Grossa (p. Żyd – rodz. męski). Należałoby więc założyć, że podobnie jak matka, ojciec także z jakiegoś powodu odrzucał syna. Praktycznie, młody Gross nie miał żadnych dobrych wzorców do naśladowania i w związku z tym nie utożsamia się z żadnym z rodziców. Łączyć się z tym mogą: brak ukształtowanej tożsamości, czyli pozacierane granice psychologiczne i tendencje do relatywizowania – mylnego nadawania znaczenia pewnym pojęciom, wartościom itp. Poprzez pryzmat swej nieustrukturyzowanej osobowości postrzega świat w sposób zniekształcony i zdeformowany. Jego własny lęk i wrogość są przyczyną występowania u niego tzw. projekcji nieempatycznej, czyli rzutowania własnych myśli, cech, emocji na otoczenie. Jego pierwotny lęk i wrogość żywiony do matki został przeniesiony na obcych ludzi, co tłumaczyłoby jego poczynania późniejsze i TU i TERAZ w aspekcie relacyjnym.

W aspekcie intrapsychicznym widoczne są liczne sprzeczności, wewnętrzne zmagania, walka z przeciwstawnymi potrzebami i postawami. Mamy tu zarówno potrzeby miłości i władzy, akceptacji i rywalizacji, zależności i uznania, uległości i dominacji. W końcu biegunowość będzie dotyczyć emocji wyrażanych na „zewnątrz” – lęk (strach?) i przeżywanych w środku – wrogość i agresja. Czyli to nie strach tak naprawdę miota Janem Tomaszem Grossem, lecz wrogość, wrogość do matki i wrogość do Polski.

18 stycznia 2008

Połowa Polaków ma skłonności paranoidalne

tak wynika z najnowszych badań sondażowych, przeprowadzonych przez CBOS na reprezentatywnej próbie badawczej, tj. na 890 dorosłych Polakach.
Jak donosi onet:

"Spośród polityków największym, 72-procentowym zaufaniem, cieszy się premier Donald Tusk. To o 2 punkty więcej niż w grudniu 2007 roku - wynika z najnowszego sondażu CBOS. Tuskowi nie ufa 15 procent badanych - o 1 punkt więcej niż w poprzednim sondażu. 54 procent nie ufa natomiast prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu,
Na kolejnych miejscach w rankingu zaufania znaleźli się: wicepremier Waldemar Pawlak (57 procent), były minister zdrowia Zbigniew Religa (55 procent), były prezydent Lech Wałęsa (54 procent), marszałek Sejmu Bronisław Komorowski (50 procent), szef MSZ Radosław Sikorski (45 procent).Dalsze miejsca zajmują kolejno: wicemarszałek Sejmu Jarosław Kalinowski (42 procent), sekretarz stanu w Kancelarii Premiera Julia Pitera (40 procent), szef SdPl Marek Borowski (39 procent), prezydent Lech Kaczyński (38 procent), szef SLD Wojciech Olejniczak (36 procent) i prezes PiS Jarosław Kaczyński (31 procent).

Od grudnia 2007 największy wzrost zaufania odnotowały Julia Pitera - wzrost o 12 punktów i minister zdrowia Ewa Kopacz - o 9 punktów (ufa jej 30 procent ankietowanych)CBOS zbadał też poziom nieufności ankietowanych wobec polityków. Tu na pierwszym miejscu jest prezes PiS Jarosław Kaczyński - nie ufa mu 54 procent badanych (spadek poziomu nieufności o 3 punkty procent w stosunku do grudnia 2007).Kolejne miejsca zajmują: prezydent Lech Kaczyński (47 procent nieufności - mniej o 4 punkty procent), Przemysław Gosiewski i Ludwik Dorn (po 45 procent - w przypadku Gosiewskiego wzrost o 1 punkt, a Dorna o 2 punkty procent)Na następnych miejscach w rankingu pod względem poziomu nieufności wobec polityków zajęli: Jan Olszewski (29 procent nieufności - wzrost o 3 punkty), Wojciech Olejniczak (28 procent - spadek o 2 punkty), Lech Wałęsa i Aleksander Szczygło (po 25 procent - w przypadku Wałęsy wzrost o 2 punkty, w przypadku Szczygły w grudniu nie było pomiaru), Marek Borowski (23 procent - wzrost o 1 punkt)Od grudnia 2007 r. najbardziej pogorszyły się oceny Waldemara Pawlaka i Zbigniewa Religi - zaufanie do każdego z nich spadło o 3 punkty
".

Oczywiście, jak widać z w powyższego tekstu, nikt tak nie zatytułował, jak ja wiadomości w onecie, ale osoby, co b-j zorientowane w psychologii natury człowieka, natychmiast to wychwycą.

Nie raz już wielu z Was słyszało, zwłaszcza wśród stałych czytelników moich blogów, ale i może z innych źródeł, o zjawisku PROJEKCJI, czyli rzutowaniu własnych cech osobowości, emocji, skłonności na tzw. "obiekt", czyli innego człowieka, zwłaszcza tego, którego nie darzy się szczególną sympatią. Wiemy także, że nadmierna nieufność może być m.in. wyrazem skłonności paranoidalnych danej jednostki. O tych zjawiskach pisał swego czasu m.in. Jacek Santorski:

Wielu ludzi, zwłaszcza zmęczonych życiem, zagubionych, potrzebuje kogoś, kto powie jednoznacznie, co jest dobre, a co złe (…). Kto ma skłonność do oceniania innych, wchodzenia w rolę moralisty? Często osoby, które nawet nie zdają sobie sobie sprawy, że demony, z którymi walczą, które demaskują i potępiają, jako zlokalizowane gdzieś “na zewnątrz”, tkwią głęboko w nich samych. Jest to przejaw zjawiska “rzutowania” czy “projekcji”. Przyjrzyj się ludziom, którzy krytykują, potępiają (…).¹

Wiemy także, że od wielu lat prowadzona jest przez środowiska lewicowe i liberalne "kampania" wmawiania społeczeństwu, że Kaczyńscy posiadają chorobliwie skonstruowaną strukturę osobowości. Nieustannie obrzuca się ich epitetami: "oszołom", "wariat", "paranoik" itp. I ci, którzy tę propagandę uprawiają, dobrze wiedzą co robią, bo zdają sobie sprawę, że takie informacje znajdą wśród wielu Polaków podatny grunt, a więc i rezonans. Że takie słowa, wyrażenia przede wszystkim uruchomią emocje, skłonności u tych obywateli, którzy te emocje w sobie noszą. Dlatego też, nie mam najmniejszych oporów w wyciągnięciu następującego wniosku nt. tej grupy badawczej, która deklaruje wysoki stopień nieufności wobec Jarosława Kaczyńskiego: 54% Polaków wykazuje skłonności paranoidalne i łatwo poddaje się manipulacjom mediów.

Przy okazji polecam Państwu mój wpis z 17 lipca 2007 roku: "Jak działa propaganda, czyli współczesna psychuszka".

Pozdrawiam

¹J. Santorski, Ludzie przeciwko ludziom? Jak żyć we współczesnej Polsce, "Świat Książki", Warszawa 2004, s.106.

Z całym szacunkiem dla Redakcji onetu

ale pragnę zauważyć, że w niniejszych doniesieniach: "PiS: Palikot to "dewiant", który "kąsa Kościół i Lecha Kaczyńskiego" autor artykułu zniekształcił sens słów Jarosława Kaczyńskiego. Błagam, dbajcie o logikę i precyzję wypowiadanych słów. Były Premier powiedział o pośle Palikocie: "Wypowiedzi Janusza Palikota, robiące wrażenie "jakiejś dewiacji indywidualnej", wpisują się w coś niedobrego", a nie: "Palikot to dewiant".

Tak sformułowane zdanie, jakie zostało zawarte w nagłówku wiadomości, zawiera całkowicie odmienny ładunek emocjonalny od tego, jaki wyraził Kaczyński w swoich słowach. Kiedy zobaczyłam wspomniany tytuł, pomyślałam, że pan Premier zagalopował się i wyraził się agresywnie, a w rzeczywistości jest zupełnie inaczej! Owszem, ze słów autora przebija gniew i oburzenie, ale na miłość Boską, gniew to nie jest AGRESJA, tzn. to nie jest ten typ agresji, przy użyciu której wyraźnie przekracza się granice psychologiczne oponenta!


Nie wiem, co mam o autorze tego artykułu myśleć, ale nasuwają się dwa skojarzenia:
  1. albo autor pisał nieuważnie i nie zadbał o precyzję wypowiedzi
  2. albo celowo zniekształcił słowa Premiera, by ukazać go w bardzo niekorzystnym świetle.

Za tą drugą wersją "wydarzeń" przemawiałby fakt, iż autor do artykułu dołączył jakieś stare zdjęcie (niepierwszy raz je widzę) , na którym Premier wygląda na nieprawdopodobnie wzburzonego! A przecież ładunek emocjonalny przytoczonych tu słowa Kaczyńskiego zupełnie nie koresponduje z ładunkiem emocjonalnym Kaczyńskiego na zdjęciu!


Oceńcie sami:







Prośba do Redakcji: proszę dbać o precyzję sporządzanych doniesień, bo w końcu pomyślę, że mam do czynienia z dziennikarzem, który celowo manipuluje emocjami, a co zatem idzie poglądami czytelników. Upraszam więc o większą staranność językową autorów publikacji, zatrudnionych przez portal onetu.

16 stycznia 2008

Polityczny savoir-vivre a zdrowie emocjonalne polityków polskich

Czym jest savoir-vivre i jakie są jego związki z inteligencją emocjonalną i społeczną polityka, to główny motyw przewodni dzisiejszego posta.
Zacznijmy od definicji savoir-vivr'u.
Z polskiego wydania encyklopedii internetowej, tj. Wikipedii dowiadujemy się:
"Savoir-vivre czyli ogłada, dobre maniery, bon-ton, konwenans towarzyski, kindersztuba; znajomość obowiązujących zwyczajów, form towarzyskich i reguł grzeczności obowiązujących w danej grupie.

Wyrażenie Savoir-vivre pochodzi z języka francuskiego i jest złożeniem dwóch czasowników w formie bezokolicznika. Savoir znaczy wiedzieć, za to vivre znaczy po prostu żyć. Stąd savoir-vivre przetłumaczyć można jako sztuka życia. Wzięte razem, tworzą popularny splot słów, który można rozumieć jako: 1 – znajomość obyczajów i form towarzyskich, reguł grzeczności; 2 – umiejętność postępowania w życiu i radzenia sobie w różnych trudnych sytuacjach. Najogólniej, zasady savoir-vivre'u to:
  • Zasady savoir-vivre'u dotyczą przede wszystkim kilku głównych dziedzin życia:
  • nakrywania, podawania do stołu i jedzenia,
  • wyglądu, prezencji (np. postawy, higieny) i właściwego ubioru,
  • form towarzyskich (np. w miejscu pracy, w rodzinie, na przyjęciach),
  • komunikacji (także telefonicznej i internetowej),
  • zachowania się w szczególnych sytuacjach..

Anglicy zawarli złote zasady dobrego zachowania w przewrotnym akronimie "IMPACT" (wstrząs), utworzonym od wyrazów:

  • Integrity – prawość,
  • Manners – maniery,
  • Personality – osobowość,
  • Appearance – wygląd zewnętrzny,
  • Consideration – wzgląd na innych,
  • Tact – takt."
Z kolei z tej samej encyklopedii wynika, iż Inteligencja Emocjonalna, inaczej EQ [ang.] Emotional Quotient , to "kompetencje osobiste człowieka w rozumieniu zdolności rozpoznawania stanów emocjonalnych własnych oraz innych osób, jak też zdolności używania własnych emocji i radzenia sobie ze stanami emocjonalnymi innych osób.

Kompetencje zaliczane do inteligencji emocjonalnej, to zdolności komplementarne w stosunku do inteligencji racjonalnej, rozumianej jako umiejętności czysto intelektualne, analityczne i abstrakcyjne, mierzone ilorazem inteligencji, i wyrażane wskaźnikiem IQ [ang.] Intelligence Quotient.

Do inteligencji emocjonalnej zalicza się trzy główne grupy kompetencji:

KOMPETENCJE PSYCHOLOGICZNE (relacje z samym sobą)

Samoświadomość: umiejętność rozpoznawania własnych stanów emocjonalnych, wiedza o własnych uczuciach, wartościach, preferencjach, możliwościach i ocenach intuicyjnych, czyli świadomość emocjonalna.

Samoocena: poczucie własnej wartości, wiara we własne siły, świadomość swoich możliwości, umiejętności oraz swoich ograniczeń; umiejętność doświadczania własnej osoby niezależnie od sądów innych ludzi.

Samokontrola: zdolność świadomego reagowania na bodźce zewnętrzne; umiejętność radzenia sobie ze stresem i kształtowania własnych emocji w zgodzie z samym sobą, z własnymi normami, zasadami oraz wyznawanymi wartościami.

KOMPETENCJE SPOŁECZNE (relacje z innymi)

Empatia: umiejętność doświadczania stanów emocjonalnych innych, uświadamianie sobie uczuć, potrzeb i wartości wyznawanych przez innych, czyli rozumienie innych, wrażliwość na odczucia innych; postawa nastawiona na pomaganie i wspieranie innych osób; zdolność odczuwania i rozumienia relacji społecznych.

Asertywność: posiadanie i wyrażanie własnego zdania oraz bezpośrednie, otwarte wyrażanie emocji, postaw oraz wyznawanych wartości w granicach nie naruszających praw i psychicznego terytorium innych osób; zdolność obrony własnych praw w sytuacjach społecznych bez naruszania praw innych osób do ich obrony.

Perswazja: umiejętność wzbudzania u innych pożądanych zachowań i reakcji, czyli wpływania na innych; umiejętność pozyskiwania innych na rzecz porozumienia, zdolność łagodzenia konfliktów.

Przywództwo: zdolność tworzenia wizji i pobudzania ludzkiej motywacji do jej realizacji; zdolność zjednywania sobie zwolenników.

Współpraca: zdolność tworzenia więzi i współdziałania z innymi, umiejętność pracy w grupie na rzecz osiągania wspólnych celów, umiejętność zespołowego wykonywania zadań i wspólnego rozwiązywania problemów.

KOMPETENCJE PRAKSEOLOGICZNE (inaczej kompetencje działania - nasz stosunek do zadań, wyzwań i działań)

Motywacja: własne zaangażowanie, skłonności emocjonalne, które prowadzą do nowych celów lub ułatwiają ich osiągnięcie, czyli dążenie do osiągnięć, inicjatywa i optymizm.

Zdolności adaptacyjne: umiejętność panowania nad swoimi stanami wewnętrznymi; zdolność radzenia sobie w zmieniającym się środowisku, elastyczność w dostosowywaniu się do zmian w otoczeniu, zdolność działania i podejmowania decyzji pod wpływem stresu.

Sumienność: zdolność przyjmowania odpowiedzialności za zadania i wykonywanie zadań; umiejętność czerpania zadowolenia z wykonywanych obowiązków; konsekwencja w działaniu, w zgodzie z przyjętymi przez siebie standardami."
Nierozerwalnie z Inteligencją Emocjonalną związana jest Inteligencja Społeczna. W dużym skrócie można ją określić, jako "zdolność społecznego przystosowania i wywierania wpływu na środowisko, sztuka nawiązywania pozytywnych, obustronnie satysfakcjonujących relacji interpersonalnych w codziennych kontaktach".

Inteligencja społeczna polega na stosownym doborze zachowania i sposobu komunikacji, co w sytuacjach związanych z negatywnymi emocjami bywa trudne. Stosowność w tym wypadku to nie tylko osiągnięcie celu, do jakiego komunikacja jest środkiem, ale przede wszystkim stopień, w jakim odbiorca komunikatu nie zniekształca intencji jego nadawcy. Inteligencja interpersonalna jest więc także umiejętnością radzenia sobie z konfliktami interpersonalnymi i łatwością współdziałania z innymi.
Inteligencja społeczna wiąże się z inteligencją emocjonalną, na którą, oprócz umiejętności społecznych, składają się zdolność samokontroli, samokreacji i wglądu we własne emocje."
Po zapoznaniu się z powyższymi definicjami nietrudno zauważyć, iż sztuka życia, jaką jest savoir -vivre, czyli znajomość obyczajów i form towarzyskich, reguł grzeczności umiejętność postępowania w życiu i radzenia sobie w różnych trudnych sytuacjach to znajomość i rozumienie reguł społecznych, które są warunkiem inteligencji społecznej. Z kolei takie cnoty, jak: uśmiech, uprzejmość, życzliwość, dyskrecja, czy grzeczność, to komponenty Inteligencji Emocjonalnej, i są wyrazem takich zdolności, jak: empatia, czy asertywność. Punktualność zaś, jako kolejna zmienna określająca cechy człowieka dobrze wychowanego, w świetle wiedzy klinicznej, rozumiana jest jako przejaw zdrowia emocjonalnego. Człowiek zdrowy "chodzi jak zegarek", jest dobrze zorganizowany, uporządkowany, zdyscyplinowany, w pełni panuje nad swą aktywnością, czyli sprawnie kontroluje i kieruje własnym życiem
Jak wszystkie te cechy mają się do naszych polskich polityków, zwłaszcza tych, o których ostatnio głośno jest w mediach, tych którzy pełnią istotne i znaczące role w codziennych realiach politycznych? Nie ukrywam, iż od pewnego czasu uważam, że w polskim życiu publicznym dzieje się bardzo źle, a zasady dobrych manier i obyczajów wśród znanych nam postaci widoczne są w stanie szczątkowym. Czy pozostaje to bez związku ze stanem emocjonalnym, a dokładnie Inteligencją Emocjonalną i Inteligencją Społeczną? Spróbujcie ocenić Państwo sami.
Od kiedy zaczęłam systematycznie śledzić i analizować różne wydarzenia polityczno - społeczne w naszym kraju, nie mogę się wręcz opędzić od refleksji, a przy okazji przytaknąć Jackowi Santorskiemu (temu oczywiście z lat 90-tych), że Polacy, w tym politycy stanowią naród rozregulowany. Nie przeczę, że gdy czytałam doniesienia, iż w latach 90-tych 90% społeczeństwa naszego znajdowało się na pograniczu nerwic i cięższych zaburzeń, to liczyłam, że do czasów nam współczesnych będzie już inaczej. Może być tylko lepiej. Nastąpi stabilizacja, Polacy, zwłaszcza ci z budżetówki, będą b-j zadowoleni, ugruntowani, wewnętrznie ustabilizowani, lepiej będą się do siebie odnosić, a politycy różnych opcji politycznych zaczną wreszcie dobrze ze sobą koegzystować. Jednym słowem zapanuje harmonia, spokój, względne zadowolenie, a wśród Polaków znacznie podskoczą wskaźniki ilorazu IE (EQ) oraz IS, czyli inaczej wzrośnie poziom kultury osobistej.
Niestety, konfrontacja rzeczywistości z opisanymi wyżej IDEAŁAMI wnosi ze sobą bardzo przygnębiające wyniki i wszystko wskazuje, że wraz z dojściem do władz Tuska i jego ludzi, nastąpił regres, że historia zatoczyła krąg i cofnęliśmy się do początków lat 90-tych. Widać to nie tylko na podstawie składu rządu oraz stylu uprawianej polityki, przypominającej do złudzenia czasy, kiedy to obalono rząd Olszewskiego, ale także po tym, jak wygląda język życia publicznego, forma przekazów medialnych, zachowania i postawy polityków.
Przykładów na niski poziom kompetencji społecznych znanych nam postaci publicznych, często oficjalnie uznawanych za "autorytety", można by mnożyć, choćby cytując ostatnie wypowiedzi "autorytetu" - profesora/ nie profesora -Bartoszewskiego -, czy naszego drogiego "mędrca" - Lecha Wałęsy.
Kolejnym i jakże niezwykle wyrazistym przykładem wątpliwej kultury tzw. ludzi ze świecznika jest poseł PO - Janusz Palikot. Wszyscy dobrze znamy tego człowieka z jego dziwacznych i ekscentrycznych zachowań: z afiszowania się z koszulką z napisem: "Jestem gejem, jestem z SLD", albo z organizowania konferencji, na której wymachuje na oczach milionów widzów sztucznym penisem, czy nawołuje środowiska kościelne do zniszczenia o. Rydzyka i środowiska "Radia Maryja", tylko dlatego, żeby politycy PO mogli sobie spokojnie porządzić . Czy zachowanie takie oraz równie dziwaczny sposób ubierania się posła, harmonizuje z ogólnie przyjętym wizerunkiem polityka, dyplomaty - z krótko przyciętymi włosami (jak przystało na prawdziwego mężczyznę), schludnym i dobrze skrojonym garniturem, opanowanym zachowaniem i składnym i kulturalnym językiem wypowiedzi? Z całą pewnością nie. Jak już zdążyliśmy zauważyć, poseł Palikot już wielokrotnie wypadał ze swojej roli, i wszystko wskazuje, że zachowania swe będzie dalej utrwalać.
Szczytem dotychczasowych "wystąpień" Palikota był jeden z jego ostatnich wpisów blogowych, w którym napisał: "Muszę postawić te pytania. I wolę zrobić to publicznie, a nie w formie plotek na politycznych korytarzach. Sprawa dotyczy przecież głowy państwa, zaś informacje powielane w dziesiątkach rozmów ? z udziałem najważniejszych polskich polityków ? brzmią bardzo poważnie i niepokojąco. Czy prezydent Lech Kaczyński nadużywa alkoholu? Czy prawdą jest, że jego pobyty w szpitalach mają związek z terapią antyalkoholową? Czy ucieczki do Juraty i czerwone wino to nie środki terapeutyczne, stosowane przezeń w reakcji na problemy w relacjach rodzinnych z bratem i matką? Czy w takiej sytuacji, w takim kontekście, prezydent nie traktuje prowadzonej przez siebie polityki jako formy reagowania na osobiste urazy?". Po czym stwierdza obłudnie, jakby udając, że to co robi, to nie jest zwykła plotka, która jest elementem zakulisowej nieczystej gry politycznej, tylko pytaniem w słusznej sprawie zatroskanego obywatela o stan głowy Prezydenta: "Stawiam te pytania, gdyż w nieformalnych rozmowach stawia je duża część środowiska politycznego, mniej lub bardziej złośliwie, z mniejszym lub większym niepokojem przyglądając się prezydenturze Kaczyńskiego. Ale czym innym jest używanie tych pytań do zakulisowej walki politycznej, w której plotka jest silnym narzędziem, czymś innym zaś publiczne ich postawienie ? w oczekiwaniu na jednoznaczne, formalne stanowisko Kancelarii Prezydenta i opinię lekarzy dbających o zdrowie głowy państwa. Czy doczekamy wyjaśnień?".

W świetle ogólnodostępnej wiedzy psychologicznej, można by tu pokusić się o trzy hipotezy nt. postaw p. Palikota:

1.że mamy do czynienia z człowiekiem, który stracił kontrolę nad sobą i utracił samokrytycyzm, i w związku z tym nie zdaje sobie sprawy z tego co mówi i jakie niesie konsekwencje jego zachowanie; nie zna zasad dobrych manier, zachowuje się, jak człowiek, który wykazuje jakieś zakłócenia na poziomie emocjonalnym (przepraszam za to określenie, ale tak to wygląda z punktu widzenia obserwatora i nie da się tego inaczej określić; zdolność do zachowania się z powszechnie przyjętymi normami społecznymi znajduje się w ścisłej korelacji ze zdrowiem emocjonalnym)

2. że mamy do czynienia z człowiekiem co najmniej zepsutym, zmanierowanym, który stosuje różne nieczyste chwyty PR-wskie w bezwzględnej walce politycznej
3. obie hipotezy są prawdziwe i obie postawy Palikota mają miejsce w rzeczywistości.


Za trafnością hipotezy nr 2 mogą przemawiać najświeższe, czyli dzisiejsze doniesienia:


"Dz": autorem wybryków Palikota jest firma PR


"Dziennik": Jak mówi jeden z członków władz klubu PO, Platforma podejrzewa, że Janusz Palikot od dawna korzysta z usług firmy PR, która wymyśla jego niektóre wybryki. Partia ma sprawdzić ten wątek. Jeśli okażcie, że wpis o prezydencie na blogu był elementem strategii PR, Palikot może zostać wykluczony z klubu Platformy. Zdaniem specjalisty od marketingu politycznego Eryka Mistewicza, Palikot chciał, poprzez kontrowersyjny wpis na blogu, przykryć publikację o sensacjach jego żony.
Palikot o początku swej kariery korzysta z usług doradców od wizerunku. – Byłem przy rozmowie, w której chwalił się, że wynajmuje firmę PR, która doradza mu, jak zwrócić na siebie uwagę – mówi Ireneusz Bryzek, do niedawna poseł PO w Lublinie. – Mówił też, że mottem jego działań jest: nieważne, jak piszą, ważne by nazwiska nie przekręcali – dodaje
."



Nie znaczy to jednak, że pierwsze hipoteza także nie jest słuszna, za czym przemawiałyby kolejne doniesienia o Palikocie:

"Palikot sms-em odwołał posiedzenie komisji


Janusz Palikot niespodziewanie odwołał pierwsze, robocze posiedzenie komisji "Przyjazne Państwo"dowiedział się RMF FM. Oficjalne powody tej decyzji nie są znane. Zdaniem członków komisji, Palikot chce w ten sposób wyciszyć sprawę wpisu na blogu i pytań do prezydenta.Poseł Palikot nie podał powodu odwołania posiedzenia nawet pracownikom Kancelarii Sejmu. Posłom komisji wysłał tylko SMS, że zebrania nie ma. Posłowie z komisji nie mają wątpliwości, że przewodniczący komisji chce wyciszyć sprawę swojego kontrowersyjnego wpisu na blogu. Palikot uniknął także wniosku o swoje odwołanie. - Wniosek o odwołanie przewodniczącego komisji musiałby paść na początku posiedzenia - mówi Paweł Poncyliusz. Poseł PiS jest zdziwiony rejteradą Palikota, który sam niszczy swój ambitny plan – 100 komisji w 100 dni. - Z tych 100 komisji zrobi się tylko 90 - zaznacza Poncyliusz.
Dziś komisja miała odbyć aż trzy ważne spotkania – z przedstawicielami Banku Światowego, Narodowego Banku Polskiego i przedsiębiorcami.Pierwsze posiedzenie „Przyjaznego Państwa”, które ma likwidować absurdalne przepisy, odbędzie się najwcześniej za tydzień. Janusz Palikot nie potwierdził jednak tej daty w sejmowej kancelarii."
Czy wyobrażacie sobie Państwo, że stać by Was było na takie posunięcie, do jakiego uciekł się poseł Palikot? Czy uczynilibyście to u siebie w pracy? Czy wyobrażacie siebie w sytuacji, że jesteście inicjatorami jakiejś akcji, jakiegoś projektu, programu, poruszacie w związku z tym "niebo i ziemię", zawracacie głowę swojemu szefowi, angażujecie do planu całą batalię ludzi, w końcu ustalacie termin spotkania/konferencji/zebrania z ważnymi i znaczącymi osobami, po czym nie stawiacie się w wyznaczonym terminie, a swoich szefów/zakład pracy informujecie zaledwie krótkim, lakonicznym SMS-em: "Zebrania nie ma", nie podając przy tym powodu swej nieobecności?
Dziwna jest ta komisja "Przyjazne Państwo", autorstwa posła Palikota, która dziwnym trafem jakoś mało przyjaźnie odniosła się dzisiaj do przedstawicieli Banku Światowego, Narodowego Banku Polskiego i przedsiębiorców:) A co z drogocennym czasem, energią i przeformułowanymi planami zaproszonych gości, którzy zapewne daremnie nastawili się, przygotowali, a może i specjalnie przybyli do Warszawy na zebranie, organizowane przez tak "poważnego" polityka?
Nieautentyczną personą jest dla mnie także poseł Zbigniew Chlebowski, który w swoim videoblogu w równie przedziwny sposób broni Palikota, atakując przy tym samego pokrzywdzonego - Prezydenta Polskiej Rzeczpospolitej. Zrzuca on WINĘ na Prezydenta za brak pomysłów w zakresie reformy służby zdrowia (bo samemu jest się MIERNYM, NIEZBYT BYSTRYM i MAŁOKREATYWNYM?), po czym dziwi się niebywale, czemu Prezydent jest taki obrażalski, skoro Palikot przeprosił w końcu głowę państwa; gdy tymczasem po przeprosinach, poseł dalej uporczywie Go obraża, ponownie pytając się: czy Lech Kaczyńskich jest alkoholikiem?
Że mamy tu do czynienia z typowym odwracaniem "kota ogonem", czyli odwracaniem uwagi opinii społecznej od oceny działań polityków PO, chyba zdrowo myślący człowiek nie ma wątpliwości. Przy takiej wypowiedzi, można się pokusić o przypuszczenie, że albo Chlebowski sam jest kimś pokroju Palikota, albo najzwyczajniej zachowuje się nieetycznie, czyli manipuluje, daje Polakom do zrozumienia, że ma do czynienia z CIEMNYM LUDEM, który nic nie rozumie, nie potrafi właściwie oceniać faktów, bądź ludem, który nie jest zorientowanym, w bieżących wydarzeniach polityczno - społecznych. O pewnym podobieństwie Chlebowskiego do Palikota mogą świadczyć cytowane już przeze mnie jego słowa: "prezes PiS Jarosław Kaczyński nie wyleczył się z "traumy powyborczej" i wciąż ma "problemy emocjonalne".
Patrząc na te i inne wybryki polskich polityków, zwłaszcza PO, którzy wydawałoby się powinni świecić wzorem dyplomaty europejskiego, zachowywać się zgodnie ze swoją rolą - a więc dbać o wizerunek człowieka poważnego, inteligentnego, dojrzałego, zrównoważonego, odpowiedzialnego, wiarygodnego i kulturalnego - nasuwają się następujące WNIOSKI:
  • albo kandydatów do sejmu, senatu i rządu należałoby uprzednio poddawać jakimś testom psychologicznym,
  • albo jak najszybciej odsuwać od czynnego życia politycznego w kraju wszystkich tych polityków, które w ewidentny sposób nagminnie łamią powszechnie przyjęte zasady dobrego współżycia społecznego.

Tak nie może być, by miliony Polaków, a zwłaszcza tysiące młodych ludzi przypatrywało się aspołecznym zachowaniom ludzi na świeczniku, a następnie wychodziło w świat z następującym przekonaniem: "Wolno mi kłamać, manipulować, być chamskim, agresywnym, a nawet zachowywać się jak człowiek niepoczytalny, bo to jest najlepsza, a zarazem najkrótsza droga do tego, by zrobić karierę, wspiąć się na wyżyny społeczne. Skoro tak robią znani i "dorośli" politycy, to czemu ja nie miałbym tak samo postępować?".

Tak wygląda sposób na szybką karierę w Polsce XXI wieku. W czasach PRL-u młodych uczono, że do szybkich sukcesów dochodzi się, wstępując do PZPR-u, a w czasach nam współczesnych - stosując nieczystą grę i łamiąc ogólnie przyjęte normy i ZDROWE obyczaje. "Przykład idzie z góry!" , tak powiadają psychologowie, psychiatrzy, czy pedagodzy. Nie dziwi więc, że wszystkie formy zachowania ludzi ze świecznika, przekazywane drogą medialną, przenoszone są na niższe szczeble struktury polskiej społeczności, a język polityków udziela się ich wyborcom, czego nagminne przykłady można zaobserwować na różnych forach internetowych, choćby polityczni.pl, onet.pl, czy Salon24.
Czy wszystko to służy zdrowiu Polaków? Czy savoir - vivre w wydaniu polskich polityków i młodzieży polskiej, identyfikującej się z Donaldem Tuskiem, Zbigniewem Chlebowskim, Januszem Palikotem, Stefanem Niesiołowskim, profesorem Bartoszewskim oraz Lechem Wałęsą to wzory, a zarazem wyraz wybitnej kultury osobistej, Inteligencji Społecznej i Emocjonalnej, czy może czegoś przeciwnego? Na te pytania odpowiedzcie sobie Państwo sami...

09 stycznia 2008

Kto rządzi Polską czyli rozważania etyczno - psychologiczne

Z coraz to większym trudem znoszę coraz to nowsze doniesienia z pracy władz, które zafundowała sobie część polskich wyborców. Kiedy patrzy się, jak ludzie odpowiedzialni za śmierć ks. Popiełuszki i wielu innych Polaków, walczących o Wolność, Dobro i Prawdę dla naszego kraju, próbują nam wciskać do głów normy etyczne, uważają się za bardziej etycznych od samego Boga, to skręcają się we mnie wszystkie wnętrzności.

Jakiś czas temu postawiłam diagnozę ludziom wybranych opcji politycznych (głównie PO i LiD -u) i widzę, że byłam bliska rzeczywistości:

"Po stronie lewicy można zaobserwować przewagę jednostek psychopatycznych oraz osobowości zależnych, o nieukształtowanym poczuciu tożsamości płciowej, zatarciu granic psychologicznych".
Osobom mniej zorientowanym w terminologii psychologicznej, pragnę przypomnieć, iż jednym z przejawów zatarcia granic psychologicznych jest zacieranie granic pomiędzy tym, co rzeczywiste, a tym co fantastyczne. Ludzie o niewłaściwie uformowanej osobowości, czy cierpiący na różne postaci psychozy, mają w mniejszym bądź większym stopniu, trudności we właściwym ocenianiu zaistniałych zdarzeń i przyznawaniu im oceny DOBREJ, bądź ZŁEJ. Zwykle mają spore problemy z internalizacją norm etycznych, a w konsekwencji z nazywaniem i rozróżnianiem tego, czym DOBRO, a czym ZŁO jest.
Zjawisko to ma oczywiście swoje korzenie we wczesnym dzieciństwie, kiedy to za formowanie się struktury osobowości dziecka odpowiedzialność biorą rodzice, jako główni nauczyciele wszelkich norm, powszechnie przyjętych i obowiązujących w społeczeństwach cywilizowanych. Zwykle rodzice dzieci zaburzonych albo w ogóle nie stanowią żadnego wzorca dla młodego człowieka, ponieważ w ogóle lub słabo się nim interesują, albo przekazują mu sprzeczne sygnały odnośnie tej samej normy: często czynią tak, że w jednym przypadku za to samo zachowanie nagradzają, innym zaś - karzą; w rezultacie dziecko nie potrafi zakomodować właściwie przytoczonych tu pojęć (dobro - zło); jest zdezorientowane i ogłupiałe.
Problemy z rozumieniem pojęć etycznych mają także osoby, które wychowały się w tzw. rodzinach, stosujących liberalny styl wychowania, które dają dziecku na życie następujący przekaz: "bierz co chcesz, rób co chcesz, wolno ci robić to na co masz ochotę, daję ci prawdziwą wolność". Oczywiście nie trzeba tu zbytnio wyjaśniać, że typ rodzica liberalnego, to żaden rodzic, bo w ogóle nie interesuje się swoim podopiecznym, a wymyśloną przez siebie metodę wychowawczą stosuje jako wybieg, zwalniający go od trudu wychowywania dziecka. Ostatecznie człowiek, wychodzący w świat z tak liberalnej rodziny, nosi w sobie wyobrażenie, iż DOBREM jest tylko to, co zaspokaja wszystkie jego zachcianki, natomiast ZŁEM - to, co godzi w jego egoistyczne interesy.
W końcu są rodziny, w których rodzice, sami posiadający problemy z rozróżnianiem zła od dobra, uznają się za jedynie słuszne autorytety w zakresie zasad etyki i jednocześnie uznają się za autorów jedynie słusznych norm- zbiorów zasad moralnych. Stawiają się wyżej od samego Boga, a tworząc własny kodeks etyczny, czynią straszliwy młyn w głowach nieukształtowanego dziecka. Z takim przykładem spotkałam się na wspomnianych już przeze mnie szkoleniach PTP. Była tam kursantka, której ojciec - ateista i aktywny członek PZPR-u - nakłaniał żonę (a matkę kursantki) do robienia skrobanek w ramach tzw. antykoncepcji (w ówczesnych czasach tzw. pigułki nie były w powszechnym użyciu), a gdy ta przestała być w jego rozumieniu kobietą (w wieku 40 lat zachorowała na raka narządów rodnych, a później zaczęła chorować psychicznie; do dziś jest pod stałą opieką psychiatrów) zaczął dobierać się do swojej córki. Nie trzeba więc chyba dużego wysiłku umysłowego, by stwierdzić, iż u tego pana wyraźnie pozacierały się granice psychologiczne...
Z dzisiejszych wiadomości dowiadujemy się, iż szef Komisji Etyki Poselskiej - Sławomir Rybicki (PO) na wniosek Napieralskiego (SLD - przypominam środowisko ateistów) wykluczył Beatę Kempę ze składu Komisji Etyki, za nieetyczne zachowanie, bo nazwała ZŁEM postawy posłów SLD i PO domagających się wyjaśnienia śmierci Barbary Blidy, podczas gdy ci pierwsi są odpowiedzialni za ZŁO, jakim było odebranie sobie życia przez Barbarę Blidę! Posłanka uświadomiła im ich własną hipokryzję i zacieranie granic między tym, co naprawdę jest ZŁEM, a co DOBREM. Do mechanizmu "odwracania kota ogonem", czyli zacierania granic pomiędzy tymi pojęciami, dołączył się sam przewodniczący Komisji Etyki!!!
Oto, co dowiadujemy się z ostatnich doniesień:
Kempa wykluczona z komisji etyki

Komisja Etyki Poselskiej zdecydowała o "zwróceniu uwagi" posłance PiS Beacie Kempie w związku z jej wypowiedziami podczas sejmowej debaty nad wnioskiem o powołanie komisji śledczej ws. okoliczności śmierci Barbary Blidy - poinformował szef komisji Sławomir Rybicki (PO).Rybicki dodał, że zwrócenie uwagi Kempie skutkuje jednocześnie wykluczeniem jej ze składu Komisji Etyki. - Może się od tej decyzji odwołać do Prezydium Sejmu. Ma na to dwa tygodnie - dodał szef komisji.Skargę na posłankę PiS do Komisji Etyki złożył sekretarz generalny SLD Grzegorz Napieralski. Ma ona związek z wypowiedzią Kempy, że "środowisko SLD jest moralnie odpowiedzialne" za śmierć Barbary Blidy.
- Wobec bulwersującej wypowiedzi w trakcie sejmowej debaty (6 listopada) nad wnioskiem LiD o powołanie komisji śledczej w sprawie okoliczności tragicznej śmierci byłej posłanki Barbary Blidy, w której posłanka Beata Kempa dokonała oceny, że "środowisko SLD jest moralnie odpowiedzialne za tę tragedię, bo dopuszczało do takich kontaktów, do takiego procederu" - nie można pozostać obojętnym - napisał w skardze Napieralski.W jego ocenie, zachowanie Kempy godzi w dobre imię Sejmu i narusza art. 6 Zasad Etyki Poselskiej - artykuł ten mówi, że poseł powinien unikać zachowań, które mogą godzić w dobre imię Sejmu i powinien szanować godność innych osób.
Kiedy na to wszystko patrzę, ogarnia mnie przerażenie! Struktura osobowości polityków PO jest bliska strukturze osobowości polityków SLD, a Polską rządzi kto? Liczę na Twą inteligencję Czytelniku Drogi...